Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Teleteatr narodowy

Teatr Telewizji - największa scena narodowa

Krystyna Janda w roli najgorszej śpiewaczki świata w farsie Petera Quiltera „Boska!” Krystyna Janda w roli najgorszej śpiewaczki świata w farsie Petera Quiltera „Boska!” PAT
Odzyskujący siły po chorobie Jerzy Stuhr marzy o występie przed półtoramilionową widownią Teatru Telewizji. Marzenie może się spełnić, ponieważ największa scena narodowa powraca do łask telewidzów. Jej przyszłość jednak wciąż jest niepewna.
Agnieszka Grochowska i Piotr Adamczyk na planie Teatru Telewizji „Rzecz o banalności miłości” w reżyserii Feliksa Falka.Mieczyslaw Wlodarski/REPORTER/EAST NEWS Agnieszka Grochowska i Piotr Adamczyk na planie Teatru Telewizji „Rzecz o banalności miłości” w reżyserii Feliksa Falka.

Przez ostatnie lata o repertuarze Teatru Telewizji decydowali politycy, historycy i filmowcy, najmniej do powiedzenia mieli ludzie teatru. Do jesieni ubiegłego roku sztandarowym cyklem Teatru Telewizji była Scena Faktu, produkująca tanie filmy historyczne, ze scenariuszami współtworzonymi przez historyków z IPN. Były wśród nich dzieła, które przetrwają swój czas, jak choćby świetne „Rozmowy z katem” Kazimierza Moczarskiego w reż. Macieja Englerta, z wielką kreacją Piotra Fronczewskiego, czy późny, lżejszy i mniej jednoznaczny „Prezent dla towarzysza Edwarda G.” w reż. Janusza Dymka. Większość produkcji jednak zlała się w jeden ciąg martyrologicznych scen z polskimi patriotami torturowanymi przez zezwierzęconych ubeków w skórzanych kurtkach.

Filmowa narracja, plenery, filmowi i serialowi aktorzy to były również cechy charakteryzujące nieliczne, mające równoważyć opowieści z dziejów PRL, realizacje teatralnej klasyki (m.in. „Szkoła żon” Moliera w reż. Jerzego Stuhra czy „Wróg ludu” Ibsena w reż. Piotra Trzaskalskiego) i współczesnych fars („Pozory mylą” Alana Ayckbourna w reż. Janusza Majewskiego).

Wielką zmianę odtrąbiono jesienią. Nowy – wreszcie teatralny – Teatr Telewizji symbolicznie sięgnął do korzeni telewizyjnej sceny, czyli do transmisji spektakli na żywo, ze studia. Na pierwszy ogień miały pójść „32 omdlenia” – trzy komediowe jednoaktówki Czechowa z Teatru Polonia w reżyserii Andrzeja Domalika, z Krystyną Jandą, Jerzym Stuhrem i Ignacym Gogolewskim w rolach głównych. Perfekcyjnie zrealizowany i świetnie, lekko, z dystansem grany spektakl powstał na jubileusz 40-lecia pracy artystycznej Stuhra. Choroba aktora spowodowała, że zamiast Czechowem, Teatr Telewizji otworzył się amerykańską współczesną farsą o najgorszej śpiewaczce świata – „Boską!” Petera Quiltera, z Krystyną Jandą w tytułowej roli nieudacznicy, której siła woli i pieniądze pomagają spełnić marzenie życia – zaśpiewać w Carnegie Hall. Szeroko reklamowaną transmisję obejrzało według różnych badań 2 mln 700 tys. (TNS OBOP) lub 1 mln 342 tys. (Nielsen Audience Measurement) telewidzów. Część z nich skorzystała także z możliwości śledzenia spektaklu w Internecie, gdzie transmitowano obraz z kilku kamer jednocześnie.

Nie burząc samopoczucia widzów

Jaki Teatr Telewizji otworzyła Krystyna Janda? Koszt realizacji spektaklu dyrektor Telewizji Polskiej Juliusz Braun szacuje na 500–600 tys. zł, dochód z pokazywanych przed i po przedstawieniach reklam to sumy rzędu 200 tys. zł, resztę trzeba dołożyć. A ściągalność abonamentu wciąż spada. W tej sytuacji repertuar Teatru Telewizji, który powrócił na stałe miejsce w ramówce – telewizyjna Jedynka, poniedziałek, godz. 20.20 – składa się z mniej więcej jednej premiery miesięcznie, trzech – jak dotąd (w maju odbędzie się czwarta) – transmisji na żywo oraz powtórek spektakli sprzed lat. W tym roku spektakl Teatru Telewizji oglądało średnio 1 mln 200 tys. telewidzów, najczęściej kobiety, osoby z wyższym wykształceniem, mieszkańcy małych i największych miast.

Królował repertuar lekki. Wśród premier przeważały różne odcienie komedii: „Księżyc i magnolie” Rona Hutchinsona, reż. Maciej Wojtyszko – sprawnie zrealizowane przedstawienie o zabawnych kulisach powstawania scenariusza melodramatu wszech czasów „Przeminęło z wiatrem”; „Komedia romantyczna” Wojciecha Tomczyka w reż. Michała Gazdy (prześmiewczo o uczuciowości XXI w.) i kostiumowe, niezbyt wyrafinowane studium hipokryzji – „Lekkomyślna siostra” Włodzimierza Perzyńskiego w reż. Agnieszki Glińskiej (przeniesienie spektaklu z repertuaru Teatru Narodowego).

Również transmitowane na żywo spektakle nie burzyły dobrego samopoczucia widzów. Po „Boskiej!” pokazano „Skarpetki, opus 124” Daniela Colasa w reż. Macieja Englerta z warszawskiego Teatru Współczesnego, o parze niedobranych z pozoru aktorów, którzy po latach zapomnienia chcą wrócić do pierwszej ligi. Główną atrakcją przedstawienia był zawodowy kunszt zgranego duetu: Wojciech Pszoniak–Piotr Fronczewski. Kolejna była „Szkoła żon” Moliera ze stołecznego Teatru Polskiego w reż. Jacques’a Lassalle’a – klasyczne, kostiumowe widowisko z Andrzejem Sewerynem w roli oszukanego hodowcy żony idealnej. Pierwsze obejrzało 1 mln 80 tys., drugie – 1 mln 200 tys. widzów.

Wśród powtórek, które zresztą nierzadko cieszyły się większym wzięciem niż premiery, także sporo było komedii, na czele z czarną komedią Marka Rębacza „Ciemno” w reż. Janusza Majewskiego, z 1995 r., z Janem Kobuszewskim w obsadzie (1 mln 590 tys. widzów) czy farsą Ayckbourne’a „Od czasu do czasu” (1 mln 212 tys.) w reż. Juliusza Machulskiego, z 2000 r. Ale oglądany był także współczesny dramat z historią w tle – „Dobry adres” Władysława Zawistowskiego w reż. Waldemara Krzystka, z 2004 r. (1 mln 386 tys.), oraz oparty na faktach „Kontrym” Marka Pruchniewskiego w reż. Marcina Fischera, historia pojedynku Bolesława Kontryma „Żmudzina” (świetny Jan Frycz) i Józefa Światły (Redbad Klijnstra); każdy z nich mógłby być symbolem skomplikowania polskiej historii, co spektakl dobrze oddaje. Zaś bogate archiwa pozwalały Teatrowi Telewizji reagować na bieżące wydarzenia – śmierć Adama Hanuszkiewicza uczczono przypomnieniem jego „Apolla z Bellac”, spektaklu z 1958 r., a śmierć Vaclava Havla – prezentacją jego jednoaktówek w reż. Feliksa Falka z 1991 r. W repertuarze znalazły się także „Moja córeczka” Różewicza i „Śledztwo” Lema.

 

 

Jednak największą popularnością – 2 mln 102 tys. widzów – cieszyła się premiera Sceny Świata, „Ostateczne rozwiązanie” w reż. Franka Piersona, z Kennethem Branaghiem i Colinem Firthem w obsadzie. Wybitna produkcja BBC i HBO to nakręcona w autentycznych wnętrzach, zgodnie ze stenogramem toczącej się wówczas rozmowy, próba rekonstrukcji sekretnego spotkania przywódców faszystowskich Niemiec w Wannsee, podczas którego ustalono oficjalny program rozwiązania „kwestii żydowskiej”.

"Po bożemu"

Dominują spektakle aktorskie, realistyczne, realizowane „po bożemu”. Dzisiejszy Teatr Telewizji wciąż w pewnym sensie jest teatrem historycznym, ale decyduje nie polityka, tylko smak artystyczny, ukształtowany m.in. na spektaklach Teatru Telewizji z poprzednich dekad. Zmieniła się za to gra aktorska – jest znacznie mniej teatralna, mniej koturnowa, a bardziej filmowa, wyciszona i kameralna. Filmowy jest także montaż, dużym walorem są zbliżenia twarzy, oczu aktora, kręci się już nie tylko w studiu, ale także w plenerze, korzystając z najnowszych technologii. Niezmiennie od dziesięcioleci w spektaklach Teatru Telewizji występują najwybitniejsi polscy aktorzy.

Ta wizja Teatru Telewizji pokrywa się w wielu punktach z kształtem Teatru Narodowego za rządów Jana Englerta. To teatr środka, dla najszerszych grup widzów, z kreacjami aktorskimi, z przezroczystą reżyserią, niestawiający widzowi estetycznych czy myślowych barier, z klarownymi spektaklami, które mają być podziwiane i przy okazji pobudzać do myślenia. Podstawą repertuaru jest kostiumowa, uniwersalnie realizowana klasyka – od spektakli Jacques’a Lassalle’a przez czechowowskie inscenizacje Jana Englerta i Agnieszki Glińskiej, z domieszką spektakli gwiazdorskich, jak „Udręka życia” Hanocha Levina z Anną Seniuk i Januszem Gajosem w roli wieloletniego małżeństwa. Tą właśnie drogą podąża, nazywany największą sceną narodową, Teatr Telewizji.

Z kolei tym, czym dla Teatru Narodowego jest Scena Przy Wierzbowej (gdzie realizowane są spektakle bardziej wymagające, eksperymentujące – dzieła Jerzego Jarockiego, Mai Kleczewskiej czy Michała Zadary) dla Teatru Telewizji jest sekcja teatralna TVP Kultura. Tam można zobaczyć rejestracje najważniejszych dzieł współczesnego teatru, z „Wymazywaniem” Krystiana Lupy i „Krumem” Krzysztofa Warlikowskiego na czele, oraz transmisje najgorętszych, wywołujących kontrowersje i dyskusje przedstawień, jak ostatnio „III Furie” Sylwii Chutnik, Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk i Magdaleny Fertacz w reż. Marcina Libera z Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy; białostocko-lubelska „Turandot” w reż. Pawła Passiniego; „Zmierzch bogów” według scenariusza filmu Viscontiego w reż. Grzegorza Wiśniewskiego z Teatru Wybrzeże w Gdańsku czy „Sprzedawcy gumek” Hanocha Levina z Teatru IMKA w Warszawie.

Misyjna, ale biedna

Tymczasem dyskusje dotyczą nie tyle kształtu Teatru Telewizji, co jego istnienia w dobie misyjnej, ale biednej telewizji. Problem finansowania sceny telewizyjnej powraca jak bumerang od czasu słynnej myśli dyrektora Kwiatkowskiego: tyle misji, ile abonamentu.

W 2009 r. zarząd TVP przeznaczył na realizację spektakli 10,4 mln zł, w 2010 – 7,3 mln zł, w 2011 r. zaplanowano 8 mln zł. W ubiegłym roku, w ramach zachęcania telewidzów do opłacania abonamentu, Biuro Marketingu TVP zorganizowało cykl przedpremierowych pokazów spektakli telewizyjnych w różnych miejscach kraju, zatytułowany „Teatr TV w Twoim mieście. Zaproszenie dla stałych widzów”. Warunkiem wstępu był dowód dokonania opłaty abonamentowej. Frekwencja była duża.

Pytany o plany na kolejny sezon szef redakcji Teatru Telewizji Krzysztof Domagalik mówi, że odpowiedź na to pytanie przekracza jego kompetencje. Kompetentne są władze telewizji, które mają podjąć decyzje o przyszłości sceny w maju. Wcześniej wyemitowane zostaną autorskie spektakle: „Najweselszy człowiek”, z tekstem i w reżyserii Łukasza Wylężałka – o ostatnich, zakopiańskich latach Kornela Makuszyńskiego (premiera 30 kwietnia), i „Next-ex”, komedia rodzinna Juliusza Machulskiego (28 maja). Ostatnim w tym sezonie spektaklem transmitowanym na żywo będzie „Daily Soup”, zrealizowana przez Małgorzatę Bogajewską w Teatrze Narodowym wizja współczesnej, skupionej wokół telewizora rodziny, z Januszem Gajosem i Danutą Szaflarską w obsadzie. Zakończyły się zdjęcia do „Trzech sióstr” Czechowa w nowym tłumaczeniu Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej, w reż. Agnieszki Glińskiej, z Borysem Szycem i Krzysztofem Stroińskim w obsadzie. Kiedy (i czy) zostaną pokazane telewidzom, zdecyduje się za miesiąc.

Mimo trudności machina Teatru Telewizji powoli zaczyna się na nowo rozpędzać. Poniedziałek po dzienniku znów staje się czasem teatru, momentem, w którym telewizory włączają ci, których nie satysfakcjonuje tradycyjny telewizyjny rozrywkowy kołowrotek: telenowele, talent szoły, talk-shows i docusoaps. Warto dać im szansę.

Polityka 16.2012 (2855) z dnia 18.04.2012; Kultura; s. 78
Oryginalny tytuł tekstu: "Teleteatr narodowy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną