Krystyna Lubelska: – Podoba się panu słowo celebryta?
Stanisław Janicki: – Nie używam go, a jeśli stosuję, to w sposób prześmiewczy. Jednak może i dobrze, że taki termin istnieje, bo dzięki temu nie nadużywa się w mediach określenia gwiazda, na które zasługuje tylko niewielu twórców i artystów.
Gwiazda to ktoś bardziej znany i od celebryty lepszy?
Tak, bo celebryctwo zakłada łatwą karierę, przypadkową, bez specjalnych umiejętności. Nie interesują mnie osoby, które wystrzeliwują nagle w górę, a po roku, dwóch już nikt o nich nie pamięta. Zajmują mnie aktorzy i twórcy z prawdziwego zdarzenia. Nie oznacza to oczywiście, że w ogóle gardzę sztuką popularną, uczestniczę w niej jak każdy – od czasu do czasu. Jednak nie mam ochoty stale brać udziału w imprezach rodem z wesołego miasteczka, bo żadnych przeżyć artystycznych to nie dostarcza.
Czy mamy w Polsce gwiazdy?
Ani w Polsce przedwojennej nie mieliśmy wielkoformatowych gwiazd, ani nie mamy ich teraz.
W swoich programach „W starym kinie”, prowadzonych przez 32 lata w telewizji polskiej, a teraz kontynuowanych w RMF CLASSIC i telewizji Kino Polska, sam pan przecież budował ich legendę.
Najczęściej mówię „świetna aktorka”, „wspaniała odtwórczyni”, „ulubieniec publiczności”. Unikam pojęcia „gwiazda” z rozmysłem.
A Pola Negri? Polski film „Mania” z udziałem tej aktorki został zdigitalizowany, a Pola Negri jest ekranową gwiazdą naszej prezydencji w Unii.
Pola Negri gwiazdą została dopiero w Niemczech i w Ameryce, wcześniej w Polsce nią nie była. Gwiazdą w dosłownym rozumieniu tego słowa jest aktorka czy aktor (ewentualnie inny twórca) znany w skali międzynarodowej, pokazujący się w wielu filmach, lansujący pewną modę oraz styl gry, mający wyróżniającą się artystyczną osobowość.