Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Dziewczyny nie do wzięcia

Rozmowa z Leną Dunham - reżyserką kultowego serialu "Dziewczyny"

Lena Dunham - scenarzystka, reżyserka i jedna z aktorek występujących w serialu „Dziewczyny”. Lena Dunham - scenarzystka, reżyserka i jedna z aktorek występujących w serialu „Dziewczyny”. Carlo Allegri/Reuters / Forum
- To fantastyczne uczucie, kiedy piszą do mnie kobiety w różnym wieku, z różnych krajów, że pokazałam, jak to jest być w ich skórze. Szamotać się z samą sobą - mówi Lena Dunham, twórczyni serialu „Dziewczyny”, nagrodzonego Złotymi Globami, którego drugi sezon właśnie startuje w HBO.
„Nie wiem, skąd mam łatwość nagości. Tak po prostu mam. Na planie zrzucenie biustonosza przychodzi mi łatwiej niż odegranie intymnych emocji.”Charles Sykes/AP/EAST NEWS „Nie wiem, skąd mam łatwość nagości. Tak po prostu mam. Na planie zrzucenie biustonosza przychodzi mi łatwiej niż odegranie intymnych emocji.”
Dunham w swoim serialu z rozbrajającą szczerością i poczuciem humoru przygląda się sobie i swoim rówieśnikom.HBO/materiały prasowe Dunham w swoim serialu z rozbrajającą szczerością i poczuciem humoru przygląda się sobie i swoim rówieśnikom.

Agnieszka Niezgoda: – Amerykańskie media ogłosiły, iż to właśnie ty, 26-letnia mieszkanka Nowego Jorku, stałaś się głosem pokolenia. Czym różni się twoja generacja od dziewczyn pokroju Carrie Bradshaw z „Seksu w wielkim mieście”, kultowego serialu o Nowym Jorku z lat 90.?
Lena Dunham: – „Seks w wielkim mieście”, który oglądałam w wieku 12–13 lat z wypiekami na twarzy, był eskapistyczny. Bohaterki miały garderoby w apartamentach na Park Avenue, wypełnione szpilkami od Manolo Blahnika, kobiece przyjaźnie ratowały je z tarapatów randkowych, wszystkie wiodły przemyślane i spełnione życie zawodowe, a do szczęścia brakowało im tylko seksu lub prawdziwej miłości.

A wy?
My jesteśmy pokoleniem Manhattanu postrecesyjnego, u progu dorosłości przetrąconego przez krach Wall Street. Ukończyliśmy studia w dobie kryzysu, bez pewności, jak będzie wyglądała nasza przyszłość zawodowa. Zamiast kupować kolejną parę szpilek, w trampkach jedziemy metrem na Brooklyn, do Greenpointu, gdzie czynsz za wynajem jest niższy niż 2 tys. dol. miesięcznie za kawalerkę na Manhattanie. Tamte bohaterki znały swoje cele. Moje nawet nie wiedzą, czy lubią siebie nawzajem. Żyją obsesją czynszu do zapłacenia, bezrobocia, nieudanych relacji z chłopakami. Ich wątpliwości dotyczą nawet damskich przyjaźni, podszytych zazdrością i rywalizacją. Nic nie jest dla nich oczywiste.

W twoim życiorysie tej traumy nie widać. Wychowałaś się przecież w rodzinie uznanych nowojorskich artystów, w lofcie w modnej dzielnicy Tribeca. Ukończyłaś prestiżową szkołę średnią z czesnym wynoszącym ponad 30 tys. dol. rocznie.
Pochodzę z uprzywilejowanego środowiska. W połowie jestem Żydówką, w połowie WASP (skrót od White Anglo-Saxon Protestants, używany dla określenia klasy zamożnych, białych Amerykanów, najczęściej o korzeniach anglo-nordyckich – przyp. A.N.). Dlatego wśród moich czterech bohaterek dwie to Żydówki, a dwie WASP – każdej postaci daję coś z siebie. Miałam szczęście wychowywać się wśród artystów, do college’u poszłam z planem, by zostać poetką. Znajomi rodziców, nowojorscy poeci, szalenie imponowali mi bowiem swoim ubiorem, sznytem i obyciem. Potem jednak zdałam sobie sprawę, że poezję podczytuję w zasadzie tylko urywkami na sedesie.

Wcześnie zaczęłaś pisać.
Pisałam, od kiedy pamiętam. Sztuki, eseje, krótkie formy. W szkole średniej napisałam utwór o aborcji. W wieku 14 lat dostałam na Gwiazdkę w prezencie lekcję improwizacji komediowej. Nigdy natomiast nie byłam prymuską. Moje oceny nie wystarczyły na żadną uczelnię Ivy League (tzw. Liga Bluszczowa, osiem najbardziej prestiżowych uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych – przyp. A.N.), wybrałam się więc do college’u w Ohio. Tam zaczęłam kręcić etiudy wideo i wrzucać je na YouTube, np. o tym, jak w bikini kąpię się w publicznej fontannie. Kiedy jednak po studiach wróciłam do rodziców na Manhattan – uwielbiałam z nimi mieszkać – wyraźnie powiedzieli: Możesz z nami mieszkać, ale nie na naszym utrzymaniu. Zapewniliśmy ci start, szkoły i wychowanie w Nowym Jorku, teraz znajdź pracę. Odcięli kokon bezpieczeństwa.

Znalazłaś pracę, kręcąc za 45 tys. dol. w ich lofcie fabułę „Tiny Furniture”, w której obsadziłaś własną siostrę i matkę, czytającą swoje pamiętniki. Film zdobył nagrody na festiwalach, dostrzegł go Judd Apatow, uznany producent hollywoodzki, podpisałaś kontrakt z HBO na serial „Dziewczyny” jako jego producentka, scenarzystka, reżyserka, aktorka, i przebojem wtargnęłaś do kultury masowej. American dream?
Śmieszne. Zawsze wydawało mi się, że jestem zbyt wielkim czubkiem, żeby trafić ze swoimi neurozami do masowego odbiorcy. A tu, proszę, jest nas więcej, ludzie się z nami identyfikują. To fantastyczne uczucie, kiedy piszą do mnie kobiety w różnym wieku, z różnych krajów, że pokazałam, jak to jest być w ich skórze. Szamotać się z samą sobą. Nie być pewną przyjaźni. Wciąż bać się o pracę. Czuć się niekomfortowo u ginekologa. Złapać wirus brodawczaka. Uprawiać seks niefilmowy: bez świec, pończoch i koronkowych biustonoszy. Takie tematy staram się normalizować.

Dogłębnie eksploatujesz własną fizyczność na ekranie. Seks w serialu jest niemal animalistyczny. Niektórzy zarzucają ci ekshibicjonizm.
Raz musieliśmy zdublować ujęcie erotyczne, kiedy reżyser – prócz mnie jest ich kilku – powiedział: Lena, wiem, że ma być naturalnie, ale masz wyraz twarzy, jakby cię ktoś mordował. Niech będzie w tym jakaś przyjemność! Jako aktorka miałam do pokonania może największą barierę: nie jestem blond modelką w rozmiarze zero. Swoją urodę przemieniam jednak w atut. Kiedy ktoś w szkole dokuczał mi z powodu tuszy, z przekory zakładałam następnego dnia koszulkę nad pępek. Nie wiem, skąd mam łatwość nagości. Tak po prostu mam. Na planie zrzucenie biustonosza przychodzi mi łatwiej niż odegranie intymnych emocji.

Hannah to ty?
Grana przeze mnie Hannah popełnia moje błędy – ona sześć na odcinek, ja mam je rozłożone w czasie. Wszystkim bohaterom aplikuję własne stany emocjonalne, tyle że zmieniam okoliczności. Za najbardziej toksyczne w życiu uważam próby udawania kogoś innego, pacyfikację własnej tożsamości i seksualności. Jak się człowiekowi wmawia, że jego potrzeby są dewiacją, to on żyje w schizofrenii emocjonalnej. Dlatego narodowy, publiczny stosunek Amerykanów do własnego ciała i seksu jest zaburzony. W moim serialu promuję naturalność i normalność.

Wychowane na Twitterze i Facebooku, zamiast zasilić szeregi korporacji, same sięgnęłyście po narzędzia – iPhone i YouTube – by znaleźć swoje miejsce w świecie. Transparentność życia to norma w twoim pokoleniu, w którym każdy opisuje sałatkę z kurczaka, którą właśnie zjadł, zamieszczając jej zdjęcie na dowód.
Jesteśmy pierwszą generacją przyzwyczajoną do tego, że nawet słabo znani nam ludzie mają informacje o naszym życiu. Ledwo kogoś kojarzę, ale dzięki Facebookowi wiem, jak spędził tygodniowe wakacje w Meksyku. Sama zresztą, oglądając na ekranie pierwszy epizod pierwszego sezonu „Dziewczyn”, nie dowierzałam, że to dzieje się naprawdę, dopóki nie odpaliłam Twittera, żeby poczytać komentarze widzów. Dopiero wtedy uwierzyłam. Po rozstaniu z chłopakiem ze studiów, który odkrył w sobie homoseksualizm, dostałam miłą skądinąd kartkę pożegnalną od jego rodziców, z informacją, że wykreślają mnie z grona znajomych na Facebooku. Historię opisałam w eseju w tygodniku „The New Yorker”. Media społeczne wykreowały dziwaczną rzeczywistość.

A ty jesteś jej częścią?
Staram się analizować, które jej aspekty zbliżają nas do siebie nawzajem, a które – obnażają i wykańczają. Nasza generacja dwudziestokilkulatków jest niezwykle zglobalizowana, umiędzynarodowiona, ze wspólnym mianownikiem, ale bez jednej tożsamości. Staram się pokazać problemy tego pokolenia, odpowiedzieć na pytanie: co to znaczy być dziś młodym.

Jakie widzisz dziś wyzwania dla swoich rówieśniczek?
Podważenie złudnego komfortu. Widzę ogromne zagrożenie w uznawaniu status quo za pewnik. Dziewczyny uznają dziś feminizm za archaizm. Przeżytek, o który walczyły nasze matki, więc my nie musimy już maszerować pod jego sztandarami. Pytam: czy uważasz, że kobiety powinny zarabiać tyle samo co mężczyźni na tych samych stanowiskach? Mieć prawo realizować się w sferze publicznej? Dzielić domowymi obowiązkami? W takim razie jesteś feministą. Zatrważa mnie, kiedy sama czasem się kryguję w rozmowie bankietowej: przepraszam, że zabrzmię tak feministycznie, ale… Feminizm ma dziś łatkę ramoty, tymczasem mówimy przecież o systemie podstawowych wolności człowieka, bez względu na płeć i podziały ideowe.

W prywatnym życiu też jesteś szczęśliwa?
Miałam niesamowity rok zawodowy, jakbym poleciała w kosmos. Jeśli miałabym spotykać się z rówieśnikiem, musiałby być to ktoś o żelaznym kręgosłupie i z wysoką samooceną. Niezagrożony moją karierą, eksponowaniem samej siebie przed kamerą. Trudno o kogoś takiego.

Niedawno podpisałaś kontrakt na zbiór autobiograficznych esejów z wydawnictwem – gigantem Random House, za 3,6 mln dol. Nadal mieszkasz z rodzicami?
Po pierwszym sezonie serialu kupiłam wreszcie własne mieszkanie.

Na Manhattanie?
Tam gdzie „Dziewczyny”, na Brooklynie.

***

Zagubione dwudziestolatki z Brooklynu

Serial komediowy „Dziewczyny”, wymyślony przez Lenę Dunham, skupia się na życiu czterech przyjaciółek mieszkających w Nowym Jorku. Bohaterki to reprezentantki nowego pokolenia, dwudziestokilkulatki. Akcja zaczyna się, gdy Hannah (graną przez samą Dunham), aspirującą pisarkę tkwiącą na bezpłatnym stażu, rodzice niespodziewanie odcinają od pieniędzy i musi radzić sobie sama.

Dunham z rozbrajającą szczerością i poczuciem humoru przygląda się sobie i swoim rówieśnikom. Jej bohaterki mają problemy z samooceną, nie wiedzą, co chcą robić w życiu, a ich związki z mężczyznami są często pogmatwane. Dziewczyny wprawdzie są przyjaciółkami, ale każda skoncentrowana jest na sobie.

Obraz ich świata pozbawiony jest złudzeń – sensowna kariera wydaje się być odległym marzeniem, seks nie zawsze daje satysfakcję, a nagość obnaża zwykłe, zakompleksione dziewczyny. Dzięki takiemu podejściu Dunham zyskała sobie uznanie krytyków, o czym świadczą dwa Złote Globy, którymi nagrodzony został serial i jej rola. Z drugiej strony pojawiły się też ostre słowa krytyki, wytykające „Dziewczynom” to, że wszystkie bohaterki są białe, a w dodatku uprzywilejowane, rozpieszczone i zwyczajnie nieznośne.

B.S.

Polityka 04.2013 (2892) z dnia 22.01.2013; Kultura; s. 74
Oryginalny tytuł tekstu: "Dziewczyny nie do wzięcia"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną