Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Sierp i majtki

W poszukiwaniu seksualności - wystawa w Zachęcie

Marilyn czy Merlin? Dzieło interseksualne Vladislava Mamysheva Marilyn czy Merlin? Dzieło interseksualne Vladislava Mamysheva Vladislav Mamyshev / materiały prasowe
Od dawna nie było w Polsce stworzonej z takim rozmachem międzynarodowej wystawy. A zarazem tak interesującej i tak seksualnej.

130 artystów z 24 krajów, kilkaset dzieł, 60 lat z historii sztuki, kilkudziesięciu różnojęzycznych kuratorów. Gwoli ścisłości, „Płeć? Sprawdzam” to wystawa przygotowana w Austrii, którą – po udanej prezentacji w Wiedniu – sprowadzono do stołecznej Zachęty. Tytuł intrygujący, podtytuł wyjaśnia wszystko: „Kobiecość i męskość w sztuce Europy Wschodniej”. Słowem: czy, na ile i w jaki sposób czuliśmy się mężczyznami i kobietami w czasach, gdy seksualność podlegała ideologicznemu koncesjonowaniu? I jak to się zmieniło po odzyskaniu wolności?

Obraz jest rozległy, bo obejmuje okres od kołchoźnic-traktorzystek, przez mniej lub bardziej surowe reżimy lat 60., 70. i 80., po szalone lata ostatnich dwóch dekad. Od zimnej Estonii i Związku Radzieckiego, po śródziemnomorską Jugosławię i to, co z niej się wykluło. I trzeba przyznać, że Austriacy dość uważnie zaglądają nam w majtki i sporo tam widzą. Oczywiście, najłatwiejszy do przewidzenia jest wizerunek sztuki z okresu stalinowskiej dyktatury lat 50. ubiegłego wieku. W całym tzw. bloku demoludów obowiązywały wówczas standardy estetyczne wypracowane jeszcze w latach 30. w ZSRR.

Dwie płcie? Nie

Nie ma nagości, nie ma seksualności, a tym bardziej erotyzmu. Ba, nie ma nawet wyraźnego, tradycyjnego podziału na dwie płcie, jest tylko jedna nowa płeć: budowniczy socjalizmu. Konsekwencje bycia mężczyzną lub kobietą są głęboko utajnione. Kobiety z włosami ukrytymi pod chustkami oraz piersiami i biodrami ukrytymi pod obszernymi kombinezonami, bez makijażu przypominały mężczyzn. Mężczyźni przypominali zaś aseksualne roboty, bez śladu macho. Wiele lat później, w 1987 r., Ukrainiec Viktor Zaretzky namalował doskonały pastisz owej konwencji; seksowną dziewczynę przy hutniczym piecu, ubraną w ciężkie buciory i grube rękawice, oraz – dla równowagi – w zwiewną spódniczkę i kusy staniczek.

Symbolem tej części wystawy jest dobrze u nas znany obraz Wojciecha Fangora „Postaci”. Taka właśnie bezpłciowa robotnicza para zderzona z kobiecą elegantką w starym, przedwojennym stylu. Praca słuszna w swej rewolucyjnej treści, ale – wbrew pozorom – wcale niejednoznaczna, bo ów wyfiokowany wróg ludu wcale nie przegrywa konfrontacji. Gdzie indziej jest już dosadnie i bez podtekstów: robotnice w fabrykach, hutnicy, szwaczki, piekarze. Z seksapilem obecnym w takiej dawce jak tlen na Księżycu. Ale, co ciekawe, z tego wyzutego z płciowości okresu pochodzi także inna obecna na wystawie polska praca – „Trudny wiek” Aliny Szapocznikow (1954 r.). Na pozór tradycyjna, figuratywna rzeźba młodej dziewczyny. Ale to o niej pisał Piotr Piotrowski w „Znaczeniach modernizmu”, iż „była rewolucyjna na większą skalę niż informelowe obrazy Kantora”. Spod brązu bije bowiem jak wiosenne źródełko wszystko, co władza starała się tak skrzętnie chować: intymność, dojrzewanie, rozbudzone libido, świadomość rodzącej się kobiecości.

Można powiedzieć, że w bloku państw socjalistycznych Szapocznikow wyprzedziła swoje czasy. Ale gdy tylko stalinowskie reżimy lekko zelżały, w ślad za nią poszło wielu twórców ze wszystkich reprezentowanych na wystawie krajów. Kolejne dekady to czasy heroicznego niekiedy (bo ciągle jeszcze pod czujnym okiem cenzury i presją tzw. socjalistycznej moralności) zmagania się artystów z problemem płci.

W Polsce, po skrajnie pruderyjnym Gomułce, nastał bardziej otwarty Gierek, a wraz z nim wystawy aktu „Wenus” czy zdjęcia obnażonych piersi w tygodniku „Perspektywy”. Oczywiście artyści przesuwali próg tolerancji znacznie dalej, ale że czynili to w swoich enklawach, władza często patrzyła na ów proceder przez palce. Nawiasem mówiąc, marksistowscy decydenci konsekwentnie kierowali się zgoła burżuazyjnymi, fallocentrycznymi i patriarchalnymi zasadami: ciało kobiece – ewentualnie tak, nagi mężczyzna – absolutnie nie! Artyści, skazani na żywot w ustroju demokracji ludowej, korzystali z wątków płciowych – z grubsza – na dwa sposoby. Po pierwsze, pochylając się nad ciałem (z reguły własnym) jak nad fenomenem, który trzeba zbadać i rozszyfrować, a dzięki temu poznać samego siebie. Mężczyźni czynili to zazwyczaj bardziej aktywnie, poddając się niekiedy bodźcom ekstremalnym (ból, rany), obserwując, co z tego wynika, i dzieląc się doświadczeniem z widzami. Jak Węgier Tibor Hajas, enerdowska grupa Autoperforationsartistik czy Czech Jan Mlcoch, którego 40-minutową sesję z dzidą wbijającą mu się w ciało oglądać możemy na wystawie.

 

Seksualność, czyli człowiek

Kobiety na ogół mniej dosadnie penetrowały własną kobiecość. Jedną z najbardziej przekonujących była wspomniana już Alina Szapocznikow, której rzeźby, rozpięte pomiędzy nieuchronnością biologii i wyniszczającą chorobą a estetycznymi kanonami piękna, wzruszają do dziś (po wielu latach ten problem ciekawie podejmie Katarzyna Kozyra w „Olimpii”). Zresztą wątek relacji między własnym ciałem a wymogami społecznymi (mody, bycia piękną, spełniania kobiecych ról, ulegania wzorom konsumpcji) pojawia się często, m.in. w dziełach chyba najsłynniejszej artystki wywodzącej się z bloku środkowo-wschodniego Mariny Abramovic. W pracy wideo „Sztuka musi być piękna, artysta musi być piękny” (1975 r.) zawzięcie, agresywnie, do bólu i krwi, czesze przez godzinę swoje włosy, powtarzając jak mantrę tytułowe słowa. Wiele lat później Węgierka Kriszta Nagy przedstawi serię autoportretów z komputerowo przetworzonym obrazem piersi: od malutkich po monstrualnie wielkie. Nowa kobieta na każdą nową modę, na każdą okazję, na każde zapotrzebowanie.

Wątek drugi to poszukiwanie w swej seksualności nie siebie samego, ale człowieka w ogóle, traktowanie ciała jako materiału służącego wyrażaniu ogólnych treści, opowiadaniu o świecie i jego problemach. Dwóch artystów (prace obu obecne na wystawie) zasługuje tu na szczególne przypomnienie. Po pierwsze, Jerzy Bereś, który łączył cielesność z polityką, obyczajami, historią, oraz Rumun Ion Grigorescu, który wykorzystywał ową cielesność do kontestowania obowiązującej ideologii.

Po 1989 r. płeć, już bez ograniczeń, poczęła hulać po sztuce dawnych krajów bratniego sojuszu. Bardzo wyrazisty w polskiej sztuce tzw. nurt krytyczny regularnie korzystał z cielesności jako środka wyrazu, by przypomnieć prace Katarzyny Kozyry, Zbigniewa Libery, Artura Żmijewskiego, Pawła Althamera, Alicji Żebrowskiej, Katarzyny Górnej czy Jacka Markiewicza. Pola, po których niegdyś stąpano nieśmiało i z rzadka, od dwóch dekad są wręcz zadeptywane przez twórców: homoseksualizm, androgynizm, transwestytyzm, zmiana płci, ciało w kontekście religii, narodu, historii, stereotypów, a nawet ksenofobii, kwestionowanie tradycyjnego podziału ról między mężczyzn a kobiety itd. Vladislav Mamyshev wchodzi w skórę Marilyn Monroe, a Elżbieta Jabłońska staje się Batmanem i Supermanem.

Kompleksy, pruderia i cała reszta

Długa perspektywa czasowa, jaką obejmuje wystawa, pozwala dostrzec ciekawe prawidłowości. Na przykład ewolucję, od cielesności całkowicie zaanektowanej przez ideologię, poprzez powolne wyzwalanie się płci z ograniczeń narzuconych przez władzę, aż po stan, gdy seksualność staje się jednym z podstawowych narzędzi krytyki i kontestacji w sztuce. Jest na wystawie praca z 1979 r. Chorwata Vlado Marteka „Nie chcę”, która może uchodzić za symbol owej tendencji: czerwony sierp wciśnięty bezceremonialnie w majtki.

Sztuka płci w krajach Europy Środkowej i Wschodniej musiała wyzwalać się z tych samych co sztuka zachodnia garbów: etosu podstępnej Judyty i Dalili, mitu Pigmaliona, freudyzmu, ograniczeń nałożonych przez patriarchat, katolicyzm i wielu innych. Dodatkowo z dziwacznych więzów ideologicznych marksizmu-leninizmu, w których deklaracje postępu mieszały się z wyjątkową pruderią. A każdy kraj miał do zerwania jeszcze własne kajdany. Na przykład my w Polsce pęta nałożone przez wizerunek matki Polki, Polonii w łańcuchach, Polaka wiecznego żołnierza przegranej sprawy, ze skrajnie odmiennych kompleksów Schulza i Hłaski. Wystawa pozwala prześledzić tę drogę ku wolności. Niekiedy krętą, ale interesującą.

W posługiwaniu się płcią ciekawy jest także udział... płci. Lata 50., 60., a często i 70., jeśli chodzi o sztukę związaną z  seksualnością, cechuje niewielki udział kobiet artystek. Ciałem, swoim, ale i kobiecym, zajmują się wówczas głównie mężczyźni. Z czasem o kobiecości coraz częściej wypowiadały się kobiety, a ich sztuka z kolejnymi dekadami wyraźnie lewitowała w stronę, niekiedy wojowniczego, feminizmu. Dziś proporcje się odwróciły i to kobiety nadają ton w artystycznym eksplorowaniu wątku gender. Współczesne ciało w sztuce jest wszystkim: młotem, mikroskopem, mądrą księgą, brzytwą, platformą walki lub porozumienia, ale prawie nigdy zwykłym aktem.

Wystawa efektownie obrazuje to, jak przez ponad pół wieku sztuka w naszej wschodnioeuropejskiej okolicy radziła sobie z motywem płci. Zapewne już wkrótce życie dopisze do tej historii kolejne rozdziały, dotychczas przez artystów z rzadka zauważane, jak np. problem płci w Internecie.

***

„Płeć? Sprawdzam. Kobiecość i męskość w sztuce Europy Wschodniej”,
Zachęta Narodowa Galeria Sztuki,
czynna do 13 czerwca
.

Polityka 13.2010 (2749) z dnia 27.03.2010; Kultura; s. 60
Oryginalny tytuł tekstu: "Sierp i majtki"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną