Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Tadeusz Konwicki – strażnik miasta

Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta
Jak teraz będziemy chodzić po Nowym Świecie? Bez Konwickiego miasto straciło swój ster i centrum.

7 stycznia 2015 roku w swoim mieszkaniu w Warszawie zmarł Tadeusz Konwicki. Wielki pisarz i reżyser.

Jeszcze dwa tygodnie temu przemknął jak zwykle Nowym Światem, skręcił w Chmielną. Jak tylu innych warszawiaków. Na widok drobnej postaci pomyślałam – Konwicki jest, jak dobrze. Tuż przed Świętami rozmawialiśmy w redakcji, żeby zadzwonić do niego, może zgodziłby się oprowadzić po swojej Warszawie. Według jego trasy można było regulować zegarki. Wczesny obiad w Czytelniku, przy samotnym stoliku, przy ścianie, pod zdjęciem Holoubka, wcześniej Blikle o 11. Szybki krok, zgarbiona sylwetka.

Od tylu lat nie pisał, nie zabierał głosu, ale był cały czas obecny. Stał się strażnikiem miasta, naszym łącznikiem z przeszłością – właściwie aż do Mickiewicza. Przy kręceniu „Lawy” Konwicki uświadomił sobie, że może odtworzyć czasy Mickiewicza, bo na Litwie nic się nie zmieniło. „Ja jestem ostatni, co pamięta początek XIX wieku” – czytamy w zbiorze ostatnich felietonów „Wiatr i pył”. Przez Warszawę przeświecało mu Wilno: „Jestem utkany z jakichś resztek po Pieślakach, Kieżunach, Wieszunach, a mo­że nawet Mickiewiczach. Zastygłem w krysztale tamtego powietrza”. Ale dla nas stał się najcenniejszym składnikiem Warszawy, gwarantem bezpieczeństwa.

Dwadzieścia lat temu mało kto wierzył, że Konwicki rzeczywiście nie będzie pisać, kiedy w „Pamflecie na siebie” ogłosił, że jego czas się skończył. Wielu liczyło, że jednak coś wyda. „Nigdy nie chciałem być zawodowym literatem i reżyserem” – mówi w filmie Andrzeja Titkowa. Ale jego dorobek jest wielki i imponujący, ten literacki i filmowy. Chciał, i to mu się udało, zapisać swój czas. Jego bohaterowie patrzą z zewnątrz, są krytycznymi obserwatorami. Sam mówił, że jego książki są kłótliwe – zawsze były polemiką ze współczesnością.

Zanim poznałam Konwickiego, zaznajomiłam się z jego kotem Iwanem, bohaterem książki „Dlaczego kot jest kotem” z ilustracjami żony Danuty Konwickiej (dopiero co czytaliśmy ją z synami). Ostatnio zobaczyłam wreszcie, jak Iwan wyglądał na żywo – znalazłam zdjęcie Konwickiego z kotem, zrobione przez Chrisa Niedenthala. Potem był „Zwierzoczłekoupiór” i „Dziura w niebie”, i dalej „Mała Apokalipsa”, „Kompleks polski”, „Wniebowstąpienie”. 

Zaczęłam patrzeć na Warszawę jego oczami – Pałac Kultury, ten „szalet postawiony na sztorc”... jest u Konwickiego osią wszechświata, jego podziemia to czyściec i zaświaty, tyle że tandetne, niedorobione.  U Konwickiego oprócz zapisów absurdów PRL-u jest również ta nieokreślona sfera związana z pamięcią, snem i wyobraźnią. Tandeta miesza się z mitologią i symbolami. Wszystko razem.

Kiedy słuchamy głosu Konwickiego, kiedy zaglądamy do jego książek, zwraca uwagę naturalność jego języka. Konwicki niczego nie gra, nie udaje. Jego zdania w powieściach też się do nas nie wdzięczą. Przed fałszem chroniły Konwickiego dystans, wisielczy humor i autoironia. „Moje życie można porównać do kawałka gumki, jest bardzo rozciągliwe. Mogę w każdej chwili – jestem do tego przyzwyczajony – oddalić się na zawsze”. Prezes Wydawnictwa Iskry Wiesław Uchański opowiadał, że Konwicki przyniósł mu niedawno książki z dedykacjami innych pisarzy, bo uważał, że tam znajdą lepsze schronienie. Konwicki, być może, był przygotowany. Ale my – nie.

Jak teraz będziemy chodzić po Nowym Świecie? Bez Konwickiego miasto straciło swój ster i centrum. „Chcę być przechodniem, którego człowiek spotyka w życiu i chciałbym pomachać mu, dać mu znak, że nie jest sam” – mówił w filmie Titkowa. A teraz zostaliśmy sami i miasto jest nagle nieznośnie puste.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną