Dwie historyczne narracje mają czasami zaskakujące punkty styczne. Niedawno Sejm minutą ciszy uczcił pamięć zmarłych w tym samym czasie Stanisława Mikulskiego i Kazimierza Świtonia. Nie przystoi ironizować z okazji tak podniosłego gestu, trudno jednak nie zauważyć, że było w nim coś z niezamierzonej polskiej groteski. Z jednej strony popularny aktor wsławiony rolą w najsławniejszym peerelowskim serialu, nieukrywający nigdy sympatii dla komunistycznego ustroju, z drugiej działacz niepodległościowy, współtwórca wolnych związków zawodowych. Tylko data pogrzebu mogła ich połączyć. Oczywiście obydwa skrótowe biogramy, tak właśnie funkcjonujące w masowym obiegu, nie oddają złożoności losów zmarłych. Nie obeszło się bez protestów, które dotyczyły głównie aktora, lecz niepodległościowcowi też przypomniano czyny mniej chwalebne.
Tak to jest z polskimi życiorysami, gdy przyjrzeć się im z bliska. Z reguły nie wszystko jest białe, nie wszystko czarne, choć w różnych proporcjach. Tymczasem w obiegu funkcjonują kwantyfikatory jednoznaczne, wykluczające wszelkie wątpliwości i półcienie: bohater albo zdrajca, odważny albo tchórz, opozycjonista albo kolaborant. Czy już anegdotyczne porównanie w istotnej kwestii, gdzie kto stał na scenie dziejącej się historii – tam gdzie protestujący przeciw komunizmowi czy tam gdzie ZOMO. A pomiędzy – pusta przestrzeń, pozornie, bo przecież tam, „pomiędzy”, przez dekady tkwiła większość społeczeństwa.
25 lat po obaleniu komuny historia dzieli bardziej niż w PRL. Nie da się razem świętować ani 4 czerwca, ani 11 listopada. Z datą 13 grudnia też można mieć różne skojarzenia. Umowne „dwie Polski” chcą mieć dwie różne historie. O czym przypominają także dzieła, które pojawiły się w mijającym roku i nie zawsze zostały dostrzeżone.