Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Detektywi losów

RAPORT: Biografie - małe sekrety wielkich ludzi

W Polsce nawet nie wyobrażamy sobie, jak zjadliwe i oskarżycielskie potrafią być biografie. W Polsce nawet nie wyobrażamy sobie, jak zjadliwe i oskarżycielskie potrafią być biografie. mk / materiały prasowe
Spierając się o książkę Artura Domosławskiego, warto przyjrzeć się podobnego rodzaju dziełom wydawanym za granicą.

W najnowszym filmie Romana Polańskiego tytułowy autor widmo za 250 tys. dol. zamienia nudną autobiografię brytyjskiego premiera w pasjonującą opowieść. Biografie są modne nie tylko w filmie – wystarczy zajrzeć do księgarń w Berlinie, Londynie czy Nowym Jorku. W Niemczech wydarzeniem jest nowa biografia Evy Braun (jednak kochała się z Hitlerem), w Wielkiej Brytanii ukazała się właśnie książka o Arthurze Koestlerze (był wybitnym umysłem, ale i maniakiem seksualnym), Stany czekają na pierwszą biografię prezydencką Baracka Obamy (będzie zawierała niepublikowane listy od matki). Na tym tle „Kapuściński non-fiction” nie jest niczym wyjątkowym – osobliwe są raczej emocje, jakie wzbudziła ta książka, i fakt, że to pierwsza krytyczna biografia jednego z wielkich Polaków XX w.

Non-fiction to nie tylko fragment tytułu książki Artura Domosławskiego, ale także angielskie określenie na wszystko, co nie jest literaturą piękną. Nie chodzi do końca o naszą literaturę faktu, bo prym wśród niefikcji wiedzie dziś literatura życia – life writing, jak mówią Anglosasi, a więc wspomnienia, dzienniki, korespondencje i najważniejsze: biografie. Gatunek niby doskonale znany, ale za granicą uprawiany o wiele swobodniej, na wyższym poziomie literackim, a przede wszystkim na znacznie większą skalę niż w Polsce. Tylko w Wielkiej Brytanii, ojczyźnie biografii, w sprzedaży było w ubiegłym roku 49 tys. książek tego gatunku, w tym 4403 tytuły wydane w 2009 r. W ciągu roku sprzedano 13 mln egzemplarzy biografii i autobiografii. Dla porównania – sprzedaż literatury pięknej wyniosła w tym samym czasie 77 mln egzemplarzy (dane za Nielsen BookScan).

A w Polsce? – Jesteśmy krajem paradoksalnym: nasze najciekawsze życiorysy pozostają nieopisane – mówi Beata Stasińska, szefowa wydawnictwa W.A.B. Krytycznych biografii nie doczekali się dla przykładu Czesław Miłosz czy Tadeusz Mazowiecki. – To dlatego, że nie potrafimy spojrzeć na naszą historię bez upiększeń i mitologii. W takim tonie opisuje się u nas przeszłość, nie tylko postaci, ale i całe okresy historyczne. To nie przypadek, że w Polsce nie powstaje też dobra literatura realistyczna – jesteśmy za to specjalistami od mitotwórstwa i rozbudowanej sfery symbolicznej. – Kiedy proponowałam różnym osobom napisanie biografii, zazwyczaj odmawiały, mówiąc, że się wstydzą, że ważna jest twórczość, a nie życiorys, i że nie mogą tego łączyć. Nie chcą pokazywać, że postać nie składała się z samych cnót – mówi Stasińska. – Nasi bohaterowie nie mają pryszczy i wad. Musimy się dopiero nauczyć, jak o nich pisać bez ustawiania na pomniku.

Oczywiście zdarzają się wyjątki: ciekawa książka Józefa Hena o Tadeuszu Boyu-Żeleńskim, Mariusza Urbanka o Leopoldzie Tyrmandzie czy Agaty Tuszyńskiej o Irenie Krzywickiej. Polskie biografie często oscylują między skrajnościami: albo są skrupulatną analizą samych dokonań, albo przypominają demaskatorski proces – tak bywało zwłaszcza w ostatnich książkach biograficznych Joanny Siedleckiej. Brakuje całościowych obrazów postaci. Jednocześnie polski rynek jest zalewany zachodnimi biografiami – nie sposób zliczyć, ile ukazało się już rozmaitych biografii Sylwii Plath, Virginii Woolf, Marilyn Monroe. W serii „Fortuna i fatum” wydawnictwa W.A.B. największą popularnością cieszy się wielokrotnie wznawiana biografia... Aleksandra Macedońskiego, z kolei z niedużym zainteresowaniem przyjęto popularną na Zachodzie biografię Karola Marksa.

Z kim sypiał Naipaul

Brytyjczycy dzielą biografie na dwie kategorie: literackie i masowe. Pierwsze to dzieła niemal naukowe, żywoty napisane w oparciu o drobiazgową analizę dokumentów, twórczości i relacji świadków. Przykładem może być wydana niedawno biografia Johna Spencera-Churchilla, brata premiera, napisana na podstawie dokumentów udostępnionych przez rodzinę 50 lat po śmierci. Wynika z niej, że wbrew swoim biografom Winston Churchill wcale nie był zaniedbywany przez rodziców – przeciwnie, to Johna zmuszono do wyrzeczeń, by Winston mógł studiować. Inny przykład to biografia noblisty Vidiadhara Surajprasada Naipaula, która przedstawia go jako wybitnego pisarza, ale także podłego człowieka i dziwkarza, znęcającego się zarówno nad żoną, jak i nad wieloletnią kochanką. Biografie literackie są recenzowane w gazetach i zdobywają prestiżowe nagrody, ale to nie one sprzedają się w setkach tysięcy egzemplarzy.

Takie nakłady osiągają na Wyspach tylko biografie masowe – od wynurzeń celebrytów i sportowców po brukowe portrety osób znanych, pełne wstydliwych sensacji na temat kochanek, narkotyków, kłamstw, niekiedy przestępstw. W Wielkiej Brytanii bestsellerem była w ubiegłym roku autobiografia duetu prezenterskiego Ant&Dec, brytyjskiego odpowiednika pary Wojewódzki-Figurski. Coraz więcej biografii balansuje na granicy literackich i masowych – jak choćby „Open”, niedawna książka Andre Agassiego, w której były tenisista przyznał się do zażywania narkotyków, ale obnażył też własną karierę jako pasmo załamań. W tym samym nurcie mieściła się „Diana: jej prawdziwa historia”, obnażająca burzliwe stosunki w rodzinie królewskiej. Fakt, że informatorem była sama księżna, Andrew Morton ogłosił kilka dni po jej śmierci, by podnieść sprzedaż.

Swoje biografie piszą już nawet biznesmeni. Na Wyspach ukazała się właśnie spowiedź Johna Browne’a, wieloletniego prezesa BP, który ustąpił kilka lat temu po ujawnieniu jego homoseksualnego romansu na koszt firmy. W Stanach wyszły autoryzowane biografie inwestora finansowego Warrena Buffetta i potentata mediów Ruperta Murdocha – obaj udzielili autorom obszernych wywiadów i udostępnili wiele archiwaliów, choć nie byli zachwyceni efektem końcowym. Założyciel Apple’a Steve Jobs przez lata tropił nieautoryzowane biografie, a gdy jedna w końcu trafiła na rynek, ukarał wydawcę, usuwając jego książki ze sklepów Apple’a. Niedawno zdecydował się jednak na autoryzowaną biografię, wybrał nawet autora – byłego redaktora naczelnego tygodnika „Time”, który ma już na koncie biografię Alberta Einsteina.

Judaszowa robota

Irenie Krzywickiej poświęciłam kilka lat, podobnie Isaakowi Singerowi. Wierze Gran, o której książkę właśnie skończyłam, jeszcze więcej. Jej tragedia i uwikłanie w zarzuty o kolaborację wymagały precyzji, uwagi i wzmożonej czujności – mówi Agata Tuszyńska. Nakład pracy nad biografią jest nieporównywalny z pisaniem powieści. Dobry biograf musi znać na wylot twórczość swojego bohatera, dotrzeć do wszystkich istniejących dokumentów, archiwaliów i żyjących świadków. Musi też zgłębić realia epoki, zmiany polityczne i społeczne w różnych okresach życia. Gdy zakończy zbieranie materiałów, wie o swoim bohaterze więcej niż jego własna rodzina, stąd częste konflikty z potomkami.

Biograf jest detektywem i archeologiem, psychologiem i uważnym słuchaczem powierzonych mu losów – mówi Tuszyńska. – Zabiegi biografa, nawet najdelikatniejsze, dokonywane są za pomocą skalpela, a te rzadko bywają bezbolesne. Poza tym zbyt dokładne patrzenie, przez wiele szkieł i z bliskiej odległości, zwykle ujawnia więcej, niż by wypadało napisać. Warto powtarzać zdanie Oscara Wilde’a: biografię pisze zawsze Judasz. Tuszyńska stara się nie nadużywać zaufania bohatera lub jego pamięci. Pisze biografię, by zrozumieć postać. – Trzeba znaleźć klucz, żeby otworzyć czyjeś życie. Dobór materiału, jego ujęcie i komentarz są zawsze pewną wskazówką interpretacji. Ale nie powinny być wbijaniem czytelnikowi do głowy, co i jak ma myśleć. Z biografią jest jak z dobrą literaturą, zostawia odpowiedzi czytelnikowi. Peter Ackroyd, autor biografii Charlesa Dickensa i Thomasa Stearnsa Eliota, mówił o empatii, która stała się dla niego częścią procesu pisania.

Ale zdarzają się i tacy, którzy chcą ośmieszać i oczerniać swoich bohaterów – w Polsce nawet nie wyobrażamy sobie, jak zjadliwe i oskarżycielskie potrafią być biografie. Michael Sheldon pokazał pisarza Grahama Greene’a jako nieszczerego katolika, seksualnego masochistę, sadystycznego świra i wręcz mordercę kobiety, której poćwiartowane zwłoki znaleziono w 1930 r. w Brighton. Pisarz już nie żył, więc nie mógł podać autora do sądu. Eksmałżonka Philipa Rotha Claire Bloom opisała go jako neurastenika, cudzołożnika, egoistę i człowieka mściwego w sprawach finansowych. Z kolei Joyce Maynard, która była krótko związana z Jeromem Davidem Salingerem, opowiedziała o jego ekscentrycznych zwyczajach żywieniowych (zamrożony groszek na śniadanie), osobliwych metodach leczenia (picie własnego moczu) i fascynacji małymi dziewczynkami. Zmarły niedawno John Updike, uważny czytelnik rozmaitych biografii, nazywał tego rodzaju książki „biografiami judaszowymi”: „Może czytamy je dlatego, żeby poczuć się lepszymi od znanych pisarzy?”.

Pogrzeb i debiut

Wybór bohatera ma ogromne znaczenie – pewniakami są oczywiście znani politycy i celebryci, ale doskonale nadają się także artyści, zwłaszcza chroniący swoją prywatność lub kontrowersyjni za życia. Wielkimi sukcesami bywają także biografie osób wpływowych, ale mało znanych. W 1974 r. Robert Caro wydał w Stanach książkę o Robercie Mosesie, głównym planiście miejskim Nowego Jorku, który przetrzymał pięciu burmistrzów i siedmiu gubernatorów, przez 40 lat sprawując faktyczną władzę nad największym miastem Ameryki. 1300-stronicowa cegła zawędrowała na szczyt listy bestsellerów i do dziś jest wznawiana. – To niezwykły portret władzy jednego człowieka, a zarazem owoc gigantycznej pracy badawczej – mówi James McGrath Morris, który sam wydał właśnie biografię innej zakulisowej postaci, Josepha Pulitzera, ojca nowoczesnego dziennikarstwa amerykańskiego.

Dla rynkowego sukcesu biografii niezwykle ważny jest moment wydania. Biografia Mosesa odniosła tak wielki sukces m.in. dlatego, że ukazała się tuż po rezygnacji Richarda Nixona, gdy Ameryka była wyczulona na opowieści o zepsuciu ludzi władzy. Gdy latem ubiegłego roku zmarł nestor demokratów Edward Kennedy, przyspieszono wydanie złożonej już autobiografii „Prawdziwy kompas”, by skorzystać z fali zainteresowania ostatnim z braci JFK. W ubiegłym roku w Ameryce nadspodziewanie dobrze sprzedawały się biografie nieżyjącego od 60 lat ekonomisty Johna Maynarda Keynesa. Powód? Pod wpływem kryzysu jego prace wróciły do łask w naukach ekonomicznych, a sam Keynes zaczął być cytowany na łamach gazet. W Wielkiej Brytanii co najmniej dwie autorki szykują nowe biografie Elżbiety II na jej diamentowy jubileusz w 2012 r.

Wbrew obiegowej opinii niewielu biografów zbija fortuny. – Na książce o Pulitzerze zarobiłem mniej niż przez pięć lat pracy jako nauczyciel w szkole – mówi McGrath Morris. Poza paroma gwiazdami, które w Stanach dostają kilkumilionowe zaliczki na poczet przyszłych zysków, przeciętny biograf musi zadowolić się znacznie mniejszą kwotą – w Wielkiej Brytanii otrzymuje średnio 3 tys. funtów zaliczki, co w żadnym razie nie pozwala utrzymać się przez kilka lat pracy. Jeśli książka dobrze się sprzeda, mogą w najlepszym razie odzyskać poniesione koszty, a te są przy biografiach niemałe: podróże do archiwów, czas poświęcony na czytanie i spotkania z rozmówcami. – Nie sposób utrzymać się z pisania biografii – zapewnia Andrew Lownie, właściciel agencji literackiej w Londynie, która specjalizuje się w tego typu książkach.

Rozwód po książce

W Ameryce biografie polityczne to część dziejopisarstwa – mówi Robert Sil-vers, redaktor naczelny „The New York Review of Books”, najlepszego tygodnika literackiego w Stanach. Każdy eksprezydent wydaje wspomnienia, ale jeszcze gdy urzęduje w Białym Domu, powstaje przynajmniej jedna autoryzowana biografia, napisana w oparciu o wielogodzinne wywiady z bohaterem i jego otoczeniem. Prezydent nie ma wglądu w książkę, ale jego ekipa zawsze dobiera autora, którego przychylności może być pewna. Obama wybrał redaktora naczelnego liberalnego tygodnika „The New Yorker” – książka Davida Remnicka ukaże się w kwietniu. – Wielu ludzi ją przeczyta, jest bardzo ciekawa – zapowiada Silvers, który wydrukuje niebawem jej pierwszą recenzję.

Przypadek Obamy jest symptomatyczny dla amerykańskiej fascynacji cudzymi życiorysami – prezydent sam napisał swoją biografię na długo przed objęciem urzędu, i to bez pomocy autora widma. Rozpisało się też jego liczne rodzeństwo. (O mniej lub bardziej autobiograficznych książkach Obamów piszemy na s. 90). Biografie prezydenckie o wartości historycznej powstają zwykle po latach i wychodzą spod pióra zawodowców takich jak Robert Caro, autor monumentalnej serii o Lyndonie Johnsonie, czy David McCullough, który wydał właśnie tom o Johnie Adamsie, a wcześniej o Harrym Trumanie (oba nagrodzone Pulitzerami). Obama, kompletując swój przyszły rząd, powoływał się na biografię polityczną ekipy Abrahama Lincolna „Drużyna rywali”, która biła wówczas rekordy na listach bestsellerów. Wszystkie wspomniane książki są nie tylko dobrzez udokumentowane, ale także wyśmienicie napisane.

Mimo to przeciętny Amerykanin emocjonuje się dziś biografią polityczną zupełnie innego rodzaju. W lutym ukazała się książka „Polityk” z wszystko mówiącym podtytułem: „Zakulisowa opowieść o pościgu Johna Edwardsa za prezydenturą i skandalu, który go obalił”. W 2007 r. Edwards ubiegał się o nominację Partii Demokratycznej, zanim media ujawniły jego romans ze współpracowniczką, w czasie gdy żona Edwardsa chorowała na raka. Rok później media zaczęły spekulować, że polityk jest również ojcem dziecka kochanki, ale do ojcostwa przyznał się jego najbliższy doradca Andrew Young, sam żonaty, z dwójką dzieci. Teraz napisał książkę, w której ujawnia, że zrobił to na prośbę swojego szefa, by ratować jego kandydaturę i małżeństwo. Sam Edwards przyznał się do ojcostwa tuż przed publikacją, a okłamywana żona wniosła o separację. W lutym w Stanach ukazała się autobiografia innej zdradzonej – żony gubernatora Karoliny Południowej Marka Sanforda.

Procesy to ryzyko zawodowe biografów, o czym przekonał się już Artur Domosławski. Ale potyczka prawna przed wydaniem książki o Kapuścińskim to drobiazg przy bitwach, jakie toczą się w brytyjskich sądach. Tamtejsza ochrona dóbr osobistych sięga tak daleko, że wydawcy boją się publikować biografie osób żyjących, zwłaszcza jeśli są na tyle bogate, by wnieść pozew. Nie procesują się tylko politycy i członkowie rodziny królewskiej, dlatego o nich pisze się w miarę swobodnie. Coraz częstsze są natomiast przypadki turystyki zniesławieniowej: bohaterowie biografii wydanych w Stanach skarżą w Wielkiej Brytanii, dowodząc, że w dobie Amazona amerykańskie książki są bez problemu dostępne w Europie, więc ich wydawcy podlegają także brytyjskiemu prawu. A to jest dla biografów o wiele surowsze niż amerykańskie.

W USA od 1964 r. obowiązuje orzeczenie Sądu Najwyższego, zgodnie z którym osoby publiczne de facto nie mają prawa skarżyć o zniesławienie. Ale nawet tam są sposoby, by kneblować biografom usta. – Gdy pracowałem nad książką „JFK: bezmyślna młodość”, dałem kiedyś publiczny wykład, w którym przedstawiłem niektóre ustalenia – wspomina biograf Nigel Hamilton. Adwokaci Kennedych zdobyli notatki z wykładu, po czym wystąpili do sądu o zakaz umieszczania w książce konkretnych stwierdzeń. W Massachusetts, rodzinnym stanie Kennedych, Hamiltonowi otwierano korespondencję, a pierwszy wydawca pod presją rodziny wycofał się z publikacji. – Gdy książka w końcu się ukazała, rodzeństwo JFK przysłało do „The New York Timesa” protest zatytułowany „bezmyślna biografia” – mówi Hamilton. Książka wywołała burzę, ale została dobrze przyjęta przez historyków.

W Polsce standard postępowania wyznaczy proces między Alicją Kapuścińską a Domosławskim. Żona pisarza wytoczyła biografowi sprawę o naruszenie dóbr osobistych i praw autorskich. W pierwszym punkcie chodzi o fragmenty dotyczące życia intymnego Kapuścińskiego i jego relacji z córką. – Sąd będzie musiał rozstrzygnąć, czy ujawnienie tych faktów mieściło się w interesie publicznym, czy też stanowi bezprawne naruszenie dóbr osobistych, jak godność, prywatność czy prawo do kultu zmarłego – mówi mec. Maciej Ślusarek, specjalista od spraw o naruszenie prywatności. Punkt drugi pozwu dotyczy obszernych cytatów z książek Kapuścińskiego. – Prawo do cytatu pozwala przywoływać fragmenty cudzej twórczości, jeśli jest to uzasadnione krytyką – dodaje Ślusarek. Inaczej niż w Stanach, polski kodeks nie określa ilości słów, które wolno zamieszczać bez zgody właściciela praw autorskich.

Salinger kontratakuje

Pisarze, przeczuwając, co może ich spotkać, unikają biografów. Updike dziwił się, że Joyce Carol Oates czy Wiliam Styron współpracowali przy swoich biografiach. „Bardzo bym nie chciał stać się przedmiotem przewlekłej kuracji biograficznej (...). Tak długo, jak będę żył, nie chcę, żeby ktoś bawił się na moim podwórku, przepytywał moją eksżonę, podsłuchiwał moją obecną żonę, tropił judaszów wśród moich przyjaciół, cytował złe recenzje, o których chciałbym zapomnieć, a na koniec wszystko pomieszał”. Zdarzają się jednak i tacy, którzy już za życia kontrolują biografię, która zostanie napisana w przyszłości. 12 lat po śmierci brytyjskiego pisarza Thomasa Hardy’ego, w 1940 r., wyszło na jaw, że jego biografię, podpisaną nazwiskiem żony, zapobiegliwie stworzył on sam.

Symbolem walki o prywatność pozostaje Salinger, zmarły niedawno autor słynnej książki „Buszujący w zbożu”, który przez całe życie bronił dostępu do siebie dziennikarzom, czytelnikom i potencjalnym biografom. Wyzwanie podjął w połowie lat 80. ceniony autor i poeta Ian Hamilton, który postanowił napisać nieautoryzowaną biografię. Książka stała się zapisem walki Hamiltona z Salingerem i jego adwokatami. Nie mogąc zablokować wydania książki, zmusili biografa do wykreślenia większości cytatów z niepublikowanych listów i dzienników pisarza. Hamilton mógł je jednak parafrazować, gdyż są dostępne w bibliotekach. Salingerowi nie udało się ocalić swojej prywatności, bo Hamilton nie był jedyny – oprócz byłej kochanki, pisarza zdradziła także córka, publikując niepochlebne pamiętniki.

Amerykańskich biografów fascynuje dziś pytanie, co stanie się z korespondencją i prywatnymi notatkami Salingera. Po śmierci pisarza wszystko zależy bowiem od spadkobierców: jedni przez kilka dekad trzymają papiery zmarłego pod kluczem, inni udostępniają je wybranemu przez siebie biografowi, jeszcze inni sprzedają bibliotekom, gdzie archiwalia stają się powszechnie dostępne. Dociekliwemu biografowi nie przeszkodzi ani szyfrowanie dzienników (Lewis Caroll), ani palenie osobistych notatek (Somerset Maugham). Jak pokazują wydane w ubiegłym roku „Tajemne życia Somerseta Maughama”, pisarz miał dziesiątki męskich kochanków, z których ostatni nakłonił go, by ten wydziedziczył żonę i córkę, a następnie go adoptował. Dla odmiany najnowsza biografia Carolla dowodzi, że jednak nie był pedofilem.

Gdzie leży prawda

Jeśli coś łączy biografie wysokie i niskie, to fascynacja życiem intymnym. I tak z biografii Arthura Koestlera, autorstwa Michaela Scammella, skądinąd chwalonej za uchwycenie jego geniuszu, można się również dowiedzieć, że pisarz sypiał z siateczką na włosach, a swoje niezliczone kobiety brał zawsze od góry. Rozwiązłość Koestlera była powszechnie znana, a książka nie zrobiła też nikomu krzywdy – bohater popełnił samobójstwo 27 lat temu, a jego trzecia żona wraz z nim. Z kolei V.S. Naipaul nie tylko żyje, ale sam opowiedział biografowi o swoim życiu intymnym. Polemika na temat jego zwyczajów seksualnych przeniosła się w ubiegłym roku na łamy „The New York Review of Books”, gdzie była kochanka zamieściła sprostowanie, że wcale nie lubiła, gdy pisarz się nad nią znęcał.

Książki o sobie mógł obawiać się Michael Houellebecq, a to dlatego, że podkoloryzował mocno swój życiorys, a właściwie stworzył siebie. Denis Demonpion w nieautoryzowanej biografii ujawnił, że matka Houellebecqa żyje (i szczerze się z synem nienawidzą), choć pisarz utrzymywał, że zmarła. Okazało się też, że pisarz odmłodził się nieco i zmienił nazwisko. Houellebecq obawiał się swojego biografa, a on z kolei bał się pisarza i nie chciał z nim rozmawiać, chociaż Houellebecq mu to proponował. Demonpion wolał unikać kłopotów i groźby procesu, więc cały czas w książce sam lawiruje i wielu rzeczy nie ujawnia, choćby imienia syna Houellebecqa. Z obaw i kalkulacji oraz niesprawdzonych plotek powstała w końcu książka tak słaba, że Houellebecq nie musiał się jej już bać.

Pytanie o granice dociekliwości to nie tylko kwestia prawa do prywatności i dobrego smaku. Biografowie wyciągają intymne tajemnice i nieznane dokumenty w przekonaniu, że mówią one więcej o bohaterze niż to, co powszechnie znane. „List odkryty w skrzyni, wpis w osobistym notesie znosi świadectwo setki przyjaciół” – pisze w „The New Yorkerze” Louis Menand, historyk kultury z Uniwersytetu Harvarda. „Dzienniki i listy to miejsca na plotki, pochlebstwa i zwodzenie samego siebie. Tymczasem na podstawie tych właśnie źródeł powstają biografie, zwykle oparte na założeniu, że prawdziwy jest człowiek w swojej prywatności, a publicznie każdy kogoś udaje”. Według Menanda biografie służą tak naprawdę zaspokojeniu jednej z naszych potrzeb: „ludzie lubią oceniać życie innych. Lubią to aż za bardzo”.

Polski głód biografii

Podczas gdy Polska wkracza w epokę biografii, w jej ojczyźnie gatunek ten przeżywa właśnie lekki kryzys. 13 mln egzemplarzy sprzedanych w Wielkiej Brytanii robi wrażenie, ale to o 3 mln mniej niż rok wcześniej. – Obserwujemy przesycenie rynku. Wszyscy, którzy mogli napisać autobiografie, już to zrobili – mówi André Breedt, analityk rynku książkowego w firmie Nielsen. Z kolei biografowie otwarcie mówią, że nie ma o kim pisać – z nieżyjących opisano już niemal wszystkich znanych Brytyjczyków wstecz, do XVI w. włącznie.

Za granicą wyszło w ubiegłym roku mnóstwo biografii, ale żadna nie wywołała w swoim kraju tak wielkiej burzy jak książka o Ryszardzie Kapuścińskim w Polsce. Po części dlatego, że na Zachodzie krytyczne biografie są częścią życia kulturalnego i politycznego. U nas jeszcze tak nie jest. – W Polsce wydaje się łatwiejsze wywiady-rzeki, wielostronicowe monologi wybranych, mniej lub bardziej prowadzone i kontrolowane przez rozmówcę – mówi Tuszyńska. – To nie to samo. Biograf nie zatrzymuje się na autoprezentacji bohatera, ma za zadanie jej konfrontację, opowieści z wielu stron. Biograf stawia przed nami wiele luster, w których prócz bohatera i jego losu przegląda się i on sam. Okazuje się, że w biografii ważny – jeśli wręcz nie najważniejszy – jest nie bohater, ale jej autor.

Być może książka Domosławskiego będzie kamyczkiem uruchamiającym lawinę – mówi Beata Stasińska. Jej zdaniem popularność wspomnień, dzienników i pamiętników świadczy o tym, że Polacy jednak zaczynają mierzyć się z własną historią. Cierpimy też, co wyszło na jaw przy okazji Kapuścińskiego, na wielki głód biografii. W serii „Fortuna i fatum” W.A.B jeszcze w tym roku ukaże się długo oczekiwana biografia Janusza Korczaka pióra Janiny Olczak-Ronikierowej, która pokazuje Korczaka jako postać dramatyczną i dlatego wypartą ze świadomości społecznej. Wyjdzie też biografia Zofii Nałkowskiej napisana przez Hannę Kirchner, która znakomicie opracowała dzienniki pisarki. I wreszcie biografia polityczna Jarosława Iwaszkiewicza, która znajduje klucz do postawy politycznej pisarza w jego młodzieńczych latach.

Nie będą powstawać dobre biografie w Polsce, póki nie będzie solidnego wsparcia finansowego państwa i dopóki nie będą traktowane jako część dziedzictwa narodowego – twierdzi Stasińska. Na dobre biografie potrzebne są specjalne granty i stypendia. W Ameryce i Wielkiej Brytanii ten gatunek traktuje się bardzo poważnie, istnieją nawet wyspecjalizowane kierunki studiów. Jednak biografie są też gatunkiem dość ulotnym – lepsze zastępują gorsze, nowsze wypierają te starsze. Żadna nie jest wyczerpująca. Przetrwają zaś wcale nie te, które odkrywają coś nowego, ani te najbardziej skandaliczne, tylko te, które są dobrze napisane. Jak dobre powieści.

Polityka 12.2010 (2748) z dnia 20.03.2010; Raport; s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Detektywi losów"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną