Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Marzenie pisarza

Spotkania autorskie wciąż modne

Wojciech Kuczok zauważył, że stałym elementem spotkań autorskich są wariaci, raczej nieszkodliwi, którzy zwykle przychodzą zaprezentować swoje wiersze. Wojciech Kuczok zauważył, że stałym elementem spotkań autorskich są wariaci, raczej nieszkodliwi, którzy zwykle przychodzą zaprezentować swoje wiersze. Bartłomiej Barczyk / Agencja Gazeta
Spotkania autorskie to ciężka praca, pot i znój. Najradośniejsze bywają te z publicznością, która potrafi pisarza zaskoczyć.
Mariusz Szczygieł przyznaje, że występował przez lata w telewizji, poprowadził w swoim życiu tyle imprez, że swoją miłość własną już wystarczająco nasycił i spotkań po prostu nie lubi.Bartosz Bobkowski/Agencja Gazeta Mariusz Szczygieł przyznaje, że występował przez lata w telewizji, poprowadził w swoim życiu tyle imprez, że swoją miłość własną już wystarczająco nasycił i spotkań po prostu nie lubi.
Sylwia Chutnik przejęła zasadę od Eugeniusza Bodo, że na spotkaniu trzeba dać z siebie 200 proc. normy z szacunku dla osób, które przyszły (Bodo zawsze występował w smokingu).Włodzimierz Wasyluk/Reporter Sylwia Chutnik przejęła zasadę od Eugeniusza Bodo, że na spotkaniu trzeba dać z siebie 200 proc. normy z szacunku dla osób, które przyszły (Bodo zawsze występował w smokingu).

Sala pęka w szwach, pytania są inteligentne, autor błyskotliwy, a po autografy ustawia się kolejka ładnych dziewczyn lub chłopców. Tak oczywiście może wyglądać spotkanie autorskie. Może być jednak zupełnie inaczej. W filmie „Trzeci człowiek”, na podstawie powieści Grahama Greena, bohater, autor podrzędnych westernów, dopiero stojąc przed publicznością orientuje się, że biorą go za kogoś innego, za bardzo ambitnego pisarza. Zadają mu pytania o Joyce’a i strumień świadomości. – Strumień czego? – dziwi się pisarz, który nawet nie słyszał o Joysie. Na szczęście jego odpowiedzi wszyscy uznali za żarty ekscentryka.

Zwykle spotkanie autorskie nie przypomina komedii pomyłek, choć publiczność niekoniecznie musi wiedzieć, z kim się spotyka. W małych miejscowościach – jak opowiada Michał Witkowski – bywa, że na sali siedzą trzy panie, które przyszłyby na cokolwiek, nawet na kurs haftu. Czekają, że się im coś interesującego opowie, bo przyszły na spotkanie z „ciekawym człowiekiem”. I pisarz musi być przygotowany, żeby miło porozmawiać o podróżach, znanych ludziach albo serialach. Tak czy siak, spotkania autorskie są potrzebne i autorom, i publiczności. – Obie strony przeżywają to samo: dowartościowanie. Pisarz jest pożądany jako osobowość. Publiczność jest szczęśliwa, że mogła się zbliżyć do twórcy – mówi Mariusz Szczygieł.

Bywa jednak i tak, że nie przychodzi nikt. Janusz Głowacki wspomina: – Miałem takie spotkanie, na które nikt nie przyszedł. Siedzieliśmy we dwójkę z bibliotekarką, piliśmy kawę, zapadała ciemność. Nagle usłyszeliśmy kroki na ulicy. O! ktoś idzie ucieszyła się bibliotekarka. Ale to był tylko mężczyzna, który chciał wypożyczyć książkę, ale zapomniał tytułu. Pamiętał tylko, że to było „z czymś i z czymś”. Po dłuższej analizie ustaliliśmy, że chodzi o „Ogniem i mieczem”. I spotkanie się skończyło.

Wojciech Kuczok lubi wręcz, jak czasem na spotkanie nikt nie przyjdzie: – Jeśli taka sytuacja zdarza się raz na kilka lat, jest wręcz przyjemna, bo kończy się tym, że idę na piwo z bibliotekarką.

Zrzutka na autora

Poza większymi miastami najważniejszym miejscem, w którym odbywają się spotkania, są biblioteki. Autorów zapraszają też szkoły, niekiedy spotkania chcą organizować po prostu wielbiciele. – Trzeba pamiętać, że takie spotkanie to dla czytelników w małej miejscowości naprawdę wielkie święto, czekają na nie czasem miesiącami – opowiada Gabriela Niedzielska z Agencji Autorskiej Autograf, która reprezentuje ok. 60 pisarzy i organizuje z nimi spotkania. – Najmilsze zaskoczenia to małe miejscowości na prowincji, w których biblioteki przejęły rolę domów kultury, mają tam grupy teatralne, koła plastyczne i dyskusyjne kluby książki – dodaje Anna Onichimowska, autorka książek dla dzieci i dorosłych. Spotkania z autorami są zwykle starannie przygotowywane, organizatorki często dzwonią do agentki, żeby się dowiedzieć, jakie pisarz ma upodobania, czy woli iść na piwo czy na rosół. – Kiedyś byłam na spotkaniu z czytelnikami w bardzo małej miejscowości. Jak wchodziłam, rozległo się „Take Five” Brubecka. Wzruszyłam się strasznie tym gestem. Nie wiem, jak organizatorzy dokopali się do informacji, że to moja ulubiona melodia – opowiada Onichimowska.

Zwykle pisarz nie jeździ na jedno spotkanie, ale od razu odwiedza kilka miejscowości. Anna Onichimowska ma ok. 50 spotkań rocznie, podobnie Wojciech Kuczok. – Jak jestem w ruchu, nie mam wyrzutów sumienia, że nie piszę, mogę sobie bezkarnie poczytać książki, na które na co dzień nie mam czasu. Staram się tylko, żeby kolejne punkty nie były od siebie bardzo oddalone. Na szczęście to nie takie trudne, bo często bywa, że kilka bibliotek po prostu „zrzuca się na Kuczoka” – mówi pisarz. Dla Witkowskiego to jest zawsze wielka i męcząca wyprawa, bo nie lata samolotem. Jedzie więc pociągiem 12 godzin do Gdańska, a ponieważ w Warsie nie mają wegańskiego jedzenia, taszczy pełne siaty.

Spotkania są, oczywiście, źródłem zarobku. Wielu pisarzy nie przyjmuje zaproszeń poniżej tysiąca złotych. Instytut Reportażu prowadzi impresariat kilkunastu pisarzy non-fiction. Jak mówi współtwórca impresariatu Wojciech Tochman, stawka za wieczór z ich autorem wynosi od 2 tys. do nawet 3,5 tys. zł brutto. Mniej, jeśli po drodze jest jeszcze inne spotkanie. – Dla autora spotkanie z publicznością to praca. Niełatwa, bo chyba wszyscy dajemy z siebie wszystko. Za pracę otrzymuje się wynagrodzenie. Dokumentacja i pisanie książki, zwłaszcza non-fiction, wymaga rozmaitych inwestycji, czasem kilkuletnich. Także finansowych. Spotkanie z czytelnikami trwa zwykle półtorej godziny, ale z punktu widzenia autora, jeśli odbywa się gdzieś daleko, to oznacza 2030 godzin w podróży. Gdyby więc przeliczyć honoraria za spotkania na stawkę godzinową, okaże się, że autor zarabia wielokrotnie mniej niż np. korepetytor języka obcego – podkreśla Tochman. Janusz Leon Wiśniewski, który na stałe mieszka w Niemczech, na spotkaniach autorskich w Polsce nie zarabia. Jest za to jednym z niewielu autorów, którzy dużo zarabiają na samych książkach. Są jednak pisarze, którzy utrzymują się ze spotkań autorskich – niemal ciągle są w trasie.

200 proc. normy

Jedni bardzo lubią tę część swojej pracy, inni mniej. Lubi spotkania Sylwia Chutnik, a od kiedy przeczytała autobiografię Eugeniusza Bodo, traktuje je bardzo poważnie. Przejęła od niego zasadę, że na spotkaniu trzeba dać z siebie 200 proc. normy z szacunku dla osób, które przyszły (Bodo zawsze występował w smokingu). Stara się więc odpowiadać na każde pytanie, nawet jeśli jest całkiem bez sensu. Przyjmuje postawę służebną. – Nie po to się przyszło, żeby stroić fochy – dodaje. Na jednym z pierwszych spotkań promujących „Kieszonkowy atlas kobiet” pojawił się pan, który sądził, że chodzi o atlas zdrowia kobiet, i chciał się podzielić swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi zdrowego stylu życia. W takich sytuacjach cierpliwość się przydaje.

Janusz Leon Wiśniewski nie jeździ na spotkania zbyt często, ale bardzo je lubi, bo przychodzą tłumy, zwłaszcza w Rosji i na środkowym Wschodzie. – W księgarni w Biszkeku właściciel w pewnym momencie zamknął sklep i zaczął wpuszczać za biletami. To było nieprawdopodobne: bilet kosztował więcej niż książka! A chętnych nie brakowało – wspomina Wiśniewski. Kobiety wręczają mu liściki miłosne, bo „tak dobrze zna duszę kobiety”, a kiedyś pewien mężczyzna przyznał się, że przyszedł dać mu w mordę. Okazało się, że jego żona odeszła po przeczytaniu w kuchni „Samotności w sieci”. Na koniec jednak przyznał, że właściwie to jest pisarzowi wdzięczny.

Barszcz, Kaczyński i Smoleńsk

Są i tacy, dla których spotkania to katorga. Szczygieł przyznaje, że występował przez lata w telewizji, poprowadził w swoim życiu tyle imprez, że swoją miłość własną już wystarczająco nasycił i spotkań po prostu nie lubi. – Nie będę skromny: na spotkaniach wypadam dobrze, jestem dowcipny i wiem, co mam mówić. Umiem wykonywać tę pracę zawodowo. I dlatego to mnie tak męczy i nudzi. Spotkania mam efektowne. Bardzo często widzowie piszą potem na różnych blogach, że było to najlepsze spotkanie autorskie, na jakim byli. Ale dla mnie ta lekkość, ten dowcip, ten efekt to ogromny wysiłek energetyczny. Do tego jeszcze ludzie robią zdjęcia komórkami i potem wkładają to do Internetu. I napotykam swoje fotki: spocony, czerwony, brany z dołu, spod sceny, więc z podgardlem okropnym. Albo chcą się fotografować po spotkaniu, kiedy ja już nie żyję, i zaraz, cyk, dają to zdjęcie na Facebooku.

Najgorsza jest przewidywalność. Pisarze po kilkudziesięciu spotkaniach wiedzą już, jakie padną pytania, jaka będzie publiczność. Np. że poza dużymi miastami przychodzi więcej kobiet. Kuczok zauważył, że stałym elementem takich spotkań są wariaci, raczej nieszkodliwi, którzy zwykle przychodzą zaprezentować swoje wiersze. Gdy za długo mówią, publiczność pomaga ich pacyfikować.

Pisarza nudzą nie tylko pytania, ale i on sam, jego własne powtarzane w nieskończoność odpowiedzi. Jacek Dehnel opisał w jednym z felietonów, jakie pytania zadaje publiczność różnym pisarzom: „Wiadomo, że Jerzego Pilcha nikt nie zapyta, jak godzi obowiązki pisarskie z byciem modelką (co najwyżej »z byciem z modelką«), a Agnieszkę Maciąg – i owszem. Wiadomo, że nikt nie będzie podważał tekstów Olgi Tokarczuk ze względu na jej pochodzenie (»czy to jest naprawdę polskie nazwisko???«), ale często się tak robi z książkami Grossa. Piątka pytają się pewnie o używki, Huellego i Chwina o Gdańsk i gdańskość, Witkowskiego o cioty i gejów, Myśliwskiego o chłopstwo. Mnie regularnie pytają o »brzydkie słowa«. – Ja mam takie pytanie; wstaje pani w dzierganym sweterku z broszką (i nie jest to żadne naigrywanie się, te panie zawsze są w sweterku i z broszką); ja mam takie pytanie, bo ta cała Masłowska; czy pan sądzi, że polska literatura osiągnęła już dno zupełne, czy jeszcze będzie gorzej? I za każdym razem słyszę w takim pytaniu (czy raczej: w deklaracji programowej) oczekiwanie, że ja, »grzeczny chłopiec«, który używa samych ładnych słów i sam wiąże krawat, wygłoszę teraz ostrą partyjną krytykę towarzyszy i towarzyszek po piórze, że wypomnę im rażące odchylenia wulgarystyczne oraz brutalistyczne wypaczenia. Bo za tą panią stoi cała sala, całe plenum czytelnicze, które czeka na potępienie »tych wszystkich Masłoskich i Witkoskich«”. Przewidywalne są też spotkania za granicą. – Pani gra na skrzypcach Chopina, jest barszcz i pytania o Kaczyńskiego i Smoleńsk. A zagraniczna publiczność też pyta mnie zwykle o to samo: czy geje w Polsce są uciskani – opowiada Witkowski.

Seks wśród książek

Pisarze mają też swoje sposoby na udane spotkania, np. Szczygieł odnosi się zawsze do osobistych przeżyć. – Jakiekolwiek pada pytanie prowadzącego, mówię: „Zwierzę się państwu, że moja mama...”, albo: „Wszystko zaczęło się od moich kompleksów...”, albo: „Do niedawna jeszcze bałem się...”. Ludzie to uwielbiają, mają poczucie, że uczestniczą w jakiejś mojej osobistej psychoterapii. O tym, że to rzeczywiście działa, wie każdy, kto słyszał Szczygła na spotkaniu. Najbardziej przerażają go nie same spotkania, ale to, co następuje potem, czyli kolacja z organizatorami. – To moja zmora – przyznaje się Szczygieł. – Organizatorzy myślą, że to przyjemność spędzić potem dwie godziny na kolacji. A ja po takim spotkaniu najchętniej bym został sam.

Nikt nie opisał smutku „postspotkaniowego” tak przejmująco jak Jerzy Pilch w opowiadaniu „Miłość ściętej głowy”. „Każdy wieczór w hotelu jest upiorny, a wieczór w hotelu po wieczorze autorskim jest upiorny specjalnie. Dochodzi słynne, żenujące w swej powierzchowności, ale przez to tym bardziej dotkliwe poczucie kontrastu. Godzinę temu podpisywało się książki, gadało ze swadą, brylowało, ile wlezie. Skrycie układający wiersze licealiści zasięgali porad pisarskich, a zarumienione czytelniczki o pałających spojrzeniach pytały o miejsce miłości w życiu. Piętnaście minut temu byłem wcieleniem swobody i odwagi. Piętnaście minut temu byłem w tłumie, byłem duszą tłumu – teraz jestem sam jak palec. W sumie im bardziej udana impreza, tym po niej gorzej”. Nikt autora nie zaprosi na wódkę, żadna czytelniczka nie zostanie. Wszyscy się rozchodzą.

Witkowski też nie lubi hoteli, woli pokoje gościnne w małych miejscowościach, nocne rozmowy z cieciami w pakamerze. Czule wspomina pokój w Sosnowcu, w bibliotece, wśród książek. Taksówkarzowi mówi się w nocy: do biblioteki proszę. Tam następują miłe dalsze ciągi. – Zawsze tam mam przygodny seks wśród zakurzonych książek z jakimś grouppies – dodaje zadowolony. W jego ostatniej powieści „Drwal” bohater, pisarz, zwierza się, że chciałby być Adamem Bahdajem, do którego ustawiałaby się kolejka młodych chłopców.

Okazuje się, że pisarze marzą o spotkaniu autorskim, które ich zaskoczy. To się zdarza i to im wynagradza rozmaite katorgi. – Jest jednak w spotkaniach coś, co mi się podoba. Czasem padnie pytanie, które nigdy nie przyszłoby mi do głowy. Pytanie, które każe mi myśleć, każe zweryfikować mój dotychczasowy sposób myślenia – twierdzi Szczygieł. Ale każdy pisarz musi się liczyć z tym, że może też być naprawdę nieprzyjemnie. Spotkanie z Wojciechem Tochmanem przypominało akademię ku czci: najpierw licealiści czytali encyklopedyczny życiorys reportera z teczek w czerwonej oprawie. Reporter zaczął się śmiać, ale po chwili nie było mu już do śmiechu – fragment książki „Schodów się nie pali”, który zaczęła czytać nauczycielka, był niby podobny, a jednak jakoś inny. Zajrzał jej przez ramię i okazało się, że książka jest cała pokreślona ołówkiem, zredagowana na nowo. Pani tłumaczyła, że poprawiła tekst, żeby „uwypuklić dominantę”. – Do dziś nie wiem, o co jej chodziło – uśmiecha się zredagowany autor.

Polityka 04.2013 (2892) z dnia 22.01.2013; Kultura; s. 79
Oryginalny tytuł tekstu: "Marzenie pisarza"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną