Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Relacja z Cannes: Złota Palma za "Życie Adeli"

Emmanuelle Seigner zachwyciła na czerownym dywanie. Emmanuelle Seigner zachwyciła na czerownym dywanie. Zhou Lei / EAST NEWS
„La vie d’Adele – chapter 1 & 2” trzygodzinny melodramat o miłości lesbijskiej Abdellatifa Kechiche Tunezyjczyka z francuskim paszportem wygrał 66. edycję canneńskiego festiwalu. Bardzo trafny, sprawiedliwy wybór, chociaż niełatwy.

Wielu obserwatorów zastanawiało się, czy jury ze Stevenem Spielbergiem na czele odważy się przyznać Złotą Palmę filmowi tak bardzo bezkompromisowemu i odważnemu.
To piąty w karierze film urodzonego w 1960 r. w Tunisie Kechiche. Rozpoczynał od aktorstwa i pisania scenariuszy. Debiutował w kinie 13 lat temu. Za „Czarną Wenus” zrealizowaną trzy lata temu otrzymał nagrodę w Wenecji. Jest też m.in. autorem uhonorowanego wieloma Cezarami dramatu „Tajemnice ziarna”. Porusza drażliwe, kontrowersyjne tematy takie jak rasizm, prostytucja, nietolerancja, upokorzenie.
„La vie d’Adele” przedstawia romantyczną, gorącą, młodzieńczą miłość nastolatki, która odkrywa dopiero w sobie seksualność, podąża za zmysłami, kocha bezgranicznie. Przeżywa krótki nieudany związek z kolegą z liceum, potem zakochuje się w starszej od siebie studentce akademii sztuk pięknej, aby na końcu poznać gorycz odrzucenia, upokorzenia, manipulacji. Kechiche buduje jej dramat dwutorowo, trochę jak w dokumencie, blisko twarzy i ciała bohaterki, wchodząc głęboko w jej intymny i duchowy świat. Sceny seksu są piękne lecz szokujące. Trwają bardzo długo niczego się w nich nie ukrywa. Z drugiej strony pokazuje dojrzewanie intelektualne, rozmowy i dyskusje o tym, co dla niej ważne. Z okruchów chwil zarejestrowanych w sypialni, z koleżankami w szkole, przy stole z rodzicami i przyjaciółmi układa się boleśnie szczery, prawdziwy obraz bezlitosnego wykorzystania seksualnego, współczesnej wrażliwości i emocjonalności. Odkryciem filmu są aktorki. Adele Exarchopoulos i Lea Seydoux, których naturalność na ekranie stanowi wielką wartość i przesądza o sukcesie filmu.
Drugą co do ważności nagrodę Grand Prix Jury otrzymali bracia Coen za wystylizowany na czarną komedię „Inside Llewyn Davis” - groteskowy portret muzyka folkowego, którego prześladuje wieczny pech. To jedno z najlepszych osiągnięć braci w ich bogatym dorobku, przypominające „Barton Fink”. Śmieszny i tragiczny obraz nieustannego poniewierania artysty, który miał nie mniej talentu co Bob Dylan, lecz za nic w świecie nie chciał się sprzedać komercji i skończył w zapomnieniu.
Niespodzianką było wyróżnienie Meksykanina Amata Escalante twórcy najbardziej brutalnego dramatu „Heli” za reżyserię. W tej kategorii spodziewano się, że zostanie uhonorowany Irańczyk Asghar Farhadi, autor „Le passe” subtelnej opowieści o rozpadzie dwóch rodzin. Film Irańczyka doceniono tylko za kreację aktorską. Berenice Bejo grająca nerwową, rozwodzącą się żonę otrzymała tytuł najlepszej aktorki festiwalu.
Mocną reprezentację wśród laureatów mieli Azjaci. Nagroda Jury powędrowała do Japończyka Hirokazu Kore-Edy, autora dramatu psychologicznego „Like father, Like Son” o rodzicach przeżywających załamanie z powodu odkrycia pomyłki w szpitalu położniczym, gdzie zamieniono ich dzieci. Natomiast Chińczyk Jia Zhang Ke wyjechał z Cannes z nagrodą za scenariusz „A Touch of Sin” wielowątkowej, obrazoburczej historii krytykującej upadek moralności i warunków życia w Kraju Środka.
W sekcji Un Certain Regard jury, któremu przewodniczył Duńczyk Thomas Vinterberg („Polowanie”) za najlepszy film uznało autobiograficzny dokument „The Mising Picture” Kambodżanina Rithy Panha o ludobójstwie Czerwonych Khmerów w latach 70. XX wieku. Zamordowani zostali wtedy rodzice, siostra reżysera, niemal cała jego rodzina. Ofiary zbrodni wracają w pamięci narratora w formie animowanych kukiełek.

Więcej o festiwalu w papierowym wydaniu POLITYKI.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną