Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Kogo szuka sztuka

Dlaczego warto inwestować w obrazy?

Pablo Picasso, „La Reve” Pablo Picasso, „La Reve” Erich Lessing / CZARNY KOT
Dzieło sztuki ma wszelkie cechy idealnego zakupu: zapewnia dobrą lokatę finansową, zdobi dom i dodaje prestiżu. Nic dziwnego, że ten rynek kwitnie także w kryzysie.
Polityka
Francis Bacon, „Trzy studia Luciena Freuda”Christie's/AP/EAST NEWS Francis Bacon, „Trzy studia Luciena Freuda”

Rubens, van Gogh czy Matisse nie namalują już żadnego obrazu. A z tych, które po nich pozostały, większość znalazła się w kolekcjach muzealnych bądź wielkich prywatnych zbiorach, które zazwyczaj z czasem i tak trafiają do muzeów. Jeszcze 20–30 lat temu w dobrych pracach impresjonistów można było przebierać na aukcjach jak w ulęgałkach. Dziś stanowią rarytasy. A to oznacza, że domy aukcyjne i marszandzi muszą się mocniej starać, by znaleźć atrakcyjne dzieła, które za duże pieniądze kupią kolekcjonerzy. Międzynarodowy (a w ślad za nim i polski) rynek sztuki odkrył kilka ścieżek, na które można zapędzić bogatych klientów.

„Odkrywanie” twórców na potrzeby rynku

Ścieżka pierwsza to wyszukiwanie w przeszłości twórców, których następnie „odkrywa się” na potrzeby rynku. Trudno oczywiście nagle przekonać wszystkich, a w szczególności nieufnych i wyedukowanych kolekcjonerów, że lekceważony przez znawców XIX-wieczny malarz powinien zachwycić i osiągnąć – w ślad za tym – zawrotne ceny. Ale już pewne przesunięcie akcentów jest możliwe. Doskonałym przykładem Jean-Michel Basquiat, zmarły w 1988 r. w wieku 28 lat (tragiczna legenda zawsze pomaga) malarz amator, przyjaciel Warhola i prekursor graffiti. Jego twórczość od dawna miała grono miłośników, ale ceny były dość umiarkowane; przez wiele lat rekordowa wynosiła 3 mln dol. W ostatnich latach notowania ostro ruszyły w górę, by w 2013 r. osiągnąć blisko 50 mln dol. za obraz „Dustheads”. Jak szybko i skwapliwie policzyli analitycy, cena tej pracy wzrosła w ciągu 20 lat o 10 tys. proc. To się nazywa stopa wzrostu!

Innym, jeszcze mniej oczekiwanym rekordzistą minionego roku okazał się Norman Rockwell. U nas praktycznie nieznany, w USA popularny ongiś ilustrator, wieloletni autor okładek do „The Sunday Evening Post”, skrajny realista specjalizujący się w obyczajowych, wręcz ocierających się o kicz scenkach z życia zwykłych Amerykanów. I znowu gwałtowny skok ceny – do 46 mln dol. za pracę „Saying Grace”. W obu przypadkach to dla amerykańskiego rynku sztuki dobra wiadomość. Rekordy cenowe pociągną w górę wartość innych prac obu artystów, a ponieważ byli bardzo płodni, będzie czym handlować w najbliższych latach.

W Polsce takich wyszperanych z przeszłości artystów, których dzieł wcześniej raczej nie wyrywano sobie z rąk, sprzedaje się z gorszym skutkiem. Był jeden wyjątek: wylansowanie przed laty przez dom aukcyjny Polswiss Art i z pomocą marszanda Marka Mielniczuka mody na sztukę tzw. Ecole de Paris. Z roku na rok rodzimi kolekcjonerzy poznali i zaakceptowali bardzo wysokie ceny za prace takich twórców, jak Mela Muter, Zygmunt Menkes czy Eugeniusz Zak.

Moda na współczesnych twórców

Druga ścieżka, którą można się udać, to sztuka współczesna. Kierunek dość rozpaczliwy, bo kurczy się podaż nie tylko dzieł dawnych mistrzów i twórców XIX-wiecznych, ale nawet pionierów nowoczesności tworzących w pierwszej połowie XX w. Dane są zaskakujące. Już ponad 30 proc. światowej oferty aukcyjnej to dzieła powstałe po 1945 r. I są to coraz częściej prace z cenowych szczytów. Na 15 najdroższych dzieł sztuki sprzedanych w 2013 r. na światowych aukcjach aż 11 powstało po II wojnie światowej, a faworyci są od wielu lat ci sami: Picasso, Rothko, Bacon, de Kooning, Pollock, Warhol. Ani jednego impresjonisty, ani jednego mistrza malarstwa dawnego. Po prostu ich prac nikt nie chce odsprzedawać!

W światowych aukcyjnych rekordach coraz większy udział mają twórcy żyjący. W 2013 r. aż dwóch spośród nich trafiło do wspomnianej już czołowej piętnastki. Na wysoką czwartą pozycję guru postmodernizmu Jeff Koons, którego „Balloon Dog” sprzedał się za ponad 58 mln dol. Oraz niemiecki malarz Gerhard Richter z pracą za 37 mln dol. W sumie nie ma niespodzianki, bo już wcześniej ich dzieła znajdowały chętnych za kilkadziesiąt milionów i kolejny skok cen był tylko kwestią czasu.

Całkiem odrębną, własną kadrę mistrzów współczesności wykreowali Chińczycy. I sami ich kupują. W pierwszej światowej trzydziestce artystów, których prace w ubiegłym roku sprzedały się za największą łączną sumę, jest aż 12 przedstawicieli Państwa Środka, o nazwiskach, które w Europie są niemal nieznane. Rzecz charakterystyczna, że nie ma wśród nich twórcy, który z kolei jest pupilem zachodniego świata sztuki – Ai WeiWei.

W Polsce wprawdzie nadal najwyżej cenimy sztukę końca XIX i początku XX w. (akademizm, Młoda Polska, symbolizm), ale klasyka naszej sztuki współczesnej też wyraźnie zyskuje na wartości, a prym od dłuższego czasu wiodą dwaj artyści: Jerzy Nowosielski i Władysław Fangor. Wydarzeniem ubiegłego roku była sprzedaż „Dziewczyny na statku” pierwszego z nich – za 414 tys. zł (wyliczono, że stopa zwrotu wyniosła w tym przypadku 820 proc. w 17 lat) oraz dwóch płócien Fangora za ponad 400 tys. każde.

Promowanie nowych nazwisk

Ścieżka trzecia to promowanie nazwisk zupełnie nowych. Dowodem na to, że można w ten sposób zarobić, jest szaleństwo na punkcie twórców spod znaku Young British Artists, jakie ogarnęło niegdyś światowy rynek sztuki. Coś takiego udaje się jednak naprawdę nielicznym. A poza tym zdarza się, że dmuchana bańka cen gwałtownie pryska. Tak było z wielką gwiazdą Damiena Hirsta, tego od czaszki wysadzanej diamentami. Pomiędzy 2003 a 2009 r. średnia cena jego prac wzrosła o 160 proc., by pomiędzy 2009 a 2013 r. spaść również o 160 proc.

Mimo to marszandzi i domy aukcyjne nie ustają w wysiłkach. W USA lansuje się tzw. New „Made in USA” Generation; twórców przed czterdziestką, dla których cena 500 tys. dol. za obraz jest już chlebem powszednim (Matthew Day Jackson, Mark Grothjan, Dan Colen). Zamieszkały w Londynie Kolumbijczyk, 27-letni Oskar Murillo, to gwiazda promowana ewidentnie z myślą o bogaczach Ameryki Południowej.

W Polsce moda na młodych

Rynkowa moda na młodych twórców, szczególnie malarzy, nie ominęła także Polski. Zaczęło się od kariery Wilhelma Sasnala i pozostałych jego kolegów z Grupy Ładnie (Rafał Bujnowski, Marcin Maciejowski). Z czasem dorobiliśmy się całkiem pokaźnej grupki twórców, którzy stali się obiektem pożądania kolekcjonerów: Jakub Julian Ziółkowski, Radek Szlaga, Tomek Kowalski, Bartek Materka, Basia Bańda, Norman Leto czy Mariusz Tarkawian. Ale przede wszystkim kupujący uwierzyli, że inwestując niedużo w nieznanych, być może pewnego dnia obudzą się z milionami na ścianie. – Młoda sztuka zdominowała polski rynek – uważa Anna Niemczycka-Gottfried, szefowa portalu RynekiSztu­ka.pl. Eksperci policzyli, że już 40 proc. aukcyjnych transakcji odbywa się w tym właśnie segmencie. I to na coraz wyższym poziomie cenowym. – Średnie ceny powolutku rosną, a coraz więcej obrazów sprzedaje się powyżej 10 tys. zł – ocenia fenomen popularności młodej sztuki na aukcjach Marek Gajewski z miesięcznika „Art&Business”.

Wypromowanie młodego artysty w światowym art worldzie to przede wszystkim kwestia zainwestowania w niego dużych pieniędzy. A w Polsce? – Są artyści, o których dużo mówi się w mediach, ale mimo to ich pozycja na rynku jest niska – komentuje szef domu aukcyjnego AgraArt Konrad Szukalski. – Budowanie wartości artysty to praca na długie lata, a nie szybki projekt. Wymaga zaangażowania konkretnej galerii, planu, konsekwentnych działań wystawienniczych. Poza tym u nas działa cały czas efekt „odbitego światła” od rynku zachodniego. Polski artysta, który zostanie tam zauważony, ma dużo większe szanse na sukces rynkowy w kraju.

Nowe rynki: Rosja i Chiny

Trwa intensywne poszukiwanie milionerów gotowych podzielić się z rynkiem sztuki majątkiem. W USA czy Europie Zachodniej coraz trudniej o nowych klientów. W latach 90. XX w. bardzo liczono na wyrosłą na gruzach ZSRR Rosję. Początki rzeczywiście były obiecujące, ale z czasem okazało się, że rosyjscy bogacze z wielkim trudem dają się przekonać do sztuki współczesnej. Od kilku lat największą nadzieją galerii i domów aukcyjnych pozostają Chiny.

W kraju gdzie do niedawna oficjalny handel sztuką nie istniał, dziś mamy do czynienia z istnym szaleństwem zakupów. Działa tam 350 domów aukcyj­nych, a największy z nich (własność byłych oficerów wojska) Poly Auction jest już trzecim pod względem wielkości na świecie, z obrotami rocznymi ponad 1 mld dol. (cały rynek szacuje się na ok. 14 mld). Chiny to dziś 90 proc. całego azjatyckiego rynku sztuki, ale z dość specyficznymi gustami. „Tutejsi kolekcjonerzy wchodzą na rynek sztuki poprzez kategorie najłatwiejsze do zrozumienia: wina, zegarki, biżuterię i klasyczne malarstwo chińskie. Ale rynek przechyli się w końcu w kierunku współczesnej sztuki, bo taka jest największa globalna tendencja ostatnich 15 lat” – uważa Andrew Foster, szef azjatyckiego oddziału domu aukcyjnego Christie’s.

Na razie za Wielkim Murem kupuje się przede wszystkim obrazy miejscowych malarzy dawnych i nowych (49 proc. transakcji), porcelanę (13 proc.) oraz dobra luksusowe. Ale wszystko to odbywa się w warunkach dalekich od tych obowiązujących na Zachodzie. Masowym zjawiskiem są fałszerstwa (na niektórych mniej prestiżowych aukcjach doliczono się ponad 90 proc. podróbek). Zmorą tego rynku są także dłużnicy, którzy licytują, a następnie nie płacą. W prestiżowym Poly Auction stanowią 30 proc. klientów, ale już w nieco mniejszym domu aukcyjnym ­Guardiann’s ponad 80 proc.!

W Polsce na klientów z Chin liczyć nie można. Ale o dusze i pieniądze naszych miejscowych bogaczy toczy się coraz bardziej zażarta walka i – według raportu firmy doradczej Deloitte, już dwie trzecie rodzimych banków oferuje usługi związane z inwestowaniem w sztukę. Jednym ze sposobów pozyskiwania nowych klientów jest rozszerzanie oferty. W końcu nie każdy musi lubić współczesne malarstwo. – Pojawiają się aukcje sztuki sakralnej, sztuki japońskiej, wyrobów z kości słoniowej itd. – wylicza Maciej Gajewski. – Nareszcie udało się też przekonać Polaków do kolekcjonowania fotografii i to nie tylko artystycznej, ale też prasowej czy dokumentalnej. Potwierdza to, ale i uściśla Konrad Szukalski: – 2013 był rokiem fotografii, ale nie kolekcjonerskiej, tylko celebryckiej. Klienci w swych wyborach często nie kierowali się nazwiskiem autora, urodą pracy i jej rozpoznawalnością. Stąd np. powodzenie aukcji fotosów znanych aktorów.

Drogo, czyli ile?

Utrwala się powoli przekonanie, że dla najwybitniejszych dzieł sztuki nie ma górnej granicy ceny. Gdy w 1990 r. japoński kolekcjoner zapłacił 82,5 mln dol. za „Portret dr Gachet” van Gogha, wydawało się, że to rekord wyśrubowany na dziesięciolecia. Tymczasem w minionej dekadzie ceny za wybitne prace regularnie zaczęły przekraczać próg 100 mln dol., a wśród tak docenionych artystów znaleźli się m.in. Pablo Picasso (trzy razy), Andy Warhol (dwa razy), Francis Bacon, Gustav Klimt, Willem de Kooning, Edward Munch. Apogeum nastąpiło w zeszłym roku: 250 mln dol. wyłożone przez szejka za „Grę w karty” Paula Cezanne’a.

O ile na świecie granicą wejścia do ekskluzywnego grona najdroższych dzieł sztuki jest 100 mln dol., o tyle w Polsce to stosunkowo skromny milion złotych. Tę sumę przekroczono już w ostatniej dekadzie przy okazji sprzedaży prac Wyspiańskiego, Matejki, Malczewskiego, Czachórskiego, Siemiradzkiego, Zaka czy Wierusza-Kowalskiego. W minionym roku na tę listę trafiła kolejna efektowna finansowo (i artystycznie) transakcja: 2,6 mln zł za „Polskiego Hektora” Jacka Malczewskiego. I pomyśleć, że za powiększonego do rozmiaru XXL i sporządzonego z blachy błyszczącego „balonowego pieska” Jeffa Koonsa można by kupić 60 takich Malczewskich.

Polityka 4.2014 (2942) z dnia 21.01.2014; Kultura; s. 69
Oryginalny tytuł tekstu: "Kogo szuka sztuka"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną