Joanna Podgórska: – Zszedł pan przed chwilą z planu, co to za rola?
Lech Dyblik: – Odcinek serialu „Świat według Kiepskich”. Gram domorosłego filozofa Badurę, który z Ferdynandem Kiepskim omawia ważkie problemy świata, siedząc na złomowisku z butelką wina. Obaj są zatroskani rozwojem cywilizacji.
Czyli epizod. Gra pan głównie epizody; znaczące, zapadające w pamięć, ale jednak epizody. To pana wybór?
Nie, ale i tak jestem Bogu wdzięczny za to, co robię. Mam ciekawe życie. Lubię swoją pracę i jestem w stanie utrzymać za nią rodzinę. Może jeszcze będę grał większe role. Jeśli nie, trudno. Świat nie kończy się na aktorstwie.
Niedawno wydał pan płytę z muzyką rosyjską, a dokładnie odeskimi pieśniami więziennymi, bandyckimi. Jak to się zaczęło?
Kiedyś opowiadałem, że od tego, jak mnie przez pomyłkę zamknęli do więzienia w Rostowie, ale to tylko anegdota. Tak naprawdę zaczęło się przypadkiem. Kolega, który pracował u bardzo bogatego Ukraińca, przyniósł mi płytę, którą wyciągnął mu z Lexusa, i mówi: posłuchaj, jaka dziwna muzyka. To były właśnie te błatne pieśni. Skopiowałem to i po dwóch latach stwierdziłem, że słucham tego codziennie. I tylko tego.
Rosyjski jest niesamowity. To język gotowy do wyrażania strasznych, skrajnych stanów ducha. Ma gotowe słownictwo, gotowe przekleństwa, ale też pięknie się nim mówi o miłości. Tych stanów duszy, kiedy człowiek staje pod ścianą, lepiej niż po rosyjsku się nie wyrazi. Kiedyś, w czasie studiów, siedziało się z przyjaciółmi przy wódce, słuchało i śpiewało Wysockiego, więc myślałem, że sprawę rosyjskiej muzyki mam w życiu załatwioną. Ale tak naprawdę niewiele z tego rozumiałem. Dopiero teraz, gdy poznałem błatne pieśni, zrozumiałem tę straszną rzeczywistość, o której Wysocki śpiewał.