Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Mały wielki człowiek

Sylwetka Dinklage’a – małego wielkiego karła z „Gry o tron”

Dinklage był oczywistym i jedynym kandydatem do roli Tyriona Lannistera. Dinklage był oczywistym i jedynym kandydatem do roli Tyriona Lannistera. T/X17online.com / materiały prasowe
W trzecim sezonie „Gra o tron” bije kolejne rekordy oglądalności. Ale to nie producent serialu, stacja HBO, najbardziej na tym wygrywa. Zwycięzcą jest aktor Peter Dinklage.
Dinklage od małego był zainteresowany aktorstwem – jego ulubioną zabawką był teatr kukiełkowy.Jason LaVeris/FilmMagic/FPM Dinklage od małego był zainteresowany aktorstwem – jego ulubioną zabawką był teatr kukiełkowy.

Gdy w Polsce trwała wyjątkowo długa i irytująca zima, miliony fanów serialu „Gra o tron” czekały na jej początek. Lada moment ma zapaść w Westeros, krainie przypominającej średniowieczną Europę, gdzie mieszkają bohaterowie „Gry o tron”: siedem możnych rodów walczących o wpływy. Pory roku w Westeros potrafią trwać naszą dekadę, więc okrzyk „Nadchodzi zima” to dla większości mieszkańców zapowiedź śmierci z chłodu i głodu. To także hasło reklamujące serial, którego trzecia seria zadebiutowała na antenie polskiego HBO 1 kwietnia (a w USA dzień wcześniej). Od tego czasu pierwszy odcinek obejrzało już kilkanaście milionów widzów z całego świata, z czego przynajmniej ponad milion w wersji nielegalnej. „Gra o tron” stała się bowiem także najczęstszą ofiarą piractwa wśród seriali.

Co przyciągnęło te rzesze przed ekrany telewizorów, laptopów i tabletów? Wybuchowa mieszanka fantastyki, krwi i nagości oraz cięte riposty granego przez Petera Dinklage’a Tyriona Lannistera, zwanego Krasnalem. Większość z nich nie nadaje się do powtórzenia przed godz. 23. Choć Tyrion, nawet stojąc na palcach, ledwie sięga czołem rękojeści miecza, to inteligencją, duchem i ironią przerasta większość bohaterów. Dinklage zdobył już za swoją rolę dwie najważniejsze telewizyjne nagrody – Emmy i Złoty Glob. Także dlatego, że w życiu zawodowym potrafił często mówić „nie”.

Niewygodna broda

– Czy tylko w ten sposób umiesz pokazać, że bohaterka śni – stawiając obok niej karła? Czy tobie kiedykolwiek śnił się karzeł? Albo komuś, kogo znasz? Nie! Nawet mnie się nie śnią karły. Takie sny pojawiają się tylko w kretyńskich filmach, takich jak ten, który właśnie kręcisz – autorem tej tyrady jest Tito, ubrany w błękitny smoking aktor. A przy okazji karzeł. Monolog pochodzi z komedii „Filmowy zawrót głowy”. Jej głównym bohaterem jest znerwicowany reżyser, któremu po nocach śni się, że nie może nakręcić w spokoju najlepszej sceny swojego filmu. I to nie z powodu protestu aktorów, tylko zwykłego pecha.

Malutka rola Tita to ekranowy debiut Petera Dinklage’a i zarazem jego zawodowe kredo: Nigdy nie występuj w filmie, którego twórcy chcą zatrudnić karła tylko dlatego, że jest mały. Aktor reagował alergicznie na propozycje ról krasnali, elfów i wszelkiej maści skrzatów. Od listopada do połowy grudnia, czyli w okresie przedbożonarodzeniowym, nawet nie odbierał telefonów, bo wiedział, że dzwoni Święty Mikołaj szukający pomocników. Nie złamał się nawet, gdy brakowało mu na czynsz, a jedynym posiłkiem były ziemniaczane chipsy. „W kulturze niziołek jest mędrcem, pociesznym błaznem albo Frodem. Uwielbiam mity i twórczość Tolkiena, ale postacie, które mógłbym zagrać w filmach fantasy, są jednowymiarowe. Spójrzcie na Siedmiu Krasnoludków – są tylko gburowaci albo tylko śpiący” – zżymał się w wywiadzie udzielonym dziennikarzowi brytyjskiego „Guardiana”. „No i żaden z nich nie zdobywa na końcu filmu dziewczyny” – dodał.

Nawet jeśli rozszerzyć repertuar ról choćby o łotra z bondowskiego „Człowieka ze złotym pistoletem” Nicka Nacka oraz jego karykaturę, czyli Mini-Ja z cyklu przygód Austina Powersa, to rację ma wciąż Dinklage. Karzeł jest jednowymiarowy. Dodajmy tylko, że główną rolę w adaptacji „Władcy pierścieni” Tolkiena ostatecznie zagrał mierzący 168 cm Elijah Wood, a wzrost zakamuflowano za pomocą trików operatorskich.

 

Mającego 135 cm Dinklage’a zniechęcała też przyziemna kwestia związana z graniem postaci karłów – konieczność całodziennego noszenia doklejanej brody oraz niewygodnych butów z czubami w szpic. Złamał się tylko dwa razy. Wystąpił w „Elfie”, ale zagrał tu nie mikrusa w kolorowym ubranku, tylko upozowanego pisarza książek dla dzieci. Na swoją obronę miał też to, że reżyserował jego kumpel Jon Favreau, a film nie był pocieszną bajką dla całej rodziny, tylko satyrą. Niziołka w „Księciu Kaspianie” (czyli drugiej „Opowieści z Narnii”) zagrał, bo – jak wspomina – reżyser pokazał mu rysunki postaci, która miała już twarz Dinklage’a, a to go rozczuliło. No i pochodzący z rasy Czerwonych Karłów Zuchon miał bardziej złożony charakter niż siedmiu kompanów Królewny Śnieżki. Razem wziętych.

Aktor przeklinał jednak tę decyzję podczas kilkudziesięciu z ponad stu dni zdjęciowych do „Księcia Kaspiana”, gdy musiał kilka godzin przed wszystkimi zjawiać się w charakteryzatorni i ostatni z niej wychodził. Dlatego nieufnie podchodził również do propozycji, jaką otrzymał od producentów „Gry o tron”. Zmienił zdanie, gdy okazało się, że Tyrion to nie rubaszny typ z przydługą brodą, tylko znienawidzony przez rodzinę, złośliwy i czarujący opij. A przede wszystkim facet, który zdobywa dziewczyny. Setki dziewczyn.

Niech będzie liliput

„Chciałbym móc opowiadać legendy o samym sobie, jak Dustin Hoffman czy John Malkovich, którzy twierdzą, że śledząc jakąś piękność, trafili na zajęcia z aktorstwa i tam już zostali. Niestety, ja od dziecka po prostu uwielbiałem grać i występować” – mówi Dinklage. Urodził się 43 lata temu w małej mieścinie w stanie New Jersey, jako jedyny karzeł w rodzinie. Jego ojciec sprzedawał polisy ubezpieczeniowe, a matka uczyła muzyki – także Petera i jego brata Jonathana, który wyrósł na zawodowego skrzypka. Jednak Dinklage’a od małego bardziej interesowało aktorstwo – jego ulubioną zabawką był teatr kukiełkowy. Wspomina, że w domu nikt nie przejmował się jego wzrostem – rodzina ani mu nie dokuczała z tego powodu, ani nie okazywała mu szczególnych względów. Jeśli chciał zdjąć książkę albo szklankę z wyższej półki, po prostu wchodził na krzesło i ją brał.

Szok przeżył dopiero w szkole, która – jak łatwo się domyślić – nie była oazą tolerancji. W dorosłym życiu, jak w domu, nie oczekuje specjalnego traktowania. „Nienawidzę, gdy mówią  o mnie »osoba niskiego wzrostu«. Niech będzie liliput, krasnal, byle szczerze. Nie wkurza mnie poprawność polityczna, po prostu nie chcę, by ktokolwiek wokół mnie chodził na paluszkach dlatego, że jestem karłem” – mówił w wywiadzie. „Jeśli nie wiecie, jak mnie określić, mówcie po prostu Pete”.

Tyrion Lannister pewnie by w tym miejscu rzucił jedną ze swoich złotych myśli: „Kto mówi prawdę, nie obmawia”.

W 1991 r., zaraz po studiach, Dinklage przeniósł się z przyjacielem do Nowego Jorku. Mieszkali w szalenie dziś modnej dzielnicy Williamsburg i próbowali się utrzymać, grając niewielkie role w niezależnych filmach. Powiększali przy okazji krąg znajomych.

„Niektórzy ludzie są skrępowani tym, jak Peter wygląda. Myślą obsesyjnie: To przecież karzeł!” – wspomina reżyser Alexander Rockwell, u którego Dinklage zagrał niewielką rolę. „A on wchodzi i sekundę później jego osobowość przyćmiewa kwestię wzrostu”.

 

W kuriozalnej komedii romantycznej „Małe jest piękne” o dwóch braciach bliźniakach, z których jeden jest karłem (sic!), to grający tego ostatniego, odpowiednio zmniejszony Gary Oldman, zebrał cięgi od krytyków i publiczności. Z kolei Dinklage – występujący w drugoplanowej roli francuskiego marksisty Maurice’a – zdobył same pochwały. Oraz, oczywiście, piękną dziewczynę.

Przełom w karierze Petera nastąpił jeszcze w tym samym roku. Trochę jak w bajce został nagrodzony za wrodzony talent, ciężką pracę i wierność swoim zasadom. Pojawiła się i dobra wróżka. Thomas McCarthy, przyjaciel, aktor i aspirujący reżyser, próbował od trzech lat zrobić film o małomównym miłośniku pociągów. Odludku, który wyprowadza się do zapadłej dziury w stanie New Jersey i tu znajduje przyjaciół – trajkoczącego bez przerwy sprzedawcę kawy i cierpiącą na depresję malarkę. Te dwie ostatnie role miał obsadzone, brakowało mu tylko aktora do roli głównej. „Peter ma charyzmę, jakiej potrzebowałem” – tłumaczył później decyzję obsadową McCarthy. Ponieważ żadne studio nie chciało wejść w produkcję filmu z karłem w roli amanta, reżyser zrezygnował z dużego budżetu i zrealizował „Dróżnika” sam. Film okazał się sensacją najważniejszego amerykańskiego festiwalu filmów niezależnych w Sundance, gdzie zdobył trzy nagrody, w tym tę od publiczności.

Za rolę małomównego Finna Dinklage dostał między innymi nominację do prestiżowej nagrody, przyznawanej przez gildię aktorów Screen Actors Guild Award. Zdobył też coś dużo cenniejszego. Pokazał, że jest nie tylko utalentowanym aktorem, ale także atrakcyjnym mężczyzną – krytyk z branżowego pisma „Variety” nazwał go „symbolem seksu dla myślącej widowni”. Bo Finn w „Dróżniku” nie tylko milczy i obserwuje pociąg, ale także – jakżeby inaczej – zdobywa dziewczynę. I to nie pierwszą lepszą, tylko piękność graną przez Michelle Williams, wówczas gwiazdę serialu „Jezioro marzeń”, a dekadę później – odtwórczynię roli Marilyn Monroe.

Po pokazach „Dróżnika” Dinklage słyszał często podziękowania za to, że film przełamuje stereotypowy wizerunek karłów. Ale nie zachęciło go to do zostania reprezentantem praw tej niewielkiej mniejszości. „Bycie rzecznikiem to nie dla mnie” – tłumaczył.

Wygrał tron

David Benioff i D.B. Weiss, scenarzyści i producenci „Gry o tron”, wspominają, że Dinklage był oczywistym i jedynym kandydatem do roli Tyriona Lannistera – ulubionego bohatera nie tylko w opinii fanów, ale i autora literackiego pierwowzoru „Pieśni Lodu i Ognia” George’a R.R. Martina.

Nie zawiódł – z dnia na dzień zyskał setki tysięcy nowych wielbicieli, o czym można się przekonać, przeglądając strony i fora poświęcone serialowi oraz oglądając relacje ze spotkań z ekipą i obsadą „Gry...”. Fani – i przede wszystkim fanki – dużo goręcej witają Dinklage’a niż ekranowych przystojniaków: Kita Haringtona (serialowy Jon Snow) czy Nikolaja Coster-Wandau (starszy brat Tyriona Jaime Lannister). I to Peter otrzymał przyznawany przez miesięcznik „GQ” tytuł Mężczyzny 2011 Roku.

Benioff i Weiss poszli za ciosem i powiększyli rolę Dinklage’a w drugiej serii odcinków. Tyriona czekał tu niespodziewany awans na Królewskiego Namiestnika, drugą po królu Jeoffreyu postać w państwie. Władza nie uderzyła mu do głowy, przeciwnie – stał się jedyną sympatyczną, rozgarniętą i uczciwą postacią w Królewskiej Przystani, stołecznym mieście krainy Westeros. Dinklage tchnął w swojego bohatera ciepło i charyzmę. I kradł uwagę widzów, nawet gdy w kadrze obok niego pojawiała się apetycznie naga dama lub czyjaś odcięta kończyna. Na początku trzeciej serii Tyrion traci zaszczytne stanowisko i spada o kilka stopni w królewskiej hierarchii, ale nie trzeba być jasnowidzem, by wiedzieć, że lada moment znów zacznie się wspinać na szczyt.

Jakie losy czekają samego Dinklage’a? Na razie mnóstwo pracy. Aktor zagra na przykład w najnowszej części filmu o mutantach, czyli „X-men”, gdzie obok niego wystąpią laureatka tegorocznego Oscara Jennifer Lawrence oraz modni Europejczycy: Michael Fassbender oraz Omar Sy. Na nowojorskich scenach teatralnych Dinklage pojawia się regularnie, przede wszystkim w klasycznych sztukach Szekspira, Czechowa i Moliera. Czasem reżyseruje go w nich żona Erica Schmidt. Tak, karzeł Dinklage nie tylko na ekranie, ale i w życiu zdobył dziewczynę.

Co by w tym momencie powiedział Tyrion Lannister? Na pewno coś, czego przed godz. 23 i tak nie można by zacytować.

Polityka 16.2013 (2904) z dnia 16.04.2013; Ludzie i Style; s. 86
Oryginalny tytuł tekstu: "Mały wielki człowiek"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną