Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Piotr Głowacki laureatem Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego

Piotr Głowacki jak Zbyszek Cybulski

Na pierwszym planie Piotr Głowacki w filmie „Dziewczyna z szafy” Na pierwszym planie Piotr Głowacki w filmie „Dziewczyna z szafy” materiały prasowe
Jest niespodzianka. Zamiast obsypanego wieloma prestiżowymi nagrodami (w tym Paszportem POLITYKI) pewniaka, czyli Dawida Ogrodnika, laureatem Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego został Piotr Głowacki.

Artysta mniej popularny, gorzej kojarzony, choć stażem aktorskim bijący na głowę wszystkich swoich konkurentów. Zarówno Ogrodnik, jak i pozostali nominowani: Julia Kijowska, Magdalena Berus oraz Marta Nieradkiewicz, dorobek filmowy mają bardzo skromny. Kilka ciekawych ról, to wszystko. Starszy od nich, 34-letni Głowacki karierę teatralną rozpoczynał kilkanaście lat temu. Na dużym ekranie debiutował w 2004 r. Lista jego osiągnięć jest imponująca i właśnie dobija do czterdziestu tytułów. Do Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego zgłaszany był wielokrotnie. Dopiero za trzecim razem się udało.

Otrzymał to wyróżnienie za fantastyczną kreację w komediodramacie rodzinnym Bodo Koksa „Dziewczyna z szafy”. Gra programistę zajmującego się tworzeniem stron internetowych, opiekującego się upośledzonym umysłowo bratem. Robi to przejmująco, z ogromnym wyczuciem, doskonale oddając całą paletę sprzecznych emocji. Bije od niego energia, jest ciepły, czuły, a zarazem przeraźliwie samotny i zagubiony. Film został okrzyknięty polską wersją „Rain Mana”. Krytycy zachwycali się skandynawskim typem humoru. Docenili to widzowie. A ostatnio „Dziewczyna z szafy” wygrała ważny festiwal kina niezależnego w Rzymie. Sukces w dużej mierze jest właśnie dziełem Piotra Głowackiego, który podjął ryzyko zagrania wyalienowanego, młodego człowieka nieradzącego sobie z życiem, miłością, a mimo to podejmującego trud bycia odpowiedzialnym za siebie i innych.

Głowacki od dekady uchodzi za jednego z najbardziej zdolnych młodych aktorów, potrafiącego zagrać każdą postać. Udowodnił to choćby w „80 milionach” Waldemara Krzystka, gdzie wcielił się w podejrzliwego, złośliwego, klnącego na potęgę esbeka opętanego manią rozpracowania podziemnej „Solidarności”. Był groźny, lecz na swój sposób swojski, a nawet sympatyczny, co genialnie budowało dystans. W „Rozdroże Cafe” Leszka Wosiewicza zagrał ogolonego na łyso dresiarza. Trudno go zapomnieć nawet wtedy, gdy pojawia się na drugim planie w epizodach, które stały się dla niego swego rodzaju wizytówką (pamiętny kierowca autobusu w „Być jak Kazimierz Deyna”). Stworzył wiele kapitalnych, opartych na prostych pomysłach minikreacji, m.in. w „W ciemności” Agnieszki Holland, „Drogówce” Wojtka Smarzowskiego, „Bilecie na Księżyc” Jacka Bromskiego czy „Odzie do radości” Jana Komasy. W każdej zmieniony nie do poznania.

Dawid Ogrodnik nawet bez Nagrody im. Cybulskiego jest już gwiazdą. Piotr Głowacki dopiero się nią staje, choć zasługiwał na to znacznie wcześniej.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną