Nie ma Mickiewicza i nie ma Miłosza, śpiewał Grzegorz Turnau. Już dziesięć lat nie ma Miłosza.
Byłem na pogrzebie poety w Krakowie, do końca niepewny, czy uroczystości nie zostaną zakłócone przez prawicę katolicką. Nie zostały, bo na czele konduktu stanął kard. Franciszek Macharski, który poprowadził go bezpiecznie przez miasto aż na Skałkę, gdzie Miłosza pochowano w krypcie. Nawet to nie było pewne, bo gospodarze, paulini, ociągali się ze zgodą na pochówek.
Atmosfera była nerwowa, napięta, prawica katolicka groziła zamieszkami. Miłosz był dla niej nie wielkim poetą, mistrzem mowy polskiej, lecz komunistą i kosmopolitą. Nie zasługiwał na katolicki pogrzeb, i to w tak godnym miejscu.
Trzeba było telegramu pożegnalnego od papieża Wojtyły – Jan Paweł II cytował w nim słowa poety, że jest wierny katolickiej ortodoksji, dał papieskie błogosławieństwo i prosił o obecność biskupów Pieronka, Życińskiego i Guzdka, by nad trumną roztoczył się niewidzialny parasol ochronny.
Chwile podniosłe mieszały się z gniewem i smutkiem: jak mogło do tego dojść, by Kościół krakowski musiał z pomocą papieża Polaka bronić Miłosza przed falą nienawiści strojącej się w barwy narodowe? Bronić Miłosza, autora ody na 80-lecie Wojtyły!
Ale ta prawica wierszy i książek Miłosza (np. „Zniewolonego umysłu”) nie czytała. Wykorzystywała swobody demokratyczne do załatwienia porachunków z Miłoszem, którego obsadziła w roli anty-Polaka. Że w wolnej Polsce prawica musiała się pojawić, nie było wątpliwości, tylko czemu w takim wydaniu i z poparciem sporej części działaczy i duchownych katolickich? Przedwojenny katolicyzm nie miał tylko twarzy endeckiej i antysemickiej. Miał też nurt demokratyczny, którego twarzą staną się po wojnie środowiska Jerzego Turowicza czy Tadeusza Mazowieckiego.
Dziś sprawy w Kościele i życiu publicznym układają się fatalnie – mogę sobie wyobrazić, że gdyby teraz miał się odbyć pogrzeb Miłosza, to mało który biskup byłby gotów modlić się nad jego trumną i bronić go przed katolicką prawicą, jak stało się to dziesięć lat temu w Krakowie. A bojówkarze bez problemu mogliby zakłócić pożegnalne czytanie „Traktatu teologicznego”.
Pisał w nim Miłosz tak:
„Poeta, którego ochrzczono w wiejskim kościele katolickiej parafii
natrafił na trudności
z powodu swoich współwyznawców”.
Nie ma Miłosza, trudności z współwyznawcami przybywa.