Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Felieton o grzeczności

Kawiarnia literacka

Po sensacyjnych doniesieniach o przerwanym koncercie Morrisseya w klubie Stodoła przypomniał mi się bardzo podobny i również całkiem niedawny incydent, mający miejsce nie gdzie indziej, tylko w nowo otwartym Muzeum Historii Żydów Polskich.

Muzea wszelkiego rodzaju przechodzą teraz gwałtowną metamorfozę, zamiast obiektów prezentowane są tam nowe media, w związku z czym człowiek czuje się w nich, jakby w ogóle nie odchodził od swego komputera, tyle tylko, że musi po nich chodzić, używając nóg. Pod tym względem Muzeum Kafki w Pradze nie różni się ani trochę od warszawskiego Muzeum Chopina, to zaś od Muzeum Marksa w Trewirze.

Nie inaczej postanowiło wyglądać Muzeum Historii Żydów Polskich, i zresztą sami Państwo widzą, jaka ta nazwa długa, niewygodna w użyciu. Ale współczesne muzea radzą sobie z tym, przybierając imiona, na wzór nowojorskiej MoMA, gdyż co to w ogóle za moda, która nie przyszła do nas z Nowego Jorku, a zatem Muzeum Historii Żydów Polskich to tylko przydługie, wieloczłonowe nazwisko sympatycznej osoby, na którą mówmy Polin, taka rosyjska Paulina, która pojechała sobie do Francji pograć w ruletkę, tam zaś spotkał ją Fiodor Dostojewski etc. Mamy to miejsce lubić, odwiedzać je z przyjemnością, żeby nie było tak, że muzea są tylko dla przyjezdnych i nikt nie pójdzie do muzeum w swoim mieście, mimo iż ma do niego 10 minut rowerem, tak jak ja mam do Polin. I tam w rzeczy samej się udałem, lecz nie po to, by oglądać inkrustowaną wizualizacjami synagogę, lecz na prawykonanie symfonii (trzeciej) Bartosza Kowalskiego, pod batutą samego Jerzego Maksymiuka.

Przy wchodzeniu ileż zabawności. Wchodzi się jak do samolotu, przez bramkę, wraz ze mną usiłował wejść pan, który miał coś w plecaku, nie wiem co, ale polecono mu plecak zostawić na zewnątrz, mimo iż zaraz za tą bramką są szafki na bagaż i mógłby chyba zostawić to „coś” w szafce, ale nie da się tak, pan odszedł jak niepyszny, bo przyjechał nie samochodem, tylko komunikacją miejską i mógłby ten swój plecak ewentualnie wyrzucić, jak to się robi z wodą mineralną na lotniskach, gdyż jest potencjalnie niebezpieczna.

Polityka 49.2014 (2987) z dnia 02.12.2014; Kultura; s. 94
Oryginalny tytuł tekstu: "Felieton o grzeczności"
Reklama