Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Wszyscy będziemy audiofilami

Czy kiedyś słuchało się więcej muzyki?

Podwójną rewolucję przyniósł przełom wieków. Na rynek trafiły pierwsze odtwarzacze mp3, a wkrótce symbolem muzycznej cyfryzacji został iPod. Podwójną rewolucję przyniósł przełom wieków. Na rynek trafiły pierwsze odtwarzacze mp3, a wkrótce symbolem muzycznej cyfryzacji został iPod. Keith Reicher/Getty Images / FPM
Młode pokolenia słuchają więcej muzyki niż ktokolwiek przed nimi, ale od hi-fi wolą wi-fi. Audiofile poczuli się więc gatunkiem wymierającym. Za wcześnie – złota era dźwięku dopiero się zaczyna.
Większość „nowych audiofilów” otwiera się na cyfrowe technologie bez odrzucania tych tradycyjnych.materiały prasowe Większość „nowych audiofilów” otwiera się na cyfrowe technologie bez odrzucania tych tradycyjnych.
Gdy przyszło wybierać pomiędzy mobilnością i jakością – czyli między plikami mp3 i płytami CD – wychowankowie internetu rzeczywiście postawili bez wahania na te pierwsze.Ed Yourdon/Flickr CC by 2.0 Gdy przyszło wybierać pomiędzy mobilnością i jakością – czyli między plikami mp3 i płytami CD – wychowankowie internetu rzeczywiście postawili bez wahania na te pierwsze.

Dwóch, może trzech chłopaków ma wieżę. Reszta napitala z laptopa albo telefonu – odpowiada 17-letni Andrzej, gdy pytam o stan nagłośnienia w licealnej bursie. Rekonesans w akademikach potwierdza, że bezpowrotnie minął czas, gdy wprowadzanie się do pokoju studenci zaczynali od rozpakowania pudła ze sprzętem stereo. Obecnie większości wystarcza laptop z głośniczkami wielkości puszki po coli. Są i tacy, którzy poprzestają na smartfonie ze słuchawkami. I tak dobrze, jeśli zewnętrznymi, nakładanymi na uszy, a nie dousznymi „guzikami” dorzuconymi gratis od producenta telefonu.

Po co inwestować wielomiesięczne kieszonkowe w solidny sprzęt, gdy potem słucha się na nim kiepskiej jakości plików mp3 – zauważa Jerry Del Colliano, ekspert rynku audio i wykładowca University of Southern California. Wraz z kolegami z uczelni na bieżąco obserwował, jak uwodzeni wygodą cyfrowej muzyki i przenośnych odtwarzaczy mp3 młodzi zapominali stopniowo o kwestii brzmienia. Bo mierną jakość nagrań wynagradzała im ich ilość, czyli możliwość zmieszczenia całej kolekcji płytowej w kieszeni spodni. – Byliśmy zdumieni, że tak łatwo zaakceptowali mp3 – przyznaje Del Colliano. – I to studenci muzyki! Deklarowali, oczywiście, troskę o brzmienie, ale po chwili znajdywali w internecie jakiś kawałek i zachwycali się nim, niezrażeni degradacją dźwięku.

Tyle że na tolerowaniu lichych mp3 wcale się nie skończyło. Prof. Jonathan Berger ze Stanfordu od 12 lat puszcza swoim studentom nagrania o różnym stopniu kompresji (im wyższa, tym mniejszy rozmiar pliku, ale i gorsza jakość). Następnie pyta ich o doznania. I co roku wzrasta odsetek tych, którzy wolą empetrójki od krystalicznych płyt CD. Fakt ten Berger przyjmuje ze smutkiem, lecz tłumaczy prostą analogią: ich dziadkowie przywiązali się do ciepłego, miękkiego brzmienia winyli, mimo że wynikało ono z niedoskonałości tego nośnika. Dzieci sieci wolą metaliczny, zubożony dźwięk plików, bo towarzyszy im od początku muzycznej pasji.

Znamienne są w tym kontekście skargi audiofilów, którzy na forach internetowych relacjonują próby uświadamiania swoich pociech: „Chłopcy przyprowadzają kolegów i chwalą moim sprzętem, nawet robią sobie z nim zdjęcia. Ale gdy proponuję, by usiedli i posłuchali? Ziuu! – są już za drzwiami i podłączają swoje mikroskopijne słuchawki do smartfonów”. Robert Reina, redaktor wydawanego od półwiecza magazynu „Stereophile”, przyznał z bólem, że jego nastoletnie dzieci zadowalają słuchawki rozdawane za darmo w samolotach czy hotelowych siłowniach.

Gdy więc CNN ogłosiło we wrześniu „śmierć domowego stereo”, wielu wyznawców pięknego dźwięku z żalem zgodziło się, że i tak nieliczną sektę smakoszy dźwięku może czekać wymarcie. Tym bardziej że codzienne obserwacje potwierdzają liczby. Według amerykańskiego stowarzyszenia producentów elektroniki konsumenckiej CEA w ciągu ostatnich kilkunastu lat rynek urządzeń high-end, czyli tych z wyższej półki, stopniał o ponad połowę. A jednak coraz częściej słychać głosy, że najgorsze już za nami i właśnie wkraczamy w złotą erę audio. Choć po drodze nie obyło się bez ofiar.

Gdzie głośników sześć

Gdy Michał Gogulski otwierał w połowie lat 90. swój salon audio w Poznaniu, klienci zgłaszali się głównie po tunery radiowe i odtwarzacze CD. – Gramofony sprzedawały się sporadycznie. Pierwszy przeleżał chyba rok – wspomina.

Podwójną rewolucję przyniósł przełom wieków. Na rynek trafiły pierwsze odtwarzacze mp3, a wkrótce symbolem muzycznej cyfryzacji został iPod. Od premiery w 2002 r. rozszedł się w prawie 400 mln egzemplarzy, a zasilający je w pliki sklep iTunes ogłosił niedawno, że sprzedał już 25 mld piosenek.

Dematerializacji muzyki towarzyszył jednak zaskakujący kontrapunkt w postaci wielkiego powrotu płyt winylowych. – Wiele osób zamawiało u nas odtwarzacz mp3 oraz gramofon. Ten drugi dla siebie, a pierwszy z myślą o dzieciach. Tłumaczyli, że ich pociechy słuchają wyłącznie kiepskiej jakości plików i raczej nie ma dla nich nadziei. Tymczasem teraz te dzieci przychodzą do nas i kupują gramofony – śmieje się Gogulski. To też potwierdzają wyliczenia: światowy popyt na czarne płyty pięciokrotnie przewyższa dziś ten z połowy poprzedniej dekady.

I tak już zagmatwaną sytuację u progu millennium dodatkowo skomplikowała moda na kina domowe, wkrótce obowiązkowe wyposażenie każdego nowego mieszkania. Ci, którzy niegdyś zastanawialiby się, gdzie postawić dwie kolumny, teraz głowili się nad rozlokowaniem pięciu głośniczków i subwoofera, projektora oraz ekranu. A przynajmniej potężnego telewizora plazmowego. Kino domowe – wespół z konsolami do gier – konkurowało więc ze sprzętem audio nie tylko o rodzinne fundusze, ale też zwykłą przestrzeń fizyczną w salonie. I czas wolny lokatorów, którzy coraz częściej woleli przeznaczyć weekendowy wieczór na kilka odcinków „Lostów”, „The Wire” czy „Dr House’a” niż delektowanie się muzyką. Tę nosili przecież w kieszeniach przez resztę tygodnia.

Do rozłamu doszło nawet w środowisku audiofilów. Wielu z nich okazało się raczej zwolennikami postępu niż melomanami, a jako że nowinki techniczne związane z multimediami i internetem sprawniej wprowadzało kino domowe, przesunęli nieco swoje zainteresowania: zostali wideofilami.

Branża audio długo się przed tymi nowinkami broniła, poniekąd ze względu na wyższe wymagania – potwierdza Gogulski. Początek lat dwutysięcznych wspomina więc jako bardzo trudny dla producentów sprzętu hi-fi. Szczególnie zachodnioeuropejskich. Bo marki japońskie z Onkyo, Denonem, Marantzem czy Yamahą na czele rychło spostrzegły to zachłyśnięcie się kinem domowym i przygotowały odpowiednią ofertę dla tych, którzy muzyki słuchali z laptopa, ale by delektować się filmami, gotowi byli inwestować krocie w projektory multimedialne i nagłośnienie dookolne. Sprzedawcy, żeby przetrwać, musieli pójść za trendem. – Nie mieliśmy wielkiego wyboru, ludzie wciąż pytali o kina domowe – przyznaje Gogulski.

Na koniec – oprócz rewolucji cyfrowej oraz konkurencji ze strony kina domowego – w producentów audio uderzyła jeszcze globalna dekoniunktura. Ale wszystko to wymusiło na nich zmiany, które przygotowały ich na nadchodzącą odwilż.

Salon bez lamp

Prorokiem nowej złotej ery audio – poprzednią był stereofoniczny boom z lat 50. i 60. – nazywa samego siebie Joseph Riden, założyciel serwisu iHi-Fi i autor przygotowywanej do wydania książki o cyfrowej muzyce. Głosi prostą ideę: więcej i lepiej za mniej. Współczesnych słuchaczy dzieli na trzy grupy. Gwardię starych audiofilów przywiązanych do winyli i płyt kompaktowych, którzy negują nową rzeczywistość. Młodzież ogłuszoną mikroskopijnymi słuchawkami do tego stopnia, że nie dostrzega alternatywy. Wreszcie nowych audiofilów, z którymi się identyfikuje i którzy korzystają z faktu, że „ludzkość ­nigdy jeszcze nie miała równie łatwego dostępu do wysokiej jakości nagrań oraz adekwatnego sprzętu”.

Rozwiązania cyfrowe, gdy należycie je zaimplementować, przewyższają poprzednie technologie pod każdym względem. Są tańsze. Mniejsze. Bardziej mobilne i mniej energochłonne. I oczywiście lepiej brzmią – przekonuje Riden.

Pliki muzyczne zwykliśmy kojarzyć z trzeszczącymi empetrójkami. Obecnie jednak każdy nowy album można kupić w postaci tzw. plików bezstratnych. Brzmieniem nie ustępują one nagraniom CD, a wręcz je przewyższają, bo zawierają większą ilość informacji, mają wyższą rozdzielczość. Aby tego nie zepsuć, potrzeba oczywiście odpowiedniego sprzętu, ale i tutaj dokonała się mała rewolucja. – Zamiast konglomeratu masywnych segmentów możemy dziś kupić parę głośników, które mają wbudowany wzmacniacz i przetwornik zamieniający sygnał cyfrowy na analogowy. Podłącza się je pojedynczym kablem do komputera lub odbiornika wi-fi i gotowe – mówi Riden. Według niego za niecały tysiąc złotych kupimy zestaw, który zadziwi weteranów. Po wydaniu kilku tysięcy możemy nazwać się audiofilami. Sam Riden za podobną sumę, tyle że w dolarach, odsprzedał niedawno własny audiofilski zestaw stereo, naturalnie lampowy. A potem za znacznie niższą cenę kupił system przystosowany do słuchania muzyki cyfrowej. Zapewnia, że spadku jakości nie odnotował. Pozbył się za to mnóstwa kabli, bo dźwięk rozchodzi się po jego salonie bezprzewodowo.

Większość „nowych audiofilów” otwiera się jednak na cyfrowe technologie bez odrzucania tych tradycyjnych. – Mamy na rynku ciekawą tendencję: klienci kupują w pakiecie stacjonarny odtwarzacz plików – tak zwany odtwarzacz strumieniowy – oraz gramofon. Gdy mamy więcej czasu, słuchamy z winylu. A na co dzień z pamięci dysku lub z internetu – tłumaczy Gogulski. Niektórzy z jego klientów główny sprzęt do słuchania winyli trzymają na wsi, bo czarna płyta kojarzy im się z weekendowym wypoczynkiem. Odtwarzacze strumieniowe traktują zaś jako wygodę, która nie budzi jednak głębszych emocji. Urządzenia te współpracują bowiem ze smartfonami, tabletami czy laptopami, pośrednicząc pomiędzy nimi a wzmacniaczem i kolumnami. Mobilne gadżety, podobnie jak sama muzyka cyfrowa, kojarzą się zaś z codziennym pędem.

Żyjemy coraz szybciej, stale jesteśmy online i pod telefonem. Winyl pozwala odetchnąć. To rodzaj pauzy – mówi Gogulski. I kiedy już poświęci się tę chwilę, by wyjąć i nastawić płytę, trudniej przerwać po kilku minutach i nastawić kolejną, do czego przyzwyczaiły nas wspomniane gadżety. Ale co z tymi, którzy innego sposobu słuchania nie znają?

Przyjdzie góra do Mahometa

Gdy przyszło wybierać pomiędzy mobilnością i jakością – czyli między plikami mp3 i płytami CD – wychowankowie internetu rzeczywiście postawili bez wahania na te pierwsze. Tylko czy inaczej postępowali ich rodzice, kiedy wieszali sobie u paska plastikowe walkmany, w których kręciły się rozklekotane kasety? Albo dziadkowie zabierający na wycieczki maleńkie radyjka tranzystorowe? Co powiedzieć o pokoleniu MTV, które zamiast słuchać muzyki, wolało ją oglądać? Od zarania nowoczesnej fonografii młodzi przedkładali wygodę nad wysokie parametry dźwięku.

Po raz pierwszy w jej historii oba te elementy przestają się jednak wykluczać. Muzykę jakości bezstratnej można już nie tylko kupić, ale udostępniają ją powoli kolejne serwisy streamingowe, czyli umożliwiające słuchanie bez ściągania. – Za 10 dol. miesięcznie otrzymuję nieograniczony dostęp do cudownie brzmiącej muzyki, której nie będę w stanie przesłuchać do końca życia – cieszy się Riden.

Odsłuch coraz wyższej rozdzielczości oferuje nawet serwis YouTube. A sklep iTunes, oskarżany często o zepsucie wrażliwości akustycznej całego pokolenia, sprzedaje dziś pliki o niskim stopniu kompresji, których większość słuchaczy nie odróżni od nagrania CD. Musieliśmy po prostu poczekać, aby na to wszystko pozwoliły łącza internetowe.

Kryzys i wspomniana konkurencja ze strony kina domowego zmusiły z kolei producentów sprzętu, by podnieśli innowacyjność i obniżyli ceny. Odtwarzacze strumieniowe w swojej ofercie ma obecnie większość globalnych marek. Ale dzięki odpowiedniej przystawce – czasem nie większej od pendrive’a – dowolne urządzenie przenośne można uczynić źródłem doskonałego dźwięku. Przebojem zachodnie rynki podbiły słuchawki marki Beats, które znawcy potępiają wprawdzie jako wciąż niegodne wyrafinowanych uszu, lecz cieszą się z ich popularności, bo reklamowano je obietnicą lepszego brzmienia. Podobnie w salonach Apple drugim najczęściej sprzedawanym produktem po iPhonie są słuchawki zewnętrzne, którymi klienci zastępują standardowe mikrusy. Z poszlak tych znawcy wyciągają wniosek, że młodzi wcale nie stracili wrażliwości na dźwięk. Po prostu woleli poczekać, aż piękne brzmienie samo zstąpi do naszej codzienności poprzez urządzenia, którymi już się posługujemy.

Audiofile zwykli mawiać, że idealny system odsłuchowy to taki, który nie wchodzi słuchaczowi w drogę. Jest niewidzialny. Gdy słucha się wspaniale brzmiącej muzyki, którą bezprzewodowo nadaje do głośników urządzenie schowane w kieszeni, wydaje się, że jesteśmy całkiem blisko spełnienia marzeń.

Odtwarzacze strumieniowe w prototypowej wersji pojawiły się na rynku na początku ubiegłej dekady. Ale dopiero od kilku lat mają je w swojej ofercie czołowi producenci sprzętu audio. Urządzenia te pozwalają dostosować do współczesności tradycyjny zestaw odsłuchowy złożony z wzmacniacza i kolumn, czytają bowiem zarówno pliki mp3, jak i te o wysokiej rozdzielczości, a więc przewyższające jakością płyty CD. Źródłem muzyki cyfrowej może być dysk przenośny bądź też laptop, tablet czy smartfon. A już zupełnie samodzielnie odtwarzacze strumieniowe łączą się z internetowymi stacjami radiowymi. Ceny? Przyzwoitej klasy model kupimy za 2–3 tys. zł. Standard audiofilski wymaga przynajmniej dwukrotnie większego wydatku, a urządzenia prestiżowej firmy Naim konkurują ceną z samochodami rodzinnymi.

Polityka 2.2014 (2940) z dnia 07.01.2014; Ludzie i Style; s. 88
Oryginalny tytuł tekstu: "Wszyscy będziemy audiofilami"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Fotoreportaże

Richard Serra: mistrz wielkiego formatu. Przegląd kultowych rzeźb

Richard Serra zmarł 26 marca. Świat stracił jednego z najważniejszych twórców rzeźby. Imponujące realizacje w przestrzeni publicznej jednak pozostaną.

Aleksander Świeszewski
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną