Papież z Argentyny nie może nie kochać tanga. I piłki nożnej. Jorge Bergoglio, papież Franciszek, kocha najbardziej milongi – tanga szybkie, wesołe. Sypie z pamięci nazwiskami wielkich argentyńskich aktorów, tancerzy i pieśniarzy, kompozytorów, wśród nich Ady Falcon, która porzuciła karierę artystyczną i wraz matką wstąpiła do zakonnej rodziny franciszkańskiej. Podziwia Astora Piazzollę, najsłynniejszego na świecie kompozytora gatunku. Na tym artystyczne pasje Bergoglia bynajmniej się nie kończą. W przekazie medialnym może sprawiać wrażenie szorstkie, kogoś, kto w świecie kultury i sztuki na co dzień nie mieszka. Mylne.
Ulubionym poetą Bergoglia jest wielki wczesnoromantyczny poeta niemiecki Hoelderlin, „Boską komedię” Dantego przeczytał cztery razy, porusza go Dostojewski. Nie korzysta z Internetu (ale nie wyklucza, że zacznie), za to czyta prasę i słucha muzyki przez radio. Jego ulubionym utworem jest uwertura „Leonora” Beethovena „w interpretacji Furtwaenglera – najlepszego moim zdaniem dyrygenta niektórych symfonii wielkiego kompozytora i utworów Wagnera”.
Rasowy duszpasterz
Ulubionym obrazem obecnego papieża jest „Białe ukrzyżowanie” Chagalla, przedstawiające Jezusa na krzyżu, okrytego żydowskim szalem modlitewnym. Bergoglio jest miłośnikiem filmów włoskiego neorealizmu, ale także „Uczty Babette”. W młodości trenował koszykówkę, ale kibicował też drużynie piłkarskiej klubu San Lorenzo, założonego w Buenos Aires na początku XX w. przez salezjanina. Pamięta „ten sławny gol Pontoniego, który zasługiwał niemal na Nobla”.
Bergoglio przyjaźnił się z Jorge Luisem Borgesem („był agnostykiem, który codziennie wieczorem odmawiał Ojcze nasz”).