Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Mocna ćwiartka

25 najważniejszych budowli 25-lecia

Makieta Centrum Sztuki i Techniki Manggha w Krakowie Makieta Centrum Sztuki i Techniki Manggha w Krakowie Marcin Czechowicz
Czy doczekaliśmy się w kraju ikon światowej architektury? Do zadania tego pytania skłania otwarta właśnie w Warszawie wystawa 25 najważniejszych polskich budowli 25-lecia.
Makieta siedziby Ośrodka Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora Cricoteka w KrakowieMarcin Czechowicz Makieta siedziby Ośrodka Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora Cricoteka w Krakowie
Centrum Informacji Naukowej i Biblioteka Akademicka w KatowicachMarcin Czechowicz Centrum Informacji Naukowej i Biblioteka Akademicka w Katowicach
Dom Bezpieczny pod WarszawąMarcin Czechowicz Dom Bezpieczny pod Warszawą
Osiedle mieszkaniowe 19. Dzielnica w WarszawieMarcin Czechowicz Osiedle mieszkaniowe 19. Dzielnica w Warszawie

Najważniejsze rodzime czasopismo poświęcone architekturze „Architektura-murator” na 20-lecie istnienia postanowiło zrobić swoim czytelnikom prezent. Przygotowano zatem wystawę 25 makiet różnych obiektów, które powstały w naszym kraju w ostatnich 25 latach. Postanowiono w ten sposób wyróżnić spośród tysięcy innych te, które „wyznaczały nowe trendy, momenty zwrotne, wyróżniły się na tle pozostałych, są zapisem historii. Kryteriami doboru były m.in. ich architektoniczna i techniczna innowacyjność, forma oraz wartość społeczna i symboliczna”.

Warto podkreślić: nie to, co najładniejsze, ale to, co najważniejsze, choć trzeba uczciwie przyznać, że w wielu przypadkach i tak chodziłoby o te same budynki. Ciekawa to optyka. Konkursów na „najlepsze” mamy wiele. Dodanie kontekstu historycznego i kulturowego sprawia, że na pejzaż polskich miast można spojrzeć świeżym okiem.

Pozycja obowiązkowa

Formuła plebiscytu wyklucza dyskusję, bo jakże polemizować z masowym gustem? Projekty na tę ekspozycję wybierało jednak grono ekspertów, a to zawsze otwiera pole do zaczepnych pytań typu „czemu ten, a nie tamten”. Nie będę popisywał się własnym gustem i nie dołączę do chóru krytyków, ale jakieś zdziwienie wyrazić muszę. Dotyczy ono nie tyle tych, co są, ale tych, których nie ma. Bardzo brakuje mi realizacji Marka Budzyńskiego. A szczególnie gmachu Biblioteki UW z połowy lat 90. Jeżeli mówimy o obiektach, które zmieniały nasze spojrzenie na architekturę, to winna być pozycja obowiązkowa tej wystawy.

Oczywiście, gdyby bardziej zdecydowanie odejść od kryteriów zawodowych w stronę tych historyczno-kulturowych, to zapewne należałoby się upomnieć o któreś z wielkich centrów handlowych, szczególnie te, które wyniosły ten typ obiektów na nowy poziom, jak Manufaktura w Łodzi czy Stary Browar w Poznaniu. Chętnie dołączyłbym też rewitalizacyjny projekt Wyspy Młyńskiej w Bydgoszczy czy – z zupełnie innych powodów – króla wszystkich osiedli grodzonych w kraju, czyli warszawskie osiedle Marina. A w skrajnym przypadku także któryś z hoteli sieci Gołębiewski – arcywzór architektonicznego i urbanistycznego szpecenia krajobrazu.

Jakiekolwiek korekty by jednak wprowadzać, to przyjęta ostatecznie lista i tak oddaje prawdę o wybijającej się ponad przeciętność współczesnej polskiej architekturze. Przede wszystkim to, że powstaje ona głównie w Warszawie (aż 10 realizacji wobec trzech w Krakowie i dwóch we Wrocławiu). Stolica przoduje w architekturze gmachów biurowych i tzw. mieszkaniówki. Jedynie wybitne projekty budynków użyteczności publicznej (sądownictwo, kultura, sport) w miarę równomiernie rozkładają się po całym kraju. Po drugie, że dotacje unijne, a w ślad za tym znaczny przyrost inwestycji publicznych, zdecydowanie podniosły jakość architektoniczną polskich miast. Spośród 25 prezentowanych na wystawie obiektów 10 pochodzi z pierwszych dwóch dekad po transformacji, aż 15 stanęło zaś w ostatnich pięciu latach! I tylko dwa obyły się bez europejskiej finansowej kroplówki.

Zorganizowanie wystawy w Muzeum Sztuki Nowoczesnej ma znaczenie symboliczne, o które tak bardzo i od dawna zabiegają architekci. Uznanie, że to, co tworzą, jest – a właściwie bywa – dziełem sztuki. Z kolei włączenie przez tę placówkę architektonicznych makiet na stałe do swojej kolekcji oznacza, że i je można traktować jako autonomiczne dzieła sztuki.

Wędrowanie po wystawie to zatem spore doświadczenie estetyczne. Ale ekspozycja skłania też do stawiania wielu istotnych pytań dotyczących roli i rangi współczesnej architektury w budowaniu wizerunku miast. Jak jest na świecie, ogólnie wiadomo. Niemal każda mniejsza i większa metropolia usilnie zabiegała lub nadal zabiega, by w jej granicach znalazła się choć jedna wyrazista budowla, sygnowana nazwiskiem powszechnie znanego star-architekta. Słowem, każdy marzy o powtórzeniu „efektu Bilbao”, które – jak pamiętamy – z zapomnianego portowego miasta stało się ośrodkiem sławnym na cały świat dzięki budynkowi muzeum zaprojektowanemu przez Franka Gehry’ego. Niektórzy, zwłaszcza ci z przepastnymi kiesami, marzą tak bardzo, że połowę miasta zabudowują architektonicznymi ikonami, co najlepiej widać w stolicach bliskowschodnich naftowych potęg.

Czy którykolwiek z obiektów umieszczonych na wystawie uznać można za ikonę – symbol jakiegoś polskiego miasta? Wydaje się, że nie. Jedynym budynkiem, nieobecnym zresztą na wystawie, który miał chyba szansę na tytuł ikony, był Żagiel Daniela Libeskinda. „Miał”, bo owa szansa wydaje się bezpowrotnie stracona, zanim jeszcze budynek oddano do użytku. Zbyt wiele towarzyszyło mu złych emocji i zbyt mocno zaszkodziły mu zmiany projektowe (np. podmiana elewacji), by miał teraz trafić do elitarnego klubu największych atrakcji turystycznych architektury współczesnej.

 

W sumie to chyba dobrze. Myślenie o ikonach ma sens, gdy sprzyja im otoczenie. Gdy stają się symbolem powszechnej jakości i wysokich standardów. Mają być tym, czym jest wisienka na okazałym torcie – dopełnieniem. Co jednak począć, gdy wokół masowo razi kiepska architektura, a od wszechotaczającego urbanistycznego chaosu aż bolą zęby? Wówczas każda próba architektonicznego fajerwerku brzmi nieszczerze, zgrzyta w przestrzeni, jak rujnujący pejzaż miasta wieżowiec Sea Towers w Gdyni lub Sky Tower we Wrocławiu. A nawet śmieszy, jak otoczona banalnymi budynkami futurystyczna kładka dla pieszych w Rzeszowie czy niepasujący do niczego wokół most Trasy Uniwersyteckiej w Bydgoszczy. Wszystkie są jak wisienka na bigosie. Krótko mówiąc, wydaje się, że do ikon jeszcze nie dorośliśmy.

Rodzima architektura

Co pokazywane na wystawie budynki wniosły do pejzażu miast? Praktycznie przy każdym należałoby pisać osobne uzasadnienie. Część okazała się oryginalnymi nośnikami pewnych pozaarchitektonicznych idei (BRE Bank w Bydgoszczy – transparentności, Muzeum Historii Żydów Polskich – dziejów narodu, Muzeum Śląskie – tradycji regionu). Inne nowatorsko, przynajmniej jak na polskie warunki, realizowały nowe urbanistyczne idee mieszkaniowe (osiedla 19. Dzielnica oraz Górczewska Park w stolicy). Niektóre wydają się wzorowo wyrażać zmieniające się społeczne potrzeby (ścieżka nad Wisłą i Służewski Dom Kultury). Jedne powinniśmy docenić za ich skrajny indywidualizm i rzeźbiarską wyrazistość (dom handlowy Vitkac, Wyższe Zgromadzenie Duchowne Księży Zmartwychwstańców, siedziba Cricoteki), drugie zaś – za skromność i ascetyzm (Dom Aatrialny, wieżowiec Cosmopolitan). Niektóre uhonorowano za to, jak dobrze potrafią wejść w relacje z przyrodą (Europejskie Centrum Muzyki w Lusławicach) lub z dziedzictwem kulturowym (Bolko Loft w Bytomiu). Tę wyliczankę można by kontynuować. Dlatego ekspozycja oferuje widzom tzw. ścieżki merytoryczne, którymi możemy podążać od modelu do modelu, wedle pewnych cech charakterystycznych odpowiadających im obiektów.

Czy pojawienie się tych obiektów wpłynęło w znaczący sposób na rozwój rodzimej architektury, a w ślad za tym na wygląd polskich miast? Słowem, czy pozostały one samotnymi wyspami w morzu brzydoty, a co najwyżej banalności, czy też jak dobre lokomotywy pociągnęły za sobą długi skład naśladowców? Pociągnęły te starsze. Solpol na pewno zainaugurował, trwającą niecałą dekadę, obłędną modę na postmodernizm wykorzystywany szczególnie przy projektowaniu niedużych biurowców i osiedli mieszkaniowych. Czy to jednak powód do dumy? Nie bardzo, bo styl ów zazwyczaj źle się starzeje. Nautilius był – ochoczo podchwyconym przez innych architektów – symbolem naszego młodego, prężnego kapitalizmu. Bolko Loft, choć sam skromny, na pewno przysłużył się sprawie rewitalizacji obiektów poprzemysłowych, uświadomił, jak wielkim bogactwem dysponujemy. A ratusz dzielnicy Białołęka wyznaczył standardy architektury władzy w III RP.

Można spojrzeć na to szerzej, nie tylko z perspektywy bezpośredniego sprawstwa. A wówczas okaże się, że znaczenie tej dwudziestki piątki (i kolejnych kilkuset obiektów prezentowanych na wystawie w formie multimedialnego pokazu) jest jednak nie do przecenienia. Kreowały one bowiem w minionych latach pewną ogólną i trudno przeliczalną na konkretne efekty kulturę projektowania. Trzymając wysokie standardy, równocześnie zachęcały innych, by owych standardów przestrzegać. By nie ulegali złym kaprysom inwestorów, by walczyli o dobry smak i jakość wykonania.

Praktycznie każde większe miasto w Polsce ma jednego lub kilku takich architektów lub pracowni, które stanowią punkt odniesienia przy wszelkich rozważaniach na temat dobrej architektury. To np. Zbigniew Maćków we Wrocławiu, Krzysztof Ingarden z Jackiem Ewý oraz Piotr Lewicki z Kazimierzem Łatakiem w Krakowie, JEMS Architekci oraz Kuryłowicz i Partnerzy w Warszawie, Arch-Deco w Gdańsku, Tomasz Konior i Robert Konieczny w Katowicach, Jerzy Gurawski w Poznaniu, Bolesław Stelmach w Lublinie itd. Ta czołówka polskich projektantów i ich dzieła powoli włączane w tkankę największych miast sprawiły, że społeczeństwo potrafi dziś coraz lepiej oddzielać architektoniczne ziarno od plew, a inwestorzy dokonywać mądrych wyborów. Wystawa w MSN jest więc rodzajem podziękowania złożonego na ich ręce – i zachętą, by nie rezygnowali z ideałów.

Wystawa „Kolekcja »Architektury-murator« dla Muzeum Sztuki Nowoczesnej” jest czynna od 2 października do 14 grudnia 2014 r.

Polityka 40.2014 (2978) z dnia 30.09.2014; Kultura; s. 86
Oryginalny tytuł tekstu: "Mocna ćwiartka"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną