Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Pisarze się odcinają

Literaci w wirtualnym świecie

Zygmunt Miłoszewski Zygmunt Miłoszewski Albert Zawada / Agencja Gazeta
Kiedy wy siedzicie w Internecie, świat kultury zmierza ku przepaści – twierdzi pisarz Jonathan Franzen. Podobnym głosem mówi dziś Dorota Masłowska. Czy sieć to dziś główne zagrożenie dla literatury?
Jonathan FranzenErwin Elsner/DPA/PAP Jonathan Franzen
Dorota MasłowskaPiotr Małecki/Napo Images Dorota Masłowska

Autor „Wolności” opublikował w „Guardianie” tekst, po którym w Internecie zawrzało. Określenia „stary nudziarz” i „pierdziel” należały do najłagodniejszych. „Co złego stało się z naszym światem?” – tak zatytułowany jest jego apokaliptyczny esej, w którym przypomina postać wiedeńskiego satyryka Karla Krausa, zagorzałego krytyka współczesności. Kraus na początku XX w. przewidział, że za rozwojem techniki i mediów nie pójdzie żaden postęp moralny ani duchowy. I rzeczywiście, jak pisze Franzen, dzisiaj ludzie są całkowicie skupieni na teraźniejszości, całą dobę tweetują i przesiadują na Facebooku, a tymczasem świat zmierza ku przepaści. A najgorsze jest to, że w Internecie każdy kreuje się na indywidualność, na Facebooku jest już więc ponad miliard nieprzeciętnych osobowości. Wszystko jest dostępne dla wszystkich, każdy może pisać literaturę. Pisarze, którzy powinni wiedzieć, czym to pachnie, w najlepsze tweetują – jak Salman Rushdie. Autor „Szatańskich wersetów” odpowiedział na to Franzenowi na Twitterze: „Baw się dobrze w swojej wieży z kości słoniowej”.

Według Franzena za wolnym dostępem do kultury stoją wielkie koncerny. Największą jego wściekłość budzą poczynania Amazona. Jego właściciela Jeffa Bezosa pisarz nazwał jednym z Czterech Jeźdźców Apokalipsy. Amazon chciałby wydawać wszystkie książki, jakie powstają, i chciałby, żeby autorzy sami się promowali, a czytelnicy słuchali recenzji zamieszczanych w Amazonie. Tymczasem to tylko pozór egalitaryzmu, bo ponad 1/3 recenzji nie piszą czytelnicy, ale wynajęci ludzie albo nawet autorzy książek. Franzen ma tylko nadzieję, że ludzie się otrząsną, zapragną prawdziwych recenzji, odwrócą się od Twittera i Facebooka, które są w jego opinii narzędziami do szpiegowania ludzi.

Na Franzena obrazili się prawie wszyscy – blogerzy i użytkownicy portali społecznościowych zakrzyknęli, że pisarz nie rozumie tego świata. „Tweetuje Joyce Carol Oates i Margaret Atwood i wielu innych pisarzy. Nie chodzi im o promowanie książek, ale o frajdę. To tak, jakby imprezować 24 godziny na dobę” – odpowiedziała pisarka, którą Franzen oskarżył o nachalną autopromocję. Jej zdaniem problem polega na tym, że nie każdy jest Franzenem, który miał okładkę w „Time” i którego poleca Oprah. Dlatego nie powinien pouczać innych.

Żyć bez iPhone’a

Nieco podobne reakcje w Polsce wywołała „Dusza światowa” – wywiad rzeka z Dorotą Masłowską, przeprowadzony przez Agnieszkę Drotkiewicz. Masłowskiej też zarzucono, że nie rozumie świata, o którym pisze. Facebook skojarzył się Masłowskiej z Orwellem i Wielkim Bratem, który cały czas na nas patrzy. Nie mogła zrozumieć, jaką przyjemność można czerpać z bycia obserwowanym. Według niej jedyne, co można dziś zrobić, to nie mieć konta na FB ani iPhone’a. Kiedy ludzie są tak rozproszeni i niezdolni do koncentracji, stają się łatwym obiektem manipulacji. „Przez te wszystkie kanały komunikacji, konta, esemesy, wycieka nam dusza”.

To znaczy, że żyjemy w jakichś sztucznych światach, oderwani od samych siebie, za wszelką cenę chcemy być gdzie indziej. „Ostatnio byłam u znajomych na kolacji – mówi Masłowska. – Przy stole siedziało pięć osób, trzy z nich miały iPhone’y i na bieżąco kontrolowały Facebook i Twitter, i jednocześnie uczestniczyły w rozmowie, jadły, paliły. To było patologiczne. W końcu wszyscy poszliśmy do kogoś innego na imprezę, bo tam mogło być lepiej”.

Masłowska dobrze poznała siłę Internetu, żaden inny z pisarzy nie był tak hołubiony i natychmiast znienawidzony i niszczony. Po sukcesie „Wojny polsko-ruskiej” i „Pawia królowej” w sieci obrzucano ją błotem. I to wszystko tam jest nadal, bo Internet wszystko pamięta.

Dopiero na końcu książki Masłowska sama przyznaje, że jej ton może brzmieć protekcjonalnie, jakby pouczała wszystkich. To dlatego, że mówi z perspektywy kogoś, kto ucieka przed zainteresowaniem innych. A tymczasem większość ludzi aktywnych w Internecie pragnie, żeby ktoś się nimi zainteresował. Sukces portali społecznościowych polega na tym, że każdy może się w nich poczuć doceniony i lubiany, kiedy znajomi i nieznajomi składają mu życzenia na urodziny. Ludzie łatwo się od tego poczucia „lubienia” uzależniają.

Facebook zaspokaja potrzebę uznania, dopieszcza ego, jest uzależnieniem, ale kto nie jest podatny na jakieś uzależnienia? W słowach Masłowskiej zabrakło zrozumienia takiej słabości. Bo przecież sama w książkach i sztukach pokazała postaci goniące za ułudą i sztucznymi światami, zajęte swoim zakompleksionym ego. Internet żeruje na ludzkiej słabości, podsyca pragnienie uznania i przyjemności. I niewątpliwie osłabia samodyscyplinę. Zadie Smith w swojej nowej książce „NW” w podziękowaniach wymienia różne osoby oraz Wolność i Samokontrolę, którym dziękuje za „czas na pisanie”. Nie, wcale nie chwali się swoimi przymiotami, tylko reklamuje aplikacje komputerowe, które po ściągnięciu blokują dostęp do Internetu na określony czas. W swoich 10 zasadach pisania Zadie Smith radziła, żeby pisać zawsze na komputerze bez dostępu do sieci, sama jednak nie potrafiła go tak po prostu wyłączyć.

Wstydliwe uzależnienie

– Myślę, że wyłączenie telefonu, tabletu, zamknięcie komputera wywołałoby we mnie po niedługim czasie somatyczny niepokój – mówi Szczepan Twardoch. – Dlatego Internetu i jego przestrzeni nienawidzę. Wolałbym, żeby w ogóle nie istniał, wolałbym świat telefonów, komputerów offline, faksów, pocztówek i bibliotek, bo czuję się głęboko zawstydzony nałogiem googlania własnego nazwiska, żenuje mnie ewidentna przyjemność, jaką sprawiają mi lajki pojawiające się pod moimi wpisami na Facebooku, nienawidzę Facebooka za to, że trawię czas na bezmyślnym przewijaniu feeda, czuję się jak podglądacz-idiota klikając lajki pod zdjęciami ładnych dziewcząt, a jednak klikam.

– Internet to mój wstydliwy nałóg – podsumowuje Twardoch. Łukasz Orbitowski też chętnie wycofałby się z prowadzenia bloga i konta na FB. Ale uważa, że jest za późno i z Internetu nie można się wypisać. Przyjaciółka przekonała go, że Facebook przydaje się w promocji. Okazało się jednak, że jego kariera wcale dzięki FB nie nabrała tempa: – Gdybym wyglądał jak David Beckham, może coś by z tego było, niestety, jestem wielkim, brzydkim chłopem.

Zygmunt Miłoszewski ma swój profil, prowadzony przez zaprzyjaźnioną czytelniczkę. – Czy uważam, że to medium jako sposób utrzymywania kontaktów społecznych jest głupie i szkodliwe? Tak. Czy uważam, że jest doskonałym sposobem, aby artyści informowali zainteresowanych o swoich poczynaniach? Oczywiście. Czy rośnie mi poziom endorfin, kiedy widzę, jak codziennie coraz więcej osób „lubi” moją stronę? Jasne. A poza wszystkim większość komunikacji sieciowej to jest jednak komunikacja literacka – jeszcze nigdy tak często i tak powszechnie nie używaliśmy słowa pisanego jak teraz. Jeśli czemuś w ogóle zawdzięczamy, że ludzie cały czas czytają i to czytają masowo, to przede wszystkim internetowej sieci.

Miłoszewski pisał razem z internautami opowiadanie na portalu gadzetomania.pl. – W zależności od tego, co wymyślili czytelnicy, pisałem dalej. Fantastyczna zabawa literacka, nie do pomyślenia w czasach przedtechnologicznych. Podkreślam słowo „zabawa”. Nie chodzi tutaj o wspólne tworzenie wielkiej literatury. Chodzi o zabawę w narrację, w fikcję, we wspólne wymyślanie. Chętnie biorę udział w takich inicjatywach, które przypominają, że literaturę i fikcję w ogóle człowiek wymyślił dla rozrywki, a nie jako źródło cierpień.

Internet bywa laboratorium literackim. Poetka Barbara Klicka napisała obiecujący fragment prozy o sanatorium, czytelnicy dopingowali, żeby napisała powieść. Jeszcze jej nie napisała, ale publiczność czeka. Andrij Bondar, ukraiński poeta i pisarz (m.in. „Historie ważne i nieważne”), tłumacz polskiej literatury, publikuje na Facebooku krótkie formy literackie. – Skoro człowiek zmienia się pod wpływem sieci, nie widzę powodu, żeby nie zmieniała się literatura. Zdaję sobie sprawę z tego, że te nowe formy mnie kształtują i wpływają na moje myślenie. Jest to równocześnie laboratorium, biblioteka i wiec, w którym tekst natychmiast znajduje reakcję innych ludzi.

Ponad połowę swoich opowiadań Bondar napisał na FB, zostały przetłumaczone i wydane też w Polsce. Teraz mówi, że wydanie książki nie jest już jego celem. – Pisanie w sieci jest bardziej wschodnią praktyką, ponieważ bardziej cenię proces, nie rezultat. Co więcej, taki sposób pisania wyciąga na światło dzienne historie, tematy i sytuacje zupełnie marginalne i nieistotne. Pozwala na jakąś inną działalność świadomości.

Nazywa tę działalność życiopisaniem. – Nic ciekawszego od pamięci i rzeczywistego życia dla mnie w tym świecie nie wymyślono. W jakiś sposób akurat tutaj realizuje się utopia szkoły estetyki receptywnej, dla której postać czytelnika i jego oczekiwań jest bardzo ważna. Tutaj czytelnik odgrywa rolę współtwórcy. Ponieważ nie ma się w głowie już czytelnika abstrakcyjnego. Ten czytelnik jest konkretny i ty go już znasz, znasz jego gust. Czasami to rozprasza i przeraża. Mamy do czynienia z żywymi ludźmi w cyfrowej postaci.

Właśnie ten nowy rodzaj kontaktów z czytelnikami konfunduje Orbitowskiego: – Czytelnicy piszą i znów – czuję się często zażenowany, bo nie wiem, co odpowiadać. Podobała się książka? No to świetnie. Jestem bucem? No dobra, może i tak. Tylko co mam odpisywać w związku z tym? Nie mam pojęcia. Więc nie odpisuję wcale albo odpisuję głupio. Internet jest po to, żebyśmy rozczarowywali się nawzajem.

W poszukiwaniu nudy

Większość polemistów Franzena odebrało jego tekst jako frontalny atak na Internet, nowe media i jako wyraz tęsknoty za dawnymi czasami. Franzen nie tylko o tym pisze. Polemizuje z wizją kultury, według której Internet jest siłą postępu. Według niego nie jest wcale siłą kulturotwórczą – nie sprzyja powstawaniu literatury, bo schlebia najniższym gustom. Internet nie jest jego zdaniem nową, egalitarną formą kultury, bo tak jak w Amazonie nie jest prawdą, że to sam czytelnik decyduje i pisze recenzje – robi to za niego koncern, żeby zwiększyć sprzedaż.

Rozumiem, że niektórzy tęsknią za czasami, kiedy wielki pisarz z wielkim redaktorem publikowali, wielki krytyk rozsądzał, czy to dobre czy nie, a czytelnik stał w deszczu przed księgarnią w swoim paltociku i czekał skromnie ze spuszczoną głową, aż mu pozwolą dotknąć Literatury – oponuje Miłoszewski. Litości! Książki to ma być produkt pierwszej potrzeby, kupowany w supermarkecie razem z czteropakiem piwa i karkówką na grilla. Próby przesunięcia literatury w sferę jakiegoś elitarnego snobizmu dla wybranych są dla niej zabójcze.

Jednak Franzen bardzo trafnie pokazał, że kończy się pewien model kultury, sięgający starożytności, oparty na podziale na czas aktywności i czas wolny, na pracę i kontemplację, czyli czas na tworzenie sztuki. Teraz człowiek cały czas jest aktywny, szuka coraz to nowych podniet. Wrogiem podniecających atrakcji, jakich ma dostarczać kultura, jest dziś nuda – bo w naszym świecie najgorszą obelgą jest określenie „nudny”. A tymczasem nuda daje nam wgląd w to, co najważniejsze. Jak pisał Josif Brodski: „Nuda reprezentuje czysty, nie rozrzedzony czas w całej jego powtarzalnej, jałowej, monotonnej okazałości. (...) Krótko mówiąc, jest oknem na nieskończoność czasu, to znaczy, na naszą w nim znikomość”. I dlatego jest cenniejsza niż wszystkie atrakcje z sieci.

Polityka 43.2013 (2930) z dnia 22.10.2013; Kultura; s. 82
Oryginalny tytuł tekstu: "Pisarze się odcinają"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną