Finowie i Szwedzi są dumni ze swej chłopskiej tożsamości, nią często tłumaczą swe sukcesy w świecie zaawansowanej techniki i innowacji, z niej wywodzą egalitaryzm swoich społeczeństw. Nie wstydzą się wiejskiego rodowodu Słowacy. My pilnie szukamy dowodów na sarmacką przeszłość swoich rodzin, choć polskich Sarmatów zmiotła historia i wielka rewolucja, jaka dokonała się w XX w.
Dziwna to była rewolucja, bo choć jak najbardziej realna, z milionami ofiar, to jednak Polacy przeszli przez nią jak przez koszmarny sen, „w którym to spełnienie marzeń i lęków doświadczane jest pasywnie, bez podmiotowego udziału, jakby zdarzało się samo”, pisze Andrzej Leder, filozof kultury, w kapitalnej książce „Prześniona rewolucja. Ćwiczenia z logiki historycznej” (Krytyka Polityczna). Rewolucja zaczęła się w 1939 r., klęska wrześniowa oddała II Rzeczpospolitą w rozbiór nazistowskim Niemcom i komunistycznemu Związkowi Sowieckiemu. Zaborczymi państwami rządziły rewolucyjne reżimy i choć każdy działał z innych ideologicznych pobudek, oba realizowały misję budowy Nowego Społeczeństwa i Nowego Człowieka.
Polska, choć poświęciła 20-lecie niepodległości na budowę nowoczesnego państwa, w 1939 r. pod względem społecznym, mentalnym i kulturowym wciąż była społeczeństwem feudalnym. Ostatnie formalne pozostałości feudalnej pańszczyzny zostały zniesione na Spiszu dopiero w 1931 r. Literatura, od Gombrowicza po Mackiewicza, pełna jest opisów trwania struktury mentalnej, której główną cechą było przekonanie o dominacji „szlachty, a potem elit urzędniczych i wojskowych – dominację, której drugą stroną było poddanie i poniżenie całej pozostałej ludności, a przede wszystkim chłopów”.
Czesław Miłosz pisał, że stosunek urzędników do obywateli w II Rzeczpospolitej można było porównać ze stosunkiem szlachty do chłopów pańszczyźnianych.