Piotr Głowacki laureatem Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego
Piotr Głowacki jak Zbyszek Cybulski
Artysta mniej popularny, gorzej kojarzony, choć stażem aktorskim bijący na głowę wszystkich swoich konkurentów. Zarówno Ogrodnik, jak i pozostali nominowani: Julia Kijowska, Magdalena Berus oraz Marta Nieradkiewicz, dorobek filmowy mają bardzo skromny. Kilka ciekawych ról, to wszystko. Starszy od nich, 34-letni Głowacki karierę teatralną rozpoczynał kilkanaście lat temu. Na dużym ekranie debiutował w 2004 r. Lista jego osiągnięć jest imponująca i właśnie dobija do czterdziestu tytułów. Do Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego zgłaszany był wielokrotnie. Dopiero za trzecim razem się udało.
Otrzymał to wyróżnienie za fantastyczną kreację w komediodramacie rodzinnym Bodo Koksa „Dziewczyna z szafy”. Gra programistę zajmującego się tworzeniem stron internetowych, opiekującego się upośledzonym umysłowo bratem. Robi to przejmująco, z ogromnym wyczuciem, doskonale oddając całą paletę sprzecznych emocji. Bije od niego energia, jest ciepły, czuły, a zarazem przeraźliwie samotny i zagubiony. Film został okrzyknięty polską wersją „Rain Mana”. Krytycy zachwycali się skandynawskim typem humoru. Docenili to widzowie. A ostatnio „Dziewczyna z szafy” wygrała ważny festiwal kina niezależnego w Rzymie. Sukces w dużej mierze jest właśnie dziełem Piotra Głowackiego, który podjął ryzyko zagrania wyalienowanego, młodego człowieka nieradzącego sobie z życiem, miłością, a mimo to podejmującego trud bycia odpowiedzialnym za siebie i innych.
Głowacki od dekady uchodzi za jednego z najbardziej zdolnych młodych aktorów, potrafiącego zagrać każdą postać. Udowodnił to choćby w „80 milionach” Waldemara Krzystka, gdzie wcielił się w podejrzliwego, złośliwego, klnącego na potęgę esbeka opętanego manią rozpracowania podziemnej „Solidarności”. Był groźny, lecz na swój sposób swojski, a nawet sympatyczny, co genialnie budowało dystans. W „Rozdroże Cafe” Leszka Wosiewicza zagrał ogolonego na łyso dresiarza. Trudno go zapomnieć nawet wtedy, gdy pojawia się na drugim planie w epizodach, które stały się dla niego swego rodzaju wizytówką (pamiętny kierowca autobusu w „Być jak Kazimierz Deyna”). Stworzył wiele kapitalnych, opartych na prostych pomysłach minikreacji, m.in. w „W ciemności” Agnieszki Holland, „Drogówce” Wojtka Smarzowskiego, „Bilecie na Księżyc” Jacka Bromskiego czy „Odzie do radości” Jana Komasy. W każdej zmieniony nie do poznania.
Dawid Ogrodnik nawet bez Nagrody im. Cybulskiego jest już gwiazdą. Piotr Głowacki dopiero się nią staje, choć zasługiwał na to znacznie wcześniej.