Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Nieznane oblicze Alberta Camusa

US Library of Congress / Wikipedia
Na książkach Alberta Camusa wychowało się w Polsce kilka pokoleń. W 50 rocznicę śmierci pisarza warto odkryć jego nieznane oblicze.

Pod koniec listopada przez Francję przetoczyła się burza. A to za sprawą deklaracji Nicolasa Sarkozy’ego, który ogłosił, że zwłoki Alberta Camusa należałoby czwartego stycznia 2010 r., w 50 rocznicę śmierci pisarza, przenieść do Panteonu. Spoczywają tam umysły Francji od Voltaire’a po Pasteura. Zamiast jednak entuzjazmu, Sarkozy wywołał konsternację. „Panteon to nie jest miejsce dla »Człowieka zbuntowanego«” – pisano. Zaprotestowali też córka i syn pisarza mówiąc, że Camus za życia unikał honorów, więc nie chciałby pewnie tam spoczywać.

Nie dał się skusić żadnej władzy, nie przyjął propozycji pracy w rządzie, którą mu złożył André Malraux. Nagroda Nobla i inne dowody uznania wpędzały go w przygnębienie i melancholię, „smutek powodzenia”, tak to nazywał. „A poza tym Camusowi, wielbicielowi słońca, byłoby tam bardzo zimno” – dodał znany dziennikarz Bernard Pivot. „Le Monde” skomentował tę propozycję karykaturą: „Wejdź tutaj, Obcy!” – Sarkozy zaprasza Camusa do Panteonu. „A ty, Obcy, właź tu, do suki” – zwraca się z kolei policjant do nielegalnego imigranta z Afryki.

Camus zginął 4 stycznia 1960 r. w wypadku samochodowym. Miał 47 lat, a w torbie niedokończoną, najbardziej osobistą powieść „Pierwszy człowiek”. Mógł tego dnia wracać pociągiem, miał w kieszeni bilet do Paryża, wybrał jednak podróż z przyjacielem i wydawcą Gallimardem. W notatniku przed śmiercią zapisał coś w rodzaju listu czy poematu do Nemezis, który kończył się słowami: „Posiany przez wiatr, zebrany przez wiatr, a jednak twórca, taki jest człowiek, poprzez wieki wieków, dumny, że żyje przez chwilę”.

Świadomość, czyli Absolut

Był znany, dzięki „Dżumie” zyskał międzynarodową sławę, w 1957 r. otrzymał Nagrodę Nobla. On sam nie czuł tego powodzenia, przeciwnie, nagroda trafiła do niego w momencie twórczej niemocy. Nasiliła też ataki na niego za brak reakcji na wojnę w Algierii, za brak zaangażowania lewicowego, za niemoralność jego książek. Kiedy ukazał się „Obcy”, notował: „Trzy lata, żeby napisać książkę, pięć linii, żeby ją ośmieszyć”. Książki „Człowiek zbuntowany” (1951 r.) i „Upadek” (1956 r.) też były źle przyjęte. Eseje nie podobały się prosowieckiej lewicy francuskiej, bowiem Camus krytykuje w nich terror Stalina – wtedy definitywnie rozeszły się drogi Camusa i Sartre’a, który ciągle widział pozytywne możliwości stojące przed systemem sowieckim.

Pod koniec lat czterdziestych nazwisko Camusa zaczęło być znane w Polsce. Najpierw przełożono jego wczesny dramat „Kaligula” i inne sztuki „filozofującego dialogu”. W teatrach zaczęto je grać w latach 50. Wtedy też, razem z modą na egzystencjalizm, Camus na dobre zagościł w Polsce. Iwaszkiewicz w odpowiedzi na jego „Upadek” napisał „Wzlot”. „Dżuma” weszła do lektur szkolnych, a w latach 70. pojawiły się też ocenzurowane eseje.

Kolejne pokolenia mówiły już Camusem: „Jest tylko jeden problem filozoficzny prawdziwie poważny – samobójstwo” – tak brzmi słynne pierwsze zdanie „Mitu Syzyfa”. Syzyf zdaje sobie sprawę z ostatecznej bezsensowności swego nieustającego wysiłku, podobnie jak Mersault, bohater „Obcego”, który porażony słońcem zabija Araba na plaży. Przed sądem na pytanie, dlaczego zabił, odpowiada „słońce”, na sali wybucha wtedy śmiech. I Syzyf, i Mersault mają świadomość absurdu rzeczywistości. To właśnie ludzka świadomość jest dla Camusa absolutem.

„»Obcy« opisuje nagość człowieka wobec absurdu egzystencji. »Dżuma« głęboką równoważność indywidualnych punktów widzenia wobec tego samego absurdu – pisał w swych notatnikach. – Co więcej »Dżuma« dowodzi, że absurd nie uczy niczego”. Poczucie absurdu w Polsce było zawsze czytelne. Podobnie jak potrzeba nowej, niezależnej etyki. Przynosi ją doktor Rieux z „Dżumy”, który wykonuje po prostu swój obowiązek i nie używa wielkich słów: „W tym wszystkim nie chodzi o bohaterstwo. Chodzi o uczciwość. Ta myśl może się wydać śmieszna, ale jedyny sposób walki z dżumą to uczciwość”. Ileż to prac maturalnych w Polsce było poświęconych postawie doktora Rieux?

Metafora oblężonego miasta wraca w stanie wojennym, choćby w wierszach Zbigniewa Herberta. W latach 80. powtarzano często zdanie Camusa: „Raczej umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach”. Podobnie ważne stało się jego umiłowanie wolności i bunt jako ratunek przed absurdem istnienia. „Jedyny sposób na życie w niewolnym świecie to stać się tak absolutnie wolnym, że już sam fakt istnienia jest aktem buntu”. Przeciwstawienie jednostki systemowi czy ideologii brzmiało szczególnie mocno właśnie w naszej części Europy. „Buntuję się, więc jestem”; „Trzeba chronić ciała, nie idee”.

Człowiek ponad ideą

Camus zawsze stawiał człowieka ponad ideą. To „jedyna istota, która odmawia bycia taką, jaką jest” – pisał. Wcieleniem prawdziwych buntowników byli dla niego terroryści rosyjscy z 1905 r. Zabijali dla dobra ludzkości i dlatego sami musieli zginąć. A rewolucja i terroryzm państwa według Camusa były już sprzeczne z buntem. To właśnie te fragmenty „Człowieka zbuntowanego” zostały w Polsce ocenzurowane i ukazały się dopiero w 1991 r.

Początek lat 90. stał się czasem nadrabiania zaległości, ukazało się pełne wydanie „Dwu esejów” z „Mitem Syzyfa”, „Notatników 1935–1959” i powieść „Pierwszy człowiek”. A jednocześnie w nowej Polsce nazwisko Camusa pojawiało się coraz rzadziej, nie był już tak czytany jak dawniej. Tylko w Internecie nadal pełno jest gotowców i ściąg z „Dżumy”.

Tymczasem Camus nie został jeszcze w pełni poznany i odczytany. Jest i inne jego oblicze, mniej znane, a fascynujące. To Camus z późnych książek, który pisze coraz więcej o sobie. W ostatniej powieści „Pierwszy człowiek” najważniejsza jest postać matki – można w niej odnaleźć portret rzeczywistej matki pisarza, milczącej analfabetki. „Prawda jest taka, że przy całej mojej miłości nie mogłem żyć z tą cierpliwością ślepą, bez słów, bez projektów. Nie mogłem żyć jej nieświadomym życiem. I przebiegłem świat, budowałem, tworzyłem, spalałem istnienia. Ale nic nie wypełniało mi tak serca, jak...”.

W związku z rocznicą śmierci ukazuje się po polsku w wydawnictwie W.A.B. najobszerniejsza biografia Camusa pióra Oliviera Todda, który szczegółowo opisuje to, o czym sam pisarz wspominał tylko mimochodem – algierskie dzieciństwo, nędzę, matkę i babkę, która go regularnie biła. Czytamy też o kobietach, których było w jego życiu mnóstwo, o rozbuchanej zmysłowości, którą starał się opanować ascezą. O zmaganiu z chorobą – gruźlica trawiła go przez całe życie.

Dopiero dzisiaj możemy też w pełni docenić książkę, którą uznano swego czasu za pozycję marginalną w jego twórczości, czyli „Notatniki 1937–1959”. O ich znaczeniu pisała już tłumaczka i znawczyni Camusa Joanna Guze. „Nigdzie Camus nie odsłania się bardziej bezpośrednio – on, który unikał wszelkiej bezpośredniości i mowy wprost”.

Pisał przecież, że życie jest sprawą sekretną i nie powinno się go obnażać w słowach. Okazuje się, że właśnie te luźne zapiski, cytaty z lektur, wrażenia, notatki i szkice – idealnie trafiają w dzisiejszą, przyzwyczajoną do fragmentarycznych zapisków wrażliwość. Sprawiają, że mamy wrażenie bliskości, jakiej nie dają eseje czy powieści.

W 1951 r. Camus odpowiedział na ankietę, w której proszono go o 10 najważniejszych słów. Wymienił: „Świat, cierpienie, ziemia, matka, ludzie, pustynia, honor, bieda, lato, morze”. Camus był człowiekiem Południa, zawsze kiedy wracał do Algierii, nad morze, czuł się w domu. Świat dla Camusa był królestwem kruchości i nietrwałości, miłość też była dla niego nie tyle wieczna, co nietrwała, podobnie jak ludzie. W „Notatnikach” widać dobrze też jego zaangażowanie, czyli uczestnictwo w cierpieniu.

Wszyscy jesteśmy winni

Dla Camusa to nie literatura powinna być zaangażowana, tylko życie pisarza. Jego zapiski, jak złote gwoździe, przyszpilają chwile uniesienia: „Miłość fizyczna zawsze była dla mnie złączona z nieodpartym poczuciem niewinności i radości. Nie umiem kochać we łzach, tylko w uniesieniu”.

Czujemy też podskórny dramat, walkę, którą Camus toczy ze sobą. W czasie kiedy powstaje „Upadek”, Camus poddaje krytyce wszystko to, w co wierzył. „Sobie wydałem wojnę i albo siebie zniszczę, albo się odrodzę, tylko tyle”. Późny Camus sprzeciwia się światu, ale i samemu sobie. „Kto wypowie rozpacz człowieka, który wziął stronę stworzenia przeciwko stwórcy i który tracąc poczucie niewinności orzeka, że świat i on sam są równie zbrodniczy jak stwórca”.

Camus jest tu jak najdalszy postawie osądzającego moralisty. Przeciwnie, mówi: to ja jestem winny, wszyscy jesteśmy winni. „Porzuciłem moralny punkt widzenia. Moralność prowadzi do abstrakcji i niesprawiedliwości. To matka fanatyzmu i zaślepienia”. Trzeba od niej uciekać.

Ten Camus z pewnością nie chciałby wywyższenia w Panteonie. Ten Camus z „Notatników”, mroczny, ale i ekstatyczny, udręczony, oskarżający siebie i jednocześnie pragnący uniewinnienia – ciągle czeka na odkrycie.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną