Informacje o światowym kryzysie ekonomicznym wydają się przesadzone. Bo jakże inaczej wytłumaczyć to bezbrzeżne bogactwo form, faktur, materii i kolorów na mediolańskim Salone del Mobile? To 2 tys. wystawców i – lekko licząc – 50 tys. pięknie poustawianych przedmiotów. Karnawał bogactwa pod wszelkimi postaciami. Ale stare wygi nie dają się nabrać. – Uznana firma prędzej zastawi swą markę w banku, niż zrezygnuje z obecności w Mediolanie – tłumaczy jeden z uczestników. – To tylko demonstracja siły, prężenie muskułów producentów i projektantów.
Trzy tereny trendów
Dla obserwatora spoza branży show to, mimo mnogości, dość monotonny: krzesło – kanapa – stolik – fotel – krzesło – kanapa… Czasem lampa lub dywan. I tak w nieskończoność, na 25 ha powierzchni wystawowej. I tylko pojawiający się licznie na targach Chińczycy niczym się nie zrażają, o nic nie pytają i cierpliwie obfotografowują każde stoisko. Efekty tej dokumentacji poznamy za kilka miesięcy – mnóstwo nowych produktów zza wielkiego muru, o dziwnie znajomych kształtach.
Wszelako uważna obserwacja prowadzi do wniosku, że mediolańska fiesta, a co za tym idzie cały współczesny design, składa się z trzech, dość odseparowanych od siebie, terenów projektowej aktywności. Teren pierwszy, najobszerniejszy, obejmujący zdecydowanie jakieś 90–95 proc. terytorium, można by nazwać wzornictwem handlowym. To wszystkie te przedmioty, które producenci z całego świata pragną gdzieś sprzedać: do naszych mieszkań, biur, restauracji czy hoteli.