Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Efektowne nic-się-niedzianie

Jaką wizję świata i sztuki prezentują dziś młodzi polscy twórcy

Laurka dla Ossowieckiego Dominiki Olszowy, czyli satyra na polskie fobie i manie. Laurka dla Ossowieckiego Dominiki Olszowy, czyli satyra na polskie fobie i manie. materiały prasowe
Konkurs Samsung Art Master łowi największe talenty wśród młodych artystów sztuk wizualnych w Polsce. A przy okazji odbija jak w zwierciadle ich wizje świata i sztuki. Obraz to może nie zawsze budujący, ale na pewno ciekawy i dający do myślenia.
Rosyjski romans Urszuli Pieregończuk – film bliski sztukom plastycznym.materiały prasowe Rosyjski romans Urszuli Pieregończuk – film bliski sztukom plastycznym.
Odkrywanie powolności, akwarela Zofii Nierodzińskiej, jedna z nielicznych udanych konkursowych prób malarskich.materiały prasowe Odkrywanie powolności, akwarela Zofii Nierodzińskiej, jedna z nielicznych udanych konkursowych prób malarskich.

Młoda sztuka polska dwóch ostatnich dekad to były dwa potężne zjawiska. Najpierw tzw. sztuka krytyczna, konsekwentnie i z powagą tropiąca i demistyfikująca wszelkie mechanizmy rządzące naszym życiem. Z jej mistrzami: Zofią Kulik, Zbigniewem Liberą, Katarzyną Kozyrą czy Arturem Żmijewskim. A po niej, na zasadzie odreagowania, sztuka, którą krytyk Stach Szabłowski nazwał „fajną”. Podszyta humorem, ironią, niekiedy groteską. Wyluzowana i otwarta, łatwa w odbiorze, najchętniej czerpiąca z wzorów popartu. Otóż sztuka najmłodszego pokolenia rodzimych artystów zdaje się powstawać w całkowitym oderwaniu od obu tych wizji.

Z rzadka zapuszcza się w takie obszary, jak polityka, mass media, procesy cywilizacyjne, wielkie korporacje, gender, zniewolenie, konflikty społeczne itd. Wśród prac zgłoszonych na konkurs znalazłem zaledwie kilka, których autorzy podjęli trud artystycznego ogarnięcia jakiegoś fragmentu porządku dzisiejszego świata. A jeżeli już to czynią, to w formie „flash and light” – powierzchownej, efekciarskiej, wskazującej problem, ale go nie analizującej. Bywa, że naiwnej. W jednej z prac wideo obserwujemy dwóch ubranych w dresy mężczyzn – Polaka i Chińczyka – ścigających się po budowanym fragmencie autostrady. Bywa, że kreującej problemy co nieco sztuczne – jak artystka, którą interesuje „pokazanie pęknięcia między językiem nowych mediów a tańcem butoh”.

Obcy jest też młodej sztuce język dowcipu i metafory, który tak genialnie rozwinęli w Polsce Cezary Bodzianowski, Oskar Dawicki, Grupa Azorro czy Marcin Maciejowski. Czyżby rosło kolejne pokolenie Polaków ponuraków? Kilka prac na szczęście wywołuje uśmiech. Dyrygent z namaszczeniem dyrygujący strojeniem instrumentów. Czy performerka bekająca nazwiskami modnych dziś filozofów. Tak, można się rozbawić, ale poza śmiechem niewiele pozostaje.

Wyjątkowo udało się połączyć zabawę z głębszą treścią Aurelii Nowak, która uczyła się na pamięć, po francusku, Manifestu Dadaistycznego. W mękach i bez zrozumienia, bo nie zna języka. Proces nauki i deklamacje wyuczonych fragmentów tworzą nieoczekiwaną sytuację metadadaistyczną. Z kolei praca Dominiki Olszowy „Laurka dla Ossowieckiego” jest celną satyrą na kilka naszych przypadłości naraz: wiary w ideę wybranego narodu, żerowania na naiwności, powodzenia ezoteryki, tandetnej estetyki niszowych kanałów TV.

Bardzo brakuje polskiej młodej sztuce zarówno konceptualnego namysłu nad światem, jak i popartowskiego luzu. Zatem co w zamian? Czym fascynują się młodzi polscy artyści? Stylistycznie w modzie wydaje się być dzisiaj surrealizm. Widać szybka kariera Jakuba Juliana Ziółkowskiego zrobiła na wielu młodszych kolegach i koleżankach po fachu spore wrażenie. Ale od konwencji artystycznej dużo ważniejsza wydaje się dziś forma. Powszechność cyfrowego utrwalania obrazu oraz rozliczne możliwości jego obróbki, montażu i tworzenia efektów specjalnych wydają się dla wielu wystarczającym powodem do zabawy w sztukę.

Trudno powiedzieć, czy dzisiejszy, wkraczający w dorosłość twórca potrafi namalować konia lub wyrzeźbić głowę, bo tradycyjnego warsztatu trzeba w tych pracach szukać ze świecą. Za to dobrze posługuje się dowolnym oprogramowaniem komputerowym i każdym gadżetem elektronicznym. A niekiedy wręcz świetnie – co widać np. w pracach Mateusza Sadowskiego „Listy z domu”. W większości to jednak jest tylko żonglerka obrazem i dźwiękiem nieadekwatnie rozbudowana w stosunku do treści czy nawet w ogóle treści pozbawiona. Z czystym sumieniem można do niej odnieść słowa inżyniera Mamonia z „Rejsu” opisującego polski film: „Nuda. Nic się nie dzieje”. Jednak trzeba dodać: „Ale jakże efektowne jest to nic-się-niedzianie”.

I choć odbiorca tych prac może mieć niejasne lub i całkiem jasne przeczucie, że nie mówią o niczym ważnym, to jednak sami artyści sądzą, że jest wręcz przeciwnie. Mało tego. Gdyby zdać się wyłącznie na komentarze, którymi opatrują swe dzieła, można by sądzić, że Einstein pospołu z Freudem, Kantem i Hawkingiem mogliby się od nich wiele nauczyć.

„Pokazuję w artystycznym odwzorowaniu, że rzeczywistość sama z siebie nie istnieje” – deklaruje jeden. „Film zgłębia naturę fotonów” – pisze drugi i odważnie dodaje: „Uznałem, że jest czas, aby fizycy oddali ten temat w ręce artystów, w moje ręce”. I jeszcze kilka cytatów, których nie potrafię sobie odmówić: „A może rozpatrywać to wideo w kategoriach egzystencjalnych jako zestawienie Człowieka i Świata? Pewnie tak” – artysta trzeci. „Jako uważny obserwator potrafię dostrzec to, czego być może nie widzą inni” – artysta czwarty. „Moim głównym zamierzeniem było wywołanie wrażenia symultaniczności istnienia” – artysta piąty. I tylko jeden twórca odważnie i wbrew panującym obyczajom zadeklarował: „I have nothing to say and I am saying it” (Nie mam nic do powiedzenia i mówię to!).

Zamiast na bezdroża świata zewnętrznego, młodzi twórcy zdecydowanie bardziej wolą zapuszczać się w zakamarki własnego świata wewnętrznego. Cały ów nurt najlepiej, choć zawile, charakteryzuje wyznanie jednego z twórców: „Projekt wyraża stan psychiczny odzwierciedlający stosunek emocjonalny podmiotu do osób, rzeczy, zdarzeń zewnętrznych lub samego podmiotu, podkreślając cykliczność nieprawidłowych relacji”. Czyli, upraszczając: mam ze sobą problem. Artyści chętnie robią prace o swoich frustracjach, lękach, kompleksach, emocjach. Nierzadko szukają „sensu życia i przemijania”, a nawet „pragnienia nieskończoności”. Słowem, traktują sztukę jako formę autoterapii.

Szczególną formą owego pochylania się nad sobą jest pochylanie się nad sobą jako artystą. Wiadomo, proces twórczy to rzecz trudna, wymagająca wyrzeczeń, i dobrze, by świat się o tym dowiedział: patrzcie, jestem artystą, i posłuchajcie, co z tego wynika i jak się z tym czuję. Młodzi twórcy przypominają w tym pacjentów na kozetce, choć psychoanalitykami z konieczności stają się wszyscy widzowie.

W tej autotematyce przeważa rozczulanie się nad sobą, choć bywają wyjątki. Jak Robert Kuta, który konsekwentnie kreuje swój wizerunek artysty celebryty. Wymyślił siebie, obdarzył osobną biografią, wyglądem, tożsamością i od pięciu lat utrwala na zdjęciach (5 tys. wystylizowanych fotografii), w sfingowanych artykułach prasowych i reportażach telewizyjnych. W tej autokreacji daleko prześcignął już mistrza Warhola. Tyle że u papieża popartu była ona tylko dodatkiem do sztuki, a tu stała się sztuką samą w sobie.

Niechęć do grzebania się w faktach, procesach, zjawiskach prowadzi też do osobliwej fascynacji metafizyką – era Wodnika ciągle żywa. Jest więc dzieło o stworzeniu świata, wyglądające jak amatorska podróbka dokumentu National Geographic, są pląsające w sitowiu dziewczyny przebrane za rusałki. Jest praca przekonująca nas do kontaktu z naturą – w ten sposób, że jedna postać wącha mech, druga głaszcze kamienie, ktoś przesypuje ziemię w dłoniach, ociera się o drzewo lub swobodnie unosi na wodzie. Najbardziej ambitny deklaruje zaś, że jego dzieło traktuje o „echach natury we współczesnej komunikacji międzyludzkiej”. Jedynie wspomniana już Dominika Olszowy potrafiła z owej konwencji zakpić.

Obok – na ogół jałowego – przyglądania się samemu sobie zaskakująco żywotny i ciekawy okazał się nurt prac odwołujących się do przeszłości. Ciekawe, że często punktem wyjścia stają się stare rodzinne kasety VHS. Coś, co 20 lat temu stanowiło technologiczną awangardę, dziś jest traktowane przez młodych twórców jako interesujące archiwalne źródło, do którego można dopisać współczesną pointę.

Na przykład Maciej Olszewski na starych rodzinnych filmach wymazał postaci, pozostawiając jedynie tło – sprzęty, pejzaże, budynki. Stworzył w ten sposób jakby kopię pamięci; często pozostają nam w głowie mało istotne szczegóły, zaś ulatują zdarzenia, postaci i relacje, które były prawdziwie ważne. Z kolei Sylwia Czubała odkopała stare nagranie tańczącej matki. Dziś powtórzyła ową spontaniczną choreografię, pokazując oba nagrania symultanicznie i stawiając pytanie o to, jak bardzo jesteśmy nawet w dorosłości doczepieni pępowiną do swoich rodziców.

Inni młodzi artyści próbują skonfrontować się z historią o ponadjednostkowym wymiarze. Próby interaktywnego ożywienia dawnych wizerunków miast podjęli Anna Witkowicz (Cieszyn) i Mateusz Taranowski (Bielsko-Biała). Ciekawą minimalistyczną instalację stworzył Kacper Nurzyński. To dwustronny peryskop zawieszony na murze dzielącym cmentarz żydowski i katolicki i pozwalający na wzajemne „podpatrywanie się” z obu stron. Zwraca też uwagę Anna Banachowicz swoją opowieścią o Niemcach przymusowo wysiedlanych z Gdańska po II wojnie światowej.

To, co mają do zaproponowania odbiorcom młodzi twórcy, w swej masie nie rzuca na kolana. Trudno by na tej podstawie spodziewać się nadejścia nowej, znaczącej formacji w polskiej sztuce. Trudno nawet oczekiwać choćby kilku błyskotliwych, indywidualnych karier. Te kilkanaście prac, którym po drodze z oryginalnością, to jakieś 5 proc. spośród wszystkich nadesłanych. A może właśnie taki jest statystyczny i powszechny odsetek utalentowania? Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że wielu najbardziej uzdolnionych młodych twórców swych prac na konkurs nie przysłało. To ci, którzy weszli już do obiegu sztuki, wystawiają, mają swoje galerie i nie mogą pozwolić sobie na ryzyko, że jury ich nie dostrzeże. Pokusa dużej nagrody pieniężnej na ogół przegrywa z obawą o blamaż.

Samsung Art Master organizowany jest w tym roku po raz ósmy. Prace na konkurs zgłaszać mogą studenci oraz absolwenci z ostatnich dwóch lat Akademii Sztuk Pięknych i innych wyższych szkół plastycznych. W tym roku napłynęło 275 prac. Wśród nagrodzonych w poprzednich edycjach znaleźli się artyści dziś już dobrze znani: Karol Radziszewski (także laureat Paszportu POLITYKI), Anna Molska, Jakub Julian Ziółkowski i Piotr Wysocki (nominowani do Paszportów). Wystawa prac wyróżnionych w tegorocznym konkursie: do 20 listopada w CSW Zamek Ujazdowski w Warszawie.

Polityka 45.2011 (2832) z dnia 01.11.2011; Kultura; s. 80
Oryginalny tytuł tekstu: "Efektowne nic-się-niedzianie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną