Fabuła powieści „Gracze” jest prosta. Dwóch uzależnionych od gier wideo chłopców morduje ojca i matkę kolegi, a dziennikarka śledcza lokalnej gazety stara się dociec, dlaczego to zrobili. Rozmawia z nimi, z rodzicami, z naczelnikiem więzienia, z kolegami. Niby wie wszystko, a mimo to jest to dla niej niepojęte. Niczego im nie brakowało. Uczyli się nie najgorzej. Jeden z nich jest z solidnego domu. Ojciec – menedżer w branży farmaceutycznej – wymagał od syna i córki porządku. Matka dbała o zdrową żywność i miała otwartą głowę. Drugi jest synem ekspedientki, która, by mu na niczym nie zbywało, dorabiała wieczorami jako prostytutka – o tym jednak syn nie miał pojęcia. Obu łączyła „Misja” – gra komputerowa, w której walczyli z siłami zła, zbawiając świat.
Pewnej soboty sprawdzili, jak to jest zabić w realu. Wzięli z domu kuchenne noże i zadzwonili do domu kolegi. Uderzyli natychmiast, najpierw ugodzili mężczyznę, który otworzył im drzwi, a potem jego żonę. Ich syn uratował się tylko dlatego, że zabarykadował się w swoim pokoju i wezwał policję.
Powieść Kariny Obary, redaktorki toruńskiej „Gazety Pomorskiej”, pojawiła się na rynku w ubiegłym roku. Zebrała kilka recenzji i znikła. Niewykluczone jednak, że wróci dzięki przygotowywanemu właśnie przekładowi na angielski i zainteresowaniu scenarzystów. Oparta na autentycznej historii, trafiła w jeden z najbardziej palących problemów wychowawczych z „pokoleniem w sieci”.
O emocjonalnym kalectwie dzieci uzależnionych od przyjemnego strzelania w komputerowym świecie media rozwodzą się za każdym razem, gdy gdzieś – jak ostatnio w Chardon, Ohio – nastolatek, zanim zaczął strzelać w szkole do kolegów, godzinami ślęczał przy ekranie, masakrując komputerowe postaci.