Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Odkrycia i polonika

Po festiwalu w Karlowych Warach: nowe kino, zaskakujące werdykty. I Wałęsa

kviff.com / materiały prasowe
Zakończył się Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Karlowych Warach. Były niespodzianki. Ale sezon festiwalowy właściwie dopiero się rozkręca – ciekawe, czy polska kinematografia będzie się mogła czymś pochwalić?
George Ovashvili z Kryształowym Globusemkviff.com/materiały prasowe George Ovashvili z Kryształowym Globusem

Kryształowy Globus dla poetyckiego dramatu z Gruzji „Corn Island” George’a Ovashvili (zrealizowanego w koprodukcji z Niemcami, Czechami, Francją i Kazachstanem) potwierdza doskonałą formę i wysokie aspiracje kinematografii tamtego regionu.

Antywojenna, rozgrywająca się niemal bez słów baśniowa przypowieść o poszukiwaniu równowagi w nienormalnych warunkach przypomina pod wieloma względami dobrze znane w Polsce „Mandarynki” Zazy Uruszadze. Na wydmie rzecznej, swoistej ziemi niczyjej, otoczonej niewidocznymi granicami, kontrolowanej przez żołnierzy wrogich armii (rosyjskiej, gruzińskiej i abchaskiej) wyrasta drewniana chata. Stawia ją – na przekór logice i niebezpieczeństwu – staruszek z dorastającą, nastoletnią wnuczką. W tej dyskretnej metaforze nietrwałości życia, kontrastującego z majestatycznym pięknem wiecznie odradzającej się przyrody, uderza spokój i zaduma. Jeśli słychać tu echa publicystyki, to wypowiadanej szeptem. Najgłośniej mówią same obrazy.

Ale to nie Gruzin George Ovashvili był rewelacją zakończonego w sobotę wieczorem festiwalu w Karlowych Warach. Tylko Węgier György Pálfi, autor radykalnego, awangardowego eksperymentu „Swobodne opadanie”, wyróżnionego Nagrodą Specjalną i za reżyserię (koprodukcja węgiersko-francusko-południowokoreańska).

Nawet dla bardzo wyrobionej publiczności, akceptującej choćby ekstrawagancje „Holy Motors” Leosa Caraxa, film Pálfiego będzie kompletnym zaskoczeniem i ucztą dla oczu (pod koniec lipca zostanie pokazany na Nowych Horyzontach we Wrocławiu). To dziki, surrealistyczny manifest wywracający do góry nogami zasady i pojęcia racjonalnego świata, jakiego od czasu „Dyskretnego uroku burżuazji” w kinie nie było. Buñuel drażnił mieszczańskie gusta, wyśmiewał hipokryzję klasy średniej, jej płytką religijność, konsumpcjonizm, podwójną moralność.

Tymczasem węgierski anarchista słynący z czarnego poczucia humoru, autor głośnej i wielokrotnie nagradzanej „Taxidermii”, obsesyjnie zainteresowany ludzkim ciałem i horrorami, uderza w samo jądro zwariowanych współczesnych wyobrażeń na temat seksu, rodziny, rozrywki, zbawienia, śmierci i innych równie trudnych do zdefiniowania kwestii. Parodiuje nawyki, myślowe schematy, obyczajowe rytuały, wszystko, co – najogólniej mówiąc – cywilizowany świat próbuje uznać za standard, normalność i egzystencjalną konieczność.

Na ekranie dzieją się rzeczy niesłychane, niemożliwe do przewidzenia i – jak zwykle u tego reżysera – szokujące.

Młoda kobieta w gabinecie ginekologicznym szykuje się do zabiegu. Lekarz uspokaja, zapewnia, że pacjentce nic nie grozi. Rutynowa operacja polega na wszczepieniu do jej łona niedawno urodzonego przez nią dziecka. Albo inny przykład. Tata i córka szykują się do wspólnego posiłku w domowym salonie. Obserwując przechadzającą się po korytarzu krowę, dziewczynka zwierza się ojcu, że trochę boi się mamy. Kolejna bohaterka filmu (wszyscy są mieszkańcami jednego bloku), staruszka, próbuje popełnić samobójstwo, skacząc z dachu kamienicy na bruk. Powinna zginąć na miejscu, ale wstaje, wdrapuje się na ostatnie piętro i znowu skacze. Jej mozolne wędrówki po schodach są lejtmotywem filmu.

Odkryciem z pewnością można też nazwać belgijsko-kanadyjską przewrotną komedię miłosną „Je suis à toi” Davida Lamberta, który dwa lata temu debiutował dramatem „Hors les mures” w Cannes.

Przewrotną dlatego, że mówi o drodze do szczęścia trojga kompletnie wyalienowanych nieudaczników i pechowców: biseksualisty, geja, matki wychowującej samotnie dziecko. W dodatku jedno z nich jest nosicielem wirusa HIV. Depresyjna historia została opowiedziana lekko, dowcipnie, z dużym dystansem i humorem. Zamiast dołować, zaraża optymizmem, a jej największym atutem są kreacje aktorskie, co doceniło jury, przyznając zasłużone wyróżnienie Nahuelowi Pérez Biscayartowi (szkoda, że nie ex aequo z Jean-Michelem Balthazarem i Monią Chokri).

Polacy bez wyróżnień, ale obecni

Polacy w tym roku nie zdołali zakwalifikować się do stojącego na wyjątkowo wysokim poziomie konkursu głównego.

Mogliśmy za to podziwiać w sekcji East of the West udany debiut fabularny „Kebab i horoskop” absolwenta łódzkiej filmówki Grzegorza Jaroszuka. W absurdalnej komedii o niemocy, bezczynności, przegranym życiu i tęsknocie do przyjaźni odnaleźć można coś z klimatu specyficznej skandynawskiej groteski, której patronuje Roy Andersson.

Sporo, a może nawet jeszcze więcej przeniknęło tu ze skeczów kabaretu Mumio – pamiętnych reklam znanej sieci telefonii komórkowej. Do połowy film ogląda się świetnie, później jakby twórcom zabrakło konceptu, dowcip ogranicza się do obśmiania marketingowej strategii i nowomowy.

Andrzej Wajda przygotował specjalnie na festiwal w Karlowych Warach reżyserską, wydłużoną o 10 scen wersję „Wałęsy. Człowieka z nadziei”. Film stał się przez to płynniejszy, zyskał na dynamice, wzbudził też ogromne zainteresowanie czeskich mediów. Pojawia się na przykład zabawna scena rozmowy między Wałęsą i Danusią w stoczni na tle przesuwanego pomnika Lenina. Jest więcej sytuacji z esbekami i archiwaliów. Z powodów zdrowotnych Wajda nie mógł się zjawić osobiście. Godnie zastąpili reżysera Robert Więckiewicz i sam prezydent Lech Wałęsa.

kviff.com/materiały prasoweLech Wałęsa na festiwalu Karlowe Wary

Sezon festiwalowy dopiero się rozkręca, ciekawe, czym jeszcze – włączając w to „Idę” Pawła Pawlikowskiego, której wieszczy się oscarowe nominacje – będziemy mogli się pochwalić.

Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną