Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Szturm na Luwr

Jak poradzić sobie z tłokiem w największych muzeach na świecie

„Mona Lisy” Leonarda da Vinci w Luwrze nie można dziś podziwiać w samotności. „Mona Lisy” Leonarda da Vinci w Luwrze nie można dziś podziwiać w samotności. Lucy Nicholson/Reuters / Forum
Choć nadchodzą czasy zwiedzania wirtualnego, w największych muzeach świata jeszcze nigdy nie było takich tłumów. A problem nadmiaru to jednak problem.
Muzea z najwyższą frekwencją (2013 r., w mln zwiedzających)Benh Lieu Song, MP, Alamy/BE&W, TCY Muzea z najwyższą frekwencją (2013 r., w mln zwiedzających)

W ostatnich dwóch dekadach na Zachód ruszyła nowa, potężna fala turystów z Chin i Rosji. Większość z nich marzy, by w ramach wycieczki zobaczyć „Mona Lisę”, a najlepiej jeszcze parę innych arcydzieł, znanych im dotychczas z reprodukcji. Gdy po raz pierwszy zwiedzałem Luwr w 1978 r., przed słynnym obrazem Leonarda da Vinci stało poza mną jakieś 5–6 osób. Rok temu nie mogłem dostać się do sali, w której jest pokazywany. Niegdyś w samym środku urlopowego szaleństwa bilet do Galerii Uffizi we Florencji kupowało się bez kolejki. Dziś najlepiej zamówić go z miesięcznym wyprzedzeniem.

Te subiektywne odczucia znajdują potwierdzenie w statystykach. Pismo „The Art Newspaper” wydaje coroczne raporty poświęcone frekwencji w muzeach. Pomiędzy 2007 a 2013 r. o 30 proc. wzrosła liczba zwiedzających Metropolitan Museum oraz Museum of Modern Art (MOMA) w Nowym Jorku, o 40 proc. – British Museum, o 50 proc. – National Gallery w Londynie, a o 100 proc. – Reina Sofia w Madrycie. Statystyki pokazujące dłuższą perspektywę są jeszcze bardziej szokujące. Wszystkie placówki Tate Gallery odwiedziło w 1985 r. 1 mln osób, w 2000 r. – już 2 mln. A w 2013 r. – 7,5 mln. Przez Luwr (niezagrożony światowy rekordzista) już teraz przewija się rocznie średnio 9,5 mln złaknionych sztuki, a w wydanym niedawno przez to muzeum raporcie szacuje się, że do 2025 r. liczba ta wzrośnie do 12 mln!

Dla muzeów każdy zwiedzający to dodatkowe pieniądze. Te wydane na bilet, ale też te zostawione w księgarni, sklepie z pamiątkami czy w kawiarence. Trudno więc stawiać tamę przy kasie – lepiej znaleźć sposób, jak na tym zjawisku zarobić.

Rozwiązanie przez pączkowanie

Metoda najbardziej oczywista, przynajmniej na pozór, to tworzenie nowych przestrzeni wystawienniczych, mogących pomieścić więcej osób. Pół biedy, gdy można zbudować nową siedzibę. Tak jak uczyniono to w Paryżu, tworząc w 1987 r. nowe Musée d’Orsay z połączonych fragmentów kolekcji Luwru, Centre Pompidou i Jeu de Paume. Lub jak postąpiła Tate Gallery, przenosząc w 2000 r. swoje zbiory sztuki współczesnej do Tate Modern, otwartej w fantastycznie zaadaptowanym budynku nieczynnej elektrowni Bankside Power Station. Rychło się jednak okazało, że obliczona na co najwyżej 2 mln gości nowa placówka musi wchłonąć 5 mln. Dziś trwa więc gwałtowna rozbudowa.

Spektakularnych przeprowadzek w ostatnich dekadach nie było zbyt wiele. Bo też trudno wyobrazić sobie Galerię Uffizi, Prado czy Ermitaż wynoszące się z pałacowych wnętrz. Już dużo łatwiej o rozbudowę. I tak w latach 90. XX w. o nowe skrzydło Sainsbury (nazwa na cześć donatorów, którzy wyłożyli na ten cel 50 mln funtów) wzbogaciła się National Gallery. W 1999 r. dodano nowy pawilon do muzeum van Gogha w Amsterdamie. Otwarte w 1992 r. muzeum Reina Sofia rozbudowało się w 2005 r., a jego dyrektor Manuel Borja-Villel zapowiedział, że do końca 2015 r. nastąpi powiększenie powierzchni ekspozycyjnej o kolejne 3 tys. m. Rozbudowę zapowiedziało nawet nobliwe i monumentalne British Museum, także dzięki hojności rodu Sainsbury (tym razem dorzucą 25 mln funtów). Ale oczywiście najbardziej spektakularną rozbudową ostatnich dekad pozostaje ustawienie w 1988 r. piramidy na dziedzińcu Luwru. Kłócono się o nią zażarcie, ale każdy, kto był w tym muzeum przed i po modernizacji, wie, jak usprawniła obsługę narastających mas gości.

Ermitaż w Amsterdamie

Zyskującym na popularności sposobem na pogodzenie wielkich zbiorów z wielkimi tłumami jest tworzenie muzealnych filii. Największe doświadczenie w tym zakresie ma fundacja Solomona Guggenheima, która do pierwotnej nowojorskiej siedziby dorzuciła z czasem filie w Wenecji (kolekcja Peggy Guggenheim), Bilbao (słynny projekt Franka Gehry’ego), Berlinie, a w planach jest jeszcze Abu Zabi. Ermitaż otworzył niedużą filię w Amsterdamie, a przymierza się także do Malagi. Muzeum Andy’ego Warhola w Pittsburghu zamierza klonować się w Nowym Jorku (Lower East Side, 2017 r.). Ale znowu najwięcej się mówi o przypadku Luwru. Najpierw, w ramach polityki kulturalnej państwa i przy powszechnej aprobacie, otworzono w 2012 r. niedużą, ale interesującą jego filię w robotniczym miasteczku Lens na północy Francji. Natomiast już niedługo zacznie działać dużo większa filia w Abu Zabi. Tu chodziło już tylko o pieniądze, bo za wypożyczenie eksponatów i prawo do nazwy Arabowie zapłacą 1,3 mld dol. To jednak nic wobec planów chińskich. W dorocznym raporcie AECOM, traktującym o najchętniej odwiedzanych przez turystów miejscach, podano, że w związku z rosnącym apetytem na sztukę w Państwie Środka planuje się otwarcie 1 tys. nowych muzeów w ciągu najbliższych 10 lat.

Najprostszym bezinwestycyjnym sposobem na skrócenie kolejek przed muzeami jest oczywiście wydłużenie ich otwarcia. Praktycznie wszystkie największe muzea w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i Holandii przyjmują gości już przez siedem dni w tygodniu. Od dwóch lat system ów wprowadzono także w madryckim Prado, a w Paryżu trwa właśnie burzliwa publiczna dyskusja, czy w ich ślady powinny pójść także Luwr i Musée d’Orsay. Głos w tej narodowej sprawie zabrał nawet minister spraw zagranicznych i były premier Laurent Fabius, który ów krok nazwał koniecznością.

Doszło do tego, że Prado zamknięte jest już tylko przez trzy dni w roku, podczas gdy nieulegające tej histerii Muzea Watykańskie – aż przez 66 dni. Wydłuża się także godziny pracy. Praktycznie każde znaczące muzeum przynajmniej raz lub dwa razy w tygodniu jest czynne do 21.00, a nawet do 22.00 (np. Tate Modern, Van Gogh Museum). Dziś w 20 największych muzeach sztuki w Europie i Ameryce drzwi są otwarte dla zwiedzających średnio przez 59 godzin tygodniowo (ta sama średnia dla siedmiu muzeów narodowych w Polsce wynosi 44 godz.).

Jest i mniej sympatyczny sposób na redukcję kolejek: podnoszenie cen biletów. Prawdziwy wyjątek stanowią państwowe muzea brytyjskie, których stałe kolekcje oglądać można za darmo. Trzeba jednak płacić za luksus obejrzenia organizowanych przez nie wystaw czasowych. I to dość słono, bo bilet normalny do Tate czy National Gallery kosztuje zazwyczaj 18 funtów (około 23 euro). Z wydatkiem 25 dol. trzeba się liczyć, odwiedzając nowojorskie MOMA lub MET. W innych dużych muzeach europejskich standardem są już bilety za 14–18 euro od dorosłej osoby. Coraz częściej można też kupować je z wyprzedzeniem przez internet. Na ten system zdecydowały się już m.in. Galeria Uffizi, Muzeum van Gogha, a ostatnio – właśnie pod wpływem problemów z frekwencją – także Luwr.

Dopłata za samotność

Nadmierny popyt na oglądanie dzieł sztuki może się też stać okazją do dodatkowego zarobku. Michael Sandel w doskonałej książce „Czego nie można kupić za pieniądze” na przykładach ze służby zdrowia, parków narodowych, a nawet organizacji ruchu drogowego, opisał proceder tzw. przeskakiwania kolejki. Coraz częściej również muzea uruchamiają opcję szybkiej i wygodnej ścieżki dla tych, którzy są w stanie głębiej sięgnąć do kieszeni. Wariant podstawowy to dosłowne ominięcie kolejki czekających do wejścia i skorzystanie z tzw. fast line. Ten przywilej zazwyczaj gwarantują specjalne miejskie lub narodowe karty turystyczne, jak Holland Pass czy Paris Museum Pass (60 muzeów i obiektów). Wykupując za 5 tys. euro roczne członkostwo w Van Gogh Museum Global Circle, poza przeróżnymi innymi przywilejami, można przez Fast Line wprowadzić za darmo aż 20 osób, a za 1 tys. euro omijać (zazwyczaj długą) kolejkę dowolną ilość razy w roku. Jest i najbardziej luksusowa karta za 15 tys. euro, która poza długą listą snobistycznych uprawnień zawiera także możliwość obejrzenia eksponatów niedostępnych dla zwykłych zwiedzających (np. listów artysty).

Dyskomfort, jaki towarzyszy wolnemu przesuwaniu się od obrazu do obrazu w gęstniejącym z roku na rok tłumie, także jest do uniknięcia. W ramach tzw. Carte Blanche można wejść do Musée d’Orsay na pół godziny przed otwarciem głównych drzwi. W Prado za bilet w cenie 40 euro (normalny – 14 euro) ów luksus podziwiania arcydzieł w samotności lub z nielicznymi sąsiadami można wydłużyć nawet do godziny, między 9.00 a 10.00 rano. System unikania tłumów dość powszechny jest także w muzeach amerykańskich, a ceny takich przywilejów zaczynają się od 80–100 dol., a kończą nawet na 12 tys. (za tę ostatnią opłatę można m.in. zorganizować prywatną wycieczkę z przewodnikiem po muzeum, już po jego zamknięciu, dla wybranych dziesięciu znajomych). Ta sama atrakcja, tyle że dla dwóch osób, kosztuje w Philadelphia Museum of Art 1 tys. dol.

Dzieło dla robota

W systemie sterowania potężniejącą falą miłośników sztuki pojawił się także nowy i nie do końca przewidywalny element: internet. Rozbudowane strony internetowe muzeów z aplikacjami do zwiedzania i z prezentacją dzieł, sal i działów można traktować jako naturalny sposób promocji placówki. Ale co zrobić choćby z takim gigantycznym projektem jak Google Art Project (GAP)? Przypomnijmy: Google zawiera porozumienia z różnymi placówkami muzealnymi na świecie i umieszcza na swojej specjalnie zaprogramowanej stronie fotografie najsłynniejszych dzieł sztuki z poszczególnych kolekcji.

Statystyki budzą szacunek. Dziś można już w bardzo dużej rozdzielczości obejrzeć 57 tys. dzieł sztuki pochodzących z 380 muzeów. Wprawdzie niektóre znane muzea reprezentowane są zaledwie pojedynczymi pracami, ale inne (m.in. MOMA, MET czy d’Orsay) całymi kolekcjami. 96 największych arcydzieł sfotografowano w gigapikselowej rozdzielczości, co sprawia, że na zbliżeniach widać szczegóły niedostrzegalne gołym okiem. Krytycy się spierają, jaki wpływ będzie miał GAP na frekwencję w muzeach. Część uważa, że projekt zwiększa tłumy w salach ekspozycyjnych. Edukuje, zaciekawia, a wirtualne zwiedzanie zachęca do konfrontacji z tą samą sztuką w realu, bo obraz w komputerze nigdy nie zastąpi frajdy zobaczenia „na żywo”. Wielu uważa jednak, że docelowo przedsięwzięcie Google może stanowić konkurencję dla muzeów. Fantastyczna jakość reprodukcji, substytut wędrowania po muzealnych salach (wykorzystane rozwiązania stosowane w Google Street View), dostęp bezpłatny, błyskawiczny i bez przeszkadzającego w kontemplacji dzieł tłumu, to walory coraz bardziej zyskujące na randze.

Na pomysłach Google jednak się nie kończy. W połowie sierpnia przez pięć dni w Tate Britain testowano specjalny program: cztery roboty-łaziki, gdy już nastała noc, wędrowały po pustych salach galerii. Każdy, zaopatrzony w kamerę i oświetlenie LED, wysyłał obraz do internetu. Można więc było biernie śledzić ich eksplorację galerii, ale też – i to jest ciekawe – przejąć kontrolę nad każdym z nich i według własnego planu oglądać w czasie realnym dzieła sztuki. Wyobraźmy sobie sytuację za lat dziesięć, niekoniecznie rodem z filmu SF. Oto po wielkich muzeach bezszelestnie poruszają się tylko setki robotów, a my zwiedzamy sale, nie męcząc nóg, a nawet nie ruszając się z własnego łóżka.

Współpraca: Dagmara Kottke

***

Wystawy z najwyższą frekwencją

(2013 r., dzienna średnia zwiedzających)

Dynastia Zhou (National Palace Museum, Taipei) ...... 10 946

Szkoła malarska Lingnan (National Palace Museum, Taipei) ...... 10 711

Impressionismo (Centro Cultural Banco do Brasil, Rio de Janeiro) ...... 8099

Dalí (Centre Pompidou, Paryż) ...... 7364

Dalí (Reina Sofía, Madryt) ...... 6650

Cai Guo-Qiang (Centro Cultural Banco do Brasil) ...... 6409

Rafael (National Museum of Western Art, Tokyo) ......6172

World of Fabergé (Shanghai Museum) ...... 5967

Kyoto z wewnątrz i zewnątrz (Tokyo National Museum) ...... 5896

Move Yourself through Movies (Centro Cultural Banco do Brasil) ...... 5761

Polityka 36.2014 (2974) z dnia 02.09.2014; Kultura; s. 74
Oryginalny tytuł tekstu: "Szturm na Luwr"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Fotoreportaże

Richard Serra: mistrz wielkiego formatu. Przegląd kultowych rzeźb

Richard Serra zmarł 26 marca. Świat stracił jednego z najważniejszych twórców rzeźby. Imponujące realizacje w przestrzeni publicznej jednak pozostaną.

Aleksander Świeszewski
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną