Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Pisarz jako myśliwy

Dawid Grosman: autor niespokojny

Pisanie dla Grosmana jest sposobem na wejście w rzeczywistość, która go przeraża. Zaczął pisać z rozpaczy. Pisanie dla Grosmana jest sposobem na wejście w rzeczywistość, która go przeraża. Zaczął pisać z rozpaczy. Leemage / EAST NEWS
Czołowy izraelski pisarz Dawid Grosman poruszająco opowiada o żydowskim poczuciu bezdomności i traumie życia w zagrożeniu.
Ojciec Grosmana urodził się w Polsce, ale też nie opowiadał mu nigdy o swoim dzieciństwie.Whistling in the Dark - Flickr/Wikipedia Ojciec Grosmana urodził się w Polsce, ale też nie opowiadał mu nigdy o swoim dzieciństwie.
materiały prasowe

Wydawał się niepozorny, dopóki nie zaczął mówić. Ciemne, przenikliwe oczy błyskały zza okularów. – Nigdy nie notuję, ale on mówił tyle ważnych rzeczy, że zaczęłam sobie zapisywać – mówiła mi jedna ze słuchaczek. Dawid Grosman już kilkakrotnie był w Polsce, teraz przyjechał na festiwal Schulza we Wrocławiu, w Warszawie miał spotkanie w Muzeum Historii Żydów Polskich. Pod koniec pobytu był zmęczony, bo, jak mówił, wszędzie częstowano go wódką, Polska zatrzymała go zresztą dłużej, ponieważ odwołano jego lot. Nie zmartwił się specjalnie. – Pisarz jest jak myśliwy, który poluje na historie, za każdym rogiem może czaić się inspiracja.

Właśnie ukazała się u nas jego powieść, romans w listach „Bądź mi nożem” z 1998 r. Ale pozycję jednego z najważniejszych współczesnych pisarzy izraelskich zyskał dzięki „Patrz pod: Miłość” z 1986 r. i najlepszej, najpoważniejszej swojej powieści, od której warto zacząć poznawanie tej literatury, czyli „Tam, gdzie kończy się kraj” z 2008 r.

Przed wizytą w Polsce Grosman uprzedzał, żeby nie pytać go o syna, który zginął na wojnie izraelsko-libańskiej. Jednak już na spotkaniu we Wrocławiu sam o nim opowiadał. To właśnie podczas pisania „Tam, gdzie kończy się kraj”, w sierpniu 2006 r. nad ranem ktoś zadzwonił do drzwi. Grosman spodziewał się, co to może oznaczać – to znak, że życie się skończyło. 20-letni Uri zginął, gdy w jego czołg trafił pocisk Hezbollahu w Libanie.

Maszyneria śmierci

Dwa dni wcześniej Grosman razem z pisarzami Amosem Ozem i A.B. Jehoszuą na konferencji prasowej wzywali rząd izraelski do zaprzestania tam działań wojennych. To był splot życia i literatury – bohaterka książki tak bardzo bała się, że zapukają do jej drzwi z wiadomością o śmierci syna, że wyruszyła na wyprawę po najdalszych zakątkach kraju. Chciała w ten na poły magiczny sposób ochronić syna. Grosman zaczął pisać tę powieść w 2003 r. i jego syn Uri czytał ją na bieżąco i konsultował. „Miałem wtedy poczucie, a właściwie marzenie, żeby książka, którą pisałem, go chroniła” – wspominał.

Wiadomość o tragedii w rodzinie Grosmanów była szokiem dla wielu ludzi w Izraelu, który sam jest jak wielka, skłócona rodzina. Współczuli im nawet ci, których do tej pory nigdy nie martwił los izraelskich żołnierzy. Trudno było myśleć o powrocie do książki, ale Amos Oz i Jehoszua przekonali Grosmana, że powinien ją mimo wszystko skończyć. Kiedy siadł do pisania, odkrył, że pisanie może działać na przekór żałobie, przywraca do życia.

Grosman świetnie wchodzi w skórę kobiet. Orę, bohaterkę i narratorkę „Tam, gdzie kończy się kraj”, porównywano z Anną Kareniną czy Panią Bovary. Zresztą w „Bądź mi nożem” również postać kobieca jest bardziej przekonująca. Kobiety w jego prozie pozwalają mężczyznom powrócić do życia.

Jedna z rozkoszy, które daje literatura, to stawanie się kimś innym – komentuje autor. – Większość ludzi krzepnie w jednej postaci, pisanie pozwala mi się przemieszczać między różnymi osobami. Kiedy zacząłem pisać tę powieść, wiedziałem, że przyjmę postać kobiety – to jest historia życia rodziny w czasie wojny. Mam takie poczucie, że tylko kobieta mogłaby odmówić współpracy z maszynerią wojny, maszynerią śmierci.

W jego powieściach w centrum uwagi zawsze pojawia się dziecko. Poza tym Grosman jest autorem aż 15 książek dla dzieci i książki dla młodzieży „Kto za mną pobiegnie?”. – Dziecko żyje w nieustannym wysiłku, żeby zrozumieć świat, odróżnić sen od jawy, poznać prawa i zasady rządzące światem dorosłych i to się nie udaje. Pamiętam sam, jak bardzo noc była dla mnie straszna, kiedy dochodziły do mnie odgłosy świata dorosłych – mówi Grosman. Pisze też książeczki, które rodzice mogą czytać wieczorem dziecku, żeby oswoić te lęki, ale i po to, żeby rodzic mógł na chwilę sam stać się dzieckiem, cofnąć się do swojego dzieciństwa, zawiesić na chwilę codzienną walkę rodzice–dzieci.

W powieści „Patrz pod: Miłość” jednym z bohaterów jest chłopiec Momik, który należy, tak jak Grosman, do drugiego pokolenia, jest dzieckiem rodziców ocalonych z Zagłady. Momik wychowuje się otoczony milczeniem. Rodzice nigdy mu nie powiedzieli, co się stało, słyszy o „nazistowskiej bestii”, ale nie rozumie, o co chodzi. Momik wiedziony jakimiś niejasnymi intuicjami zbierał zwierzęta i próbował wydobyć z nich bestię. Skończyło się na tym, że pod okiem rodziców stworzył dla zwierząt coś w rodzaju obozu koncentracyjnego.

Moje pokolenie dorastało w cieniu Zagłady – opowiada Grosman. – W latach 50. Izrael był pełen ludzi, którzy szukali bliskich. Codziennie o 13.20 nadawano audycję, w której spiker wymieniał nazwiska zaginionych. Miał żałobną intonację i ta melodia towarzyszyła nam przy obiedzie. Moja generacja traciła nie tylko apetyt, ale i wiarę w to, że rodzice nas uchronią.

Pisanie ekstremalne

Ojciec Grosmana urodził się w Polsce, ale też nie opowiadał mu nigdy o swoim dzieciństwie. Dał mu jednak książkę Szoloma Alejchema, z której syn dowiedział się, że istniało coś takiego jak sztetl. Wtedy dopiero uświadomił sobie, że świat nie jest pełen samych Żydów, jak mu się dotąd wydawało. W tym czasie o Zagładzie i o przeszłości nie mówiło się – Izrael był krajem, który powstał z popiołów i nie chciał patrzeć za siebie. – To była dla mnie wymyślona rzeczywistość, taki „Harry Potter”. Kiedy rok później, podczas uroczystości w szkole, nauczyciel mówił o 6 mln zabitych w czasie Zagłady, zrozumiałem, że to byli ludzie, o których czytałem. Każde dziecko spotyka się ze śmiercią przez pierwszego zmarłego – moi zmarli to były postaci z Alejchema.

Grosman odwiedził rodzinną miejscowość swojego dziadka w czasie poprzedniego pobytu w Polsce w 2011 r. Nic tam nie zostało, żadnych śladów. Kiedy dziadek miał 18 lat, stał się syjonistą i chciał koniecznie wyjechać do Palestyny. Jego ojciec mu zabronił, więc chciał uciec w tajemnicy. Ojciec go nakrył i powiedział mu na dworcu, że jeśli wyjedzie, już nigdy nie zobaczy nikogo z rodziny. I tak się stało. Zginęli wszyscy: ojciec, matka i 16 dzieci (z dwu małżeństw). – Zawsze myślę o tym, jak to jest przeżyć taką tragedię, my straciliśmy dziecko, on stracił wszystkich. Niewiarygodne, jak dał radę potem dalej żyć.

Pisanie dla Grosmana jest sposobem na wejście w rzeczywistość, która go przeraża. Zaczął pisać z rozpaczy. W czasie służby wojskowej miał dziewczynę. Pokłócili się, ona go rzuciła, zabrała swoje rzeczy i wyniosła się do rodziców do Hajfy. Grosman się załamał, w desperacji usiadł do biurka i napisał opowieść o amerykańskim żołnierzu, dezerterze z Wietnamu, który uciekł do Austrii i tam żył w kompletnej samotności. Jedyna ciepła relacja, jaką nawiązał, to była znajomość z osłem, któremu przynosił chleb. Zapakował opowiadanie w kopertę i wysłał dziewczynie do Hajfy. Dziś jest ona jego żoną, w tym roku mija 40 lat ich małżeństwa.

Grosman opowiada też o swoim debiucie i okolicznościach, w jakich poznał twórczość Bruno Schulza. Kiedy ukazała się jego debiutancka powieść „Uśmiech jagnięcia”, zadzwonił ktoś i powiedział mu, że jest pod wyraźnym wpływem Schulza. Wstydził się przyznać, że nie znał tego nazwiska, ale to brzmiało jak komplement, więc jeszcze tego dnia zaczął go czytać po hebrajsku. Jedna z części „Patrz pod: Miłość” jest poświęcona Schulzowi i jego śmierci. – Uświadomiłem sobie, że nie zrozumiem swojego życia w Izraelu, jeśli nie przeżyję swojego nieprzeżytego życia w czasie Zagłady. Chodzi o to, żeby być TAM jako Żyd, ale i jako oprawca, morderca – mówi Grosman.

Dzisiaj inaczej niż w czasach jego dzieciństwa temat Zagłady jest wszędzie obecny. Co roku tysiące uczniów jedzie do Auschwitz. – To problematyczne, bo są wychowywani w takim poczuciu, że cały świat jest przeciwko Izraelowi i Żydom, że muszą być silni i walczyć, nikomu nie ufać. To prawda, ale to nie może być ich cały światopogląd. Było przecież wielu ludzi, którzy chronili Żydów. Zagłada wraca też w dyskursie politycznym, w czasie demonstracji ultraortodoksi krzyczą na policję „Naziści!”. To już przesada i manipulacja.

Patrz pod: niepewność

Grosman oddziela swoją publicystykę od literatury, ale w obu wcieleniach występuje w roli mediatora. W szkole zdecydował się uczyć arabskiego, ku zaskoczeniu i rozczarowaniu rodziców. Nie wiedzieli nic o tym języku i arabskiej kulturze. Woleliby, żeby się uczył francuskiego. Przyniósł im więc wielki atlas i pokazał, gdzie leży Paryż, a gdzie Izrael. Jest przekonany, że kto uczy się języka swojego sąsiada, czasami swojego wroga, może spojrzeć na siebie z punktu widzenia innego języka i dowiedzieć się więcej o sobie samym.

Mocno zadebiutował jako publicysta: w 1987 r. opublikował zbiór reportaży „Żółty wiatr” z terytoriów okupowanych, na których przebywał przez siedem tygodni. Pokazał niszczące skutki okupacji, zarówno dla Palestyńczyków, jak i Żydów. W kolejnej książce zebrał rozmowy z izraelskimi Arabami, obywatelami drugiej kategorii. Grosman potrafi dać głos drugiej stronie – i w publicystyce, i w literaturze. Poruszającą postacią w powieści „Tam, gdzie kończy się kraj” jest palestyński taksówkarz, który wiezie Orę i jej syna do miejsca, gdzie stacjonuje wojsko izraelskie (dla niego, jako Palestyńczyka, to jest upokarzające i niebezpieczne). Potem z kolei razem szmuglują palestyńskiego chorego chłopca. – Chciałem pokazać, co się dzieje z 20-letnią przyjaźnią, kiedy przychodzi wojna. Oni się rozumieli, szanowali, a gdy wojna się zaczęła, przestali być sobą, a stali się reprezentantami racji. Zaczęli się nienawidzić – tak konflikt dyktuje nam sposoby zachowania.

Grosman od lat krytykuje kolejne rządy izraelskie, nawołuje obie strony do porozumienia. Jest dość osamotniony, jeden z jego przyjaciół mówił mi, że w Izraelu jest postrzegany jako idealista. W ostatnich latach ton jego publicystyki stał się bardziej pesymistyczny, przebija w nim desperacja i gorycz. – Izraelczycy czują niepokój, gdy mówią o przyszłości. Inni potrafią snuć plany na 2030 r., a my mamy wrażenie, że przyszłość jest niepewna, tego nas uczy nasze doświadczenie. Żyjemy, żeby przetrwać, a nie wiemy, co znaczy żyć.

Grosman nie ustaje jednak w nawoływaniu do pokoju, choć wie, że to wymagałoby nadludzkiego wysiłku obu stron. – Żyd to ktoś, kto nigdy nie czuje się u siebie. Państwo Izrael powstało, byśmy mieli prawdziwy, solidny i bezpieczny dom, nie tylko schronienie. Wiem jednak, że nigdy nie poczuję się u siebie, dopóki moi wrogowie, sąsiedzi też nie będą u siebie.

Polityka 45.2014 (2983) z dnia 04.11.2014; Kultura; s. 98
Oryginalny tytuł tekstu: "Pisarz jako myśliwy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną