Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Czytnik czyta czytelnika

Co twój e-book mówi o tobie

Dyskusja o wyższości książki papierowej nad elektroniczną wydaje się przygasać, oswoiliśmy e-booki. Dyskusja o wyższości książki papierowej nad elektroniczną wydaje się przygasać, oswoiliśmy e-booki. Lumi Images/Romulic-Stojcic / Getty Images
Zdarzało wam się przerwać czytanie ważnej książki po trzech stronach? Do niedawna byliście bezkarni. Aż pojawiły się narzędzia, które rejestrują i monitorują nasze sposoby lektury.
Książki elektroniczne czytamy inaczej niż papierowe. W sposób mniej linearny, a bardziej selektywny, wyszukujemy słowa klucze.goXunuReviews/Flickr CC by SA Książki elektroniczne czytamy inaczej niż papierowe. W sposób mniej linearny, a bardziej selektywny, wyszukujemy słowa klucze.
Co do tego, czy łatwiej porzucić lekturę e-booka czy książki papierowej, zdania są podzielone. Wiele osób po prostu coraz częściej nie doczytuje i jednych, i drugich.Jakub/Flickr CC by SA Co do tego, czy łatwiej porzucić lekturę e-booka czy książki papierowej, zdania są podzielone. Wiele osób po prostu coraz częściej nie doczytuje i jednych, i drugich.

W lipcu prasę obiegła wiadomość, że najbardziej „nieprzeczytanym” e-bookiem w Ameryce były „Trudne wybory” Hillary Clinton. Przeciętny czytelnik przebrnął tylko przez 2 proc. całości, czyli około 33 strony. Więcej przeczytano z książek Billa Clintona i Baracka Obamy (18 proc.). Kto to zmierzył i w jaki sposób? Media podawały, że metodę wymyślił matematyk prof. Jordan Ellenberg. Było sporo śmiechu, ale też niektórzy pisarze mogli poczuć niepokój, że za chwilę to oni dołączą do klubu najbardziej nieczytanych czy najszybciej porzucanych. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że polska prasa, która kopiowała informację za amerykańskimi mediami, nie zauważyła, że owa naukowa metoda to był tylko żart. Prof. Ellenberg wymyślił ją, kiedy zauważył, że Amazon na swojej stronie internetowej zamieszcza listę najczęściej podkreślanych przez czytelników cytatów w najpopularniejszych książkach. Zaintrygowało go zwłaszcza położenie tych cytatów – z jakiej części książki pochodzą najczęściej wybrane przez czytelników zdania. Otóż z przykrością zauważył, że w jego własnej książce czytelnicy podkreślili tylko zdania z samego początku. Znaczy, że nie przeczytali dalej. Pocieszyło go co prawda, że u innych autorów też cytaty były głównie z początku. I tak wymyślił swoją „naukową” metodę, wyliczając w procentach, gdzie pojawiają się cytaty.

Żarty żartami, ale faktem jest, że Amazon i inne sklepy oraz serwisy internetowe z książkami zbierają informacje nie tylko o tym, ile osób kupuje czy ściąga książki, ale również jak i kiedy użytkownicy czytają, kiedy kończą (lub porzucają) książkę i sięgają po następną. W czasie gdy czytamy coś na czytniku, równocześnie to on czyta nas. Dotychczas wiadomo było tylko, że ktoś kupił (bądź nie) książkę. To, co się z nią dalej działo, było już tajemnicą czytelnika. Czy stoi i się kurzy, czy ma zagięte rogi, czy ktoś ją zaczął, ale nie skończył. Teraz pomiędzy samotność pisarza, niezbędną do pisania, i samotność czytelnika wchodzą koncerny, pieniądze i statystyki, które to, co prywatne, wyciągają w przestrzeń publiczną.

Kiedy uruchamiamy aplikację iBooks w iPadzie, kiedy zaczynamy i przerywamy czytanie książki na Kindle’u, kiedy czytamy szybko, przewijając opisy przyrody, i kiedy wracamy do scen erotycznych, kiedy podkreślamy sobie cytaty – wszystko to zostaje zarejestrowane, łącznie z godzinami, w których czytamy. Te dane nie są zazwyczaj udostępniane użytkownikom.

Czytasz, ile chcesz

– To prawda, że duże koncerny zajmujące się dystrybucją literatury w formie cyfrowej prowadzą bardzo rozbudowane analizy nie tylko tego, w jaki sposób ich klienci nabywają e-booki, ale także, jakie są ich nawyki czytelnicze. Zdarza się również, że księgarnie wykorzystują dane o samym procesie lektury w sposób jawny, motywując swoich klientów do większej aktywności związanej z czytaniem – mówi Mateusz Tobiczyk, dyrektor ds. rozwoju platformy Woblink, która sprzedaje e-booki. Od dawna robi to na przykład kanadyjska firma Kobo, która pokazuje użytkownikom swoich urządzeń statystyki czytania, liczbę stron przeczytanych w ciągu godziny, czas czytania danej książki (podany na podstawie średniej prędkości czytania), a nawet godziny, w których czytelnik najchętniej sięgał po e-booka.

Informacje tego typu zbierają także serwisy, które nie są już tylko cyfrowymi księgarniami, ale funkcjonują na zasadzie abonamentu. Tak jak w restauracjach istnieje opcja „jesz, ile chcesz” za określoną sumę, tak w świecie cyfrowych książek powstały biblioteki, w których możesz czytać, ile chcesz, za niewielką sumę miesięcznie. Na tej samej zasadzie w świecie filmów i seriali działa słynna platforma internetowa Netflix, oferująca swoim abonentom za 7,99 dol. miesięcznie ­nielimitowany dostęp do swoich zasobów. W Ameryce na tej samej zasadzie dostęp do e-książek oferuje Oyster, a Amazon w lipcu uruchomił usługę „Kindle unlimited”, która za 9,99 dol. miesięcznie daje dostęp do nieograniczonej biblioteki e-booków.

W Polsce ten system istnieje już od roku, kiedy poznańska firma Legimi wprowadziła miesięczny abonament w wysokości 19,99 zł. Gromadzi przy tym rozmaite informacje o swoich klientach, które okazują się ciekawe dla wydawców. Oprócz tego, co jest najchętniej kupowane i czytane, rejestruje także, które książki czytelnicy porzucają. – Z naszych obserwacji wyłania się jednak zasada, że tytuły, za którymi stoją znane nazwiska, nierzadko celebrytów, są oceniane przez naszych czytelników jako przereklamowane, co skutkuje porzuceniem lektury przed końcem, a czasem nawet połową książki – opowiada szef Legimi Mikołaj Małaczyński. Jeden z użytkowników napisał, że kilka książek, które z opisu wyglądały dobrze, okazało się gniotami, więc skorzystał, nie kupując ich w zwykłej księgarni po normalnej cenie. Firma sprawdziła też, kiedy ich użytkownicy najchętniej czytają. Otóż najwięcej osób czyta nie rano, w drodze do pracy, ale wieczorem, przed zaśnięciem.

Czego pragnie czytelnik

O wiele więcej danych zgromadziły amerykańskie biblioteki cyfrowe. Okazuje się, że w powieściach szpiegowskich czytelnicy często przeskakują na koniec, żeby zobaczyć rozwiązanie. Szybciej czytają romanse niż książki religijne, częściej zaś porzucają książki o biznesie niż biografie. W serwisie Oyster najczęściej czytana była ostatnio książka „Czego pragną kobiety”. Wszyscy, którzy zaczęli czytać, doszli do końca. Z kolei książkę Arthura M. Schlesingera Jr. „The Cycles of American History” (Kręgi amerykańskiej historii) najmniej osób skończyło. Jak można było się domyślić, łatwiej czytać e-booki, które są podzielone na krótkie rozdziały. Same książki mogą być natomiast bardzo długie – serwis Smashwords ogłosił, że najlepiej sprzedają się sagi i serie oraz książki naprawdę grube. W Legimi hitem była ostatnio książka „Wilk z Wall Street”. Przeczytało ją do końca ponad 20 proc. tych, którzy w ogóle zainteresowali się tą pozycją i pobrali jej darmowy fragment na półkę. Powodzeniem cieszył się też „Pan Mercedes” Stephena Kinga. – O książkach „porzucanych”, czyli takich, które rozczarowały czytelników, nie chciałbym mówić, podając konkretne tytuły, żeby im nie robić antyreklamy – tłumaczy szef Legimi.

Wszystkie serwisy, które zbierają dane, są zgodne, że warto to robić po to, by czytelnicy dostawali dokładnie to, czego szukają i pragną. Niektórzy wydawcy udostępniają dane swoim autorom. Pisarze często marzą o tym, by zajrzeć do głowy czytelnika. Ale takie dane w rękach wydawców mogą też być twardym argumentem w negocjacjach z pisarzami. Chantal Restivo-Alessi z wydawnictwa HarperCollins zapewniała niedawno w rozmowie z „New York Timesem”, że autorzy dostają dane, ale wciąż tylko od nich zależy, jak będą pisać swoje książki. Jonathan Galassi z nowojorskiego wydawnictwa Farrar, Starus and Giroux jest zdania, że „czytelnik nie powinien mieć nic wspólnego z długością książki. Nie zamierzamy skrócić »Wojny i pokoju«, bo ktoś nie skończył jej czytać”. Kilku autorów zareagowało alergicznie na propozycję, żeby dostarczać czytelnikom dokładnie tego, czego oczekują. To by znaczyło, że pisanie jest tylko odpowiedzią na zapotrzebowanie rynku i niczym nie różni się od produkcji choćby płatków śniadaniowych. – Ciekawość jest – mówi Sylwia Chutnik – ale bałabym się późniejszego sugerowania się: „Oho, lubią moje puenty, w takim razie co akapit walnę jakąś nową”. Poza tym, im więcej elektroniki, tym więcej statystyk, wykresów i Excela. A ja jestem człowiekiem Worda.

Papier i pamięć

Dyskusja o wyższości książki papierowej nad elektroniczną wydaje się przygasać, oswoiliśmy e-booki. Coraz więcej osób kupuje czytniki, wielu czyta naprzemiennie, dla wygody, książki papierowe i elektroniczne, zauważając przy okazji plusy jednej i drugiej formy kontaktu z literaturą.

Na czytniku zmieści się cała biblioteka, na którą często nie mamy już miejsca w mieszkaniach, e-książki można czytać na wszystkich mobilnych urządzeniach, w każdym miejscu i warunkach. Z drugiej strony, z wirtualnej biblioteki nie można zetrzeć kurzu. A odkurzając czy szukając czegoś, odświeżamy pamięć. Odkrywając kolejne warstwy książek na półkach, możemy czasem przypomnieć sobie różne etapy naszego życia. Książka jest przedmiotem, z którym wchodzimy w relację tak jak z innymi przedmiotami. Chcemy mieć ją na własność. Treść w czytnikach jest tylko udostępniona i może zniknąć. Sama tego doświadczyłam, kiedy z najstarszego modelu iPada zniknęły wszystkie dane, czyli moja biblioteczka książek w plikach PDF. Próbowałam ją odtworzyć, część plików udało się odzyskać, ale już bez moich podkreśleń, czyli bardzo ważnego zapisu lektury, dzięki któremu mogłam szybko odtworzyć książkę w pamięci. Szkoda mi było właściwie nie samych książek, bo nie potrafiłam ich sobie wyobrazić, ale właśnie moich zaznaczeń.

Co do tego, czy łatwiej porzucić lekturę e-booka czy książki papierowej, zdania są podzielone. Wiele osób po prostu coraz częściej nie doczytuje i jednych, i drugich. – Od roku nie przeczytałem żadnej książki w całości, ani papierowej, ani elektronicznej – mówi mój znajomy. Robi, jak wielu z nas, tyle rzeczy naraz, że coraz trudniej jest mu się skupić.

Jednak książki elektroniczne czytamy inaczej niż papierowe. W sposób mniej linearny, a bardziej selektywny, wyszukujemy słowa klucze. I w rezultacie słabiej zapamiętujemy, właśnie dlatego, że nie mają materialnej postaci. Za to szybciej „przewijamy” strony, dzięki czemu możemy czytać więcej. I to już znalazło potwierdzenie w badaniach. – E-czytelnicy czytają więcej niż osoby, które czytają wyłącznie książki drukowane – mówi Martyna Chościcka z serwisu Virtualo. – Tak wynika z akcji „Czytnikoliczenie” przeprowadzonej w maju przez Virtualo oraz z badań przeprowadzonych wspólnie z Instytutem GRAPE Uniwersytetu Warszawskiego. Według statystyk Biblioteki Narodowej z 2013 r. jedynie co dziesiąty mieszkaniec Polski czyta co najmniej dwie książki na kwartał. Tymczasem, według Chościckiej, siedmiu na dziesięciu klientów Virtualo sięga po e-booki przynajmniej dwa razy na kwartał. Aż trzech na czterech klientów przeczytało w ciągu ostatniego roku siedem lub więcej e-booków.

Neurobiolożka kognitywna Marianne Wolf, autorka książki „Proust and the Squid” (Proust i kałamarnica), o rozwoju „czytającego” mózgu od starożytności do XXI w., przeprowadziła badania dotyczące rozumienia tekstu z papierowej książki i z książki w wersji elektronicznej. Okazało się, że medium ma znaczenie: ci, którzy czytali z książki, lepiej potrafili odtworzyć fabułę, lepiej rozumieli tekst. Inne badania pokazały, że na efektywność czytania wpływa to, czy jesteśmy podłączeni do internetu. To nie ekran uniemożliwiał lepsze rozumienie tekstu, tylko internet. Chyba że czytelnik robił w trakcie czytania notatki na papierze, wtedy rozumiał tekst lepiej. Musimy być świadomi zmian, jakie powoduje nowy sposób czytania. „Jestem jednocześnie Kasandrą i adwokatką cyfrowego czytania” – pisała Wolf. Nie możemy się cofnąć, możemy się adap­tować i ćwiczyć w takim czytaniu, które pobudza myślenie, twierdzi Wolf.

Nie da się (póki co) zmaterializować e-booka – czarna strona w „Życiu i myślach JW Pana Tristrama Shandy” ­Laurence’a Sterne’a nie będzie już tym samym co w książce. Traci sens. Pewna czytelniczka znalazła kiedyś 5 dol. w książce z biblioteki. A że była spłukana, był to dla niej najlepszy prezent. E-book takich niespodzianek nigdy nie zapewni. Ale jeśli komuś brakuje zapachu papieru, to żaden problem. Może użyć spreju o zapachu nowej książki. Można go kupić na stronie smellofbooks.com. Pasuje do wszystkich ekranów i przeniesie cię w przeszłość. „Ilekroć czytasz książkę na czytniku, sprej przypomni twój ulubiony zapach, którego tak bardzo ci brakowało”. To może lepiej po prostu kupić książkę?

Polityka 31.2014 (2969) z dnia 29.07.2014; Kultura; s. 76
Oryginalny tytuł tekstu: "Czytnik czyta czytelnika"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną