Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Spowiedź niedokończona

Spotkanie z autorami książki o Mieczysławie Rakowskim

Tygodnik POLITYKA zaprasza we wtorek 10 listopada o godz. 18.00 na spotkanie z Janem Ordyńskim i Henrykiem Szlajferem, autorami książki „Nie bądźcie moimi sędziami. Rozmowy z Mieczysławem F. Rakowskim”. Wstęp wolny!

Tygodnik POLITYKA i Wydawnictwa Rosner&Wspólnicy zapraszają na spotkanie z Janem Ordyńskim i Henrykiem Szlajferem, autorami książki „Nie bądźcie moimi sędziami. Rozmowy z Mieczysławem F. Rakowskim”.  Książka ta to zbiór rozmów z Mieczysławem F. Rakowskim, redaktorem naczelnym tygodnika „Polityka”, premierem rządu w latach 1988- 1989, I sekretarzem PZPR. Ostatnia rozmowa odbyła się na kilkanaście dni przed śmiercią MFR.

Słowo wstępne wygłosi prof. Wiesław Władyka.

Spotkanie odbędzie się we wtorek 10 listopada o godz. 18.00 w siedzibie redakcji „Polityki”, Warszawa, ul. Słupecka 6. Na miejscu będzie można zakupić książkę ze specjalnym rabatem. Wstęp wolny, zapraszamy!

*** 

Rozmowy z Mieczysławem F. Rakowskim to znakomite uzupełnienie znanych już „Dzienników”. Dzięki wielu wymuszonym przez autorów dygresjom MFR wchodzi w rejony wcześniej nieodkrywane.

Rok temu pożegnaliśmy Mieczysława F. Rakowskiego, wieloletniego redaktora naczelnego „Polityki”, twórcę jej sukcesów w latach 60. i 70., ale też ostatniego premiera PRL i ostatniego pierwszego sekretarza KC PZPR. W ciągu kilku miesięcy przed śmiercią Rakowskiego Jan Ordyński, znany dziennikarz, oraz Henryk Szlajfer, profesor i dyplomata, przeprowadzili z nim kilkanaście rozmów, które teraz w postaci książki udostępnili czytelnikom.

Jak sami piszą, nie zdążyli swojego planu zrealizować w całości, niektóre wątki były omówione pełniej, niektóre ledwie naszkicowane, a wielu nie zdążyli nawet dotknąć. Niewątpliwie potrafili ze swoim rozmówcą złapać dobry kontakt i wydobyć wiele cennych, a nieznanych wcześniej relacji, szczerych spowiedzi, a też często pikantnych drobiazgów i szczegółów. Pozostając z MFR w bezpośredniej i zażyłej relacji – rozmowa prowadzona jest na „ty” – jednocześnie ustawiali się wobec niego w kontrze (stąd chyba tytuł książki „Nie bądźcie moimi sędziami”). Na marginesie, Henryk Szlajfer ma biografię komandosa, zaświadczoną usunięciem w marcu 1968 r. z Uniwersytetu Warszawskiego wraz z Adamem Michnikiem, co było bezpośrednim powodem osławionego wiecu studentów przed biblioteką tejże uczelni 8 marca.

Dla czytelnika średnio zorientowanego we współczesnej, aczkolwiek już minionej historii Polski, ta spowiedź Redaktora, sięgająca czasów przedwojennych i wojennych, potem pierwszego dziesięciolecia PRL, zachowuje swoją fabularną atrakcyjność, znakomicie pokazuje trudne i straszne warunki tamtych czasów i wpleciony w nie los dorastającego i wyrastającego ponad przeciętność syna chłopskiego z Wielkopolski (choć sam podkreśla, że był synem rolnika, a nie chłopa).

Tę opowieść już słyszeliśmy od samego Rakowskiego, niemniej dzięki zastosowanej formie nabiera ona dodatkowej ekspresji. A tu siostra, a tu ciotka, a oto ojciec, który na wieść, że urodził się mu syn, dwa dni fetował poza domem.

Politrucka robota

Do tej wstępnej części ksią­żki należy także relacja, jak Rakow­ski wchodził w nową Polskę­ po 1945 r.,­­ jak się z nią utożsamiał i jak chciał jej służyć. Czy to w wojsku, w którym w przyspieszonym tempie zrobił maturę, a potem został oficerem politycznym, czy na studiach w specjalnej placówce kształcącej janczarów komunistycznych, tzw. Instytucie Kształcenia Kadr Naukowych, czy wreszcie w centralnym aparacie partyjnym, skąd w lutym 1957 r. przeszedł do utworzonej właśnie „Polityki”.

I w tym momencie zaczyna się, można powiedzieć, publiczny życiorys Mieczysława F. Rakowskiego. „Polityka” została powołana przez Gomułkę w celu zatrzymania rewolucji październikowej w 1956 r. i wyznaczenia „porcji wolności”, by posłużyć się znanym określeniem Jakuba Karpińskiego. Była redagowana przez wysokich funkcjonariuszy partyjnych, a jej głównym wrogiem był zrewoltowany tygodnik „Po prostu”, jesienią 1957 r. ostatecznie rozwiązany decyzją samego Gomułki. „Polityka” nie miała zatem u zarania chwalebnej karty, a Rakowski z towarzyszami robił politrucką robotę. Zresztą zabawne, gdy przypomina sobie, że od razu doszło do starcia z „Po prostu”, które jakoby zaatakowało „Politykę” tekstem „Wyjąć konserwę z puszki”.

Zabawne dlatego, że tekst ten, którego współautorem był Jerzy Urban, później bliski współpracownik i przyjaciel Rakowskiego, nie tylko w redakcji, a także w polityce przez małe „p”, ukazał się dobrze ponad miesiąc przed pierwszym numerem „Polityki”. Atakował on konserwę, ale w aparacie partyjnym, a nie konkretne pismo, które jeszcze przecież nie istniało, choć zapewne pracownik Komitetu Centralnego, jakim był jeszcze wówczas w styczniu 1957 r. Rakowski, poczuł się osobiście dotknięty i to mu w pamięci zostało. Może dlatego, że czuł się jeszcze przez jakiś czas bardziej częścią aparatu, a nie redaktorem.

Uzupełnienie do faktów

A potem dokonał się cud, narodził się Redaktor. Z redakcji odszedł Stefan Żółkiewski, pierwszy naczelny, którego zastąpił Mieczysław F. Rakowski i który w ciągu kilku lat nie tylko wyprowadził swoje pismo na pierwsze miejsce spośród polskich tygodników, ale wręcz stworzył własną szkołę redagowania, wybierania tematów, rozmawiania z czytelnikami. Ta historia jest opisana, także przez samego Rakowskiego, zwłaszcza w jego wielotomowych, bezcennych informacyjnie „Dziennikach politycznych”. W książce znajdujemy interesujące uzupełnienia do faktów już znanych, charakterystyki postaci, ponowne powroty do dziejów „Polityki” w Marcu 1968 r., niezwykle dramatycznych, ale też wyjątkowo chwalebnych, zwłaszcza na tle wielu innych pism i redakcji.

Aparat, partia, sekretarze, polityka – to teraz w opowieści Redaktora są byty i fantomy, z którymi obcuje, ale już z innych pozycji, niemniej zawsze gdzieś blisko dworów władzy i w gabinetach najbardziej prominentnych działaczy. Prowadzi swoje pismo przez meandry polityki, ale też wywiera na nią wpływ swoją „Polityką”. I tak do końca, do 1981 r., gdy porzuca redagowanie (formalnie rok później) i wraca do aparatu, teraz na jego szczyty.

Książka nie jest zbudowana linearnie, lata 80. są opowiedziane w kilku rozrzuconych odsłonach. I są to chyba najbardziej wartościowe poznawczo partie, choć apetyt trudno zaspokoić, czasu zabrakło, a też MFR nie wszystko chciał powiedzieć. Niemniej znalazły się tu dość krytyczne uwagi pod adresem nie tylko polityki Wojciecha Jaruzelskiego, jak i wobec samego Generała (wstrzemięźliwe jednak, z zastrzeżeniem, że w pełnej wersji może kiedyś), wobec aparatu partyjnego i wojskowego, także wobec samego siebie, choć wygłaszane w tym wypadku z dużym oporem. Na pytanie, czy jako premier jesienią 1988 r. nie popełnił błędu, gdy ogłosił, że Stocznia Gdańska będzie zlikwidowana, wydusił z siebie: „Czy ja bym teraz podjął taką decyzję? To jest pytanie zasadnicze. Zapewne nie. Powiedziałem parę razy publicznie, że to był błąd polityczny. Teraz doceniam siłę mitu”.

Broni się do upadłego, gdy dziennikarze przypominają inny fakt z tego samego okresu, znaną wypowiedź, że woli stół „suto zastawiony niż stół okrągły”. Odbierana była ona powszechnie jako niechęć Rakowskiego do rozmów z opozycją i jako dowód, że gdy rządowi uda się zreformowanie gospodarki, to Okrągły Stół zostanie natychmiast przewrócony. Były premier nie zgadza się z tą opinią i ma tu silne argumenty: do książki dołączony jest tekst przemówienia, jakie wygłosił na plenum KC PZPR 21 grudnia 1988 r., w którym opowiedział się jednoznacznie za ideą porozumienia z opozycją, co było w tamtym momencie deklaracją odważną i wcale w aparacie partyjnym nie popularną.

W aneksie znalazł się także wywiad z Rakowskim opublikowany przez Orianę Fallaci w „Timesie” 22 i 23 lutego 1982 r. Szczerze mówiąc okropny, to znaczy dzisiaj brzmi okropnie. Styl stanu wojennego, Wałęsa to biedaczysko, a Rakowski kocha Związek Radziecki. Może i dobrze, że autorzy również i ten tekst pokazali. Takie czasy i takie słowa...

Jak Piszczyk

Kariera Rakowskiego miała w tych latach swoje wzloty i upadki. Autorzy książki wprowadzili do niej wypowiedzi ludzi, którzy stykali się z MFR na różnych etapach i w różnych sytuacjach; przyjaciół i współpracowników. Oni także zadają sobie podobne pytania. Aleksander Kwaśniewski spróbował nawet jakoś podsumować biografię Rakowskiego jako polityka w latach 80.: „był w tym swoim inteligenckim etosie jak ten Piszczyk, zawsze trochę spóźniony. Premierem, tak naprawdę, powinien był zostać po odejściu Jaruzelskiego, czyli w 1985 r. Rakowski otrzymując stanowisko premiera w roku 1988, otrzymał je co najmniej trzy lata za późno”.

W swoich „Dziennikach” Rakowski kilkakrotnie daje przejmujące świadectwo głębokiego rozczarowania. 11 grudnia 1988 r. zanotował: „Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że system, który powstał w Polsce po II wojnie światowej, przegrał w skali historycznej. Trzeba go zastąpić innym, po prostu wydajnym”. W książce wielokrotnie upomina się z kolei o tak zwany kontekst historyczny, że rzeczy i sprawy trzeba widzieć i oceniać na tle ograniczeń i wymuszeń konkretnego czasu. Znowu żal, że książka Ordyńskiego i Szlajfera nie dotarła do tego miejsca, w którym można by zapytać Rakowskiego o sumę i wnioski, o autorski bilans tej niebanalnej biografii.

A że potrafił spojrzeć na siebie i w ten sposób, mamy dowód, gdy MFR mówi o swoim pierwszym małżeństwie ze znakomitą skrzypaczką Wandą Wiłkomirską. Notabene, według wielu opinii to małżeństwo ułatwiło Rakowskiemu przeistoczenie się z aparatczyka w wielkiego redaktora i bywalca salonów, uchroniło przed pokusami uprawiania gry politycznej z mało estetycznymi towarzyszami z Rakowieckiej czy w Komitecie Centralnym. Jest to spowiedź niezwykle elegancka wobec byłej żony, bardzo samokrytyczna wobec samego siebie i pełna miłości wobec synów. Styl jazdy wobec ludzi ma Rakowski – jak to się mówi – bardzo elegancki, o kobietach mówi bardzo mało, o kapusiach (gdy nie ma dowodów) także, a na konkretne, dociskające pytania odpowiada, że nie pamięta. I znowu szkoda, że koledzy nie zdążyli tej opowieści dokończyć, o kolejnym, wspaniałym małżeństwie, o ukochanych przez MFR Mazurach. I w ogóle o wszystkim.

Jan Ordyński, Henryk Szlajfer, Nie bądźcie moimi sędziami. Rozmowy z Mieczysławem F. Rakowskim, Wydawnictwo Rosner&Wspólnicy, Warszawa 2009 r., s. 298

Polityka 44.2009 (2729) z dnia 31.10.2009; Historia; s. 68
Oryginalny tytuł tekstu: "Spowiedź niedokończona"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną