Czy czasem wpadacie w szał? Czujecie, że dłużej nie dacie rady, nie możecie, nie chcecie, nie będziecie hamować swoich emocji? W sześciu etiudach składających się na film „Dzikie historie” Damián Szifron pokazuje różne sposoby, na jakie ludziom puszczają nerwy. Niemal każdy odnajdzie się choć w jednej z tych opowieści. Co znamienne, aż połowa dotyczy sytuacji związanych z prowadzeniem czy parkowaniem samochodu. Pierwszą zaś podejrzewano o zainspirowanie do zbrodni Andreasa Lubitza, który w marcu tego roku spowodował katastrofę pilotowanego przez siebie samolotu Lufthansy.
Huraganowe emocje są wdzięcznym tematem dla filmu. Zajmował się nimi m.in. Joel Schumacher w „Upadku” ze słynną rolą Michaela Douglasa, w pewnym stopniu także Lars von Trier w „Dogville”. W ostatnich latach odnajduje się je w okrzykniętym najlepszym serialem wszech czasów „Breaking Bad” (dla porządku: chodzi o historię nauczyciela chemii, którego perspektywa niechybnej śmierci z powodu raka prowadzi do przekroczenia granicy własnego człowieczeństwa; potem okazuje się, że tych granic jest w stanie przekroczyć jeszcze więcej). Jak zatem przebiegają procesy i mechanizmy psychologiczne tak inspirujące filmowców? Nauka zajmuje się emocjami na najwyższych obrotach nieco mniej ochoczo niż artyści. Bo jak tu wywołać atak szału w warunkach laboratoryjnych? Lub też jak proponować przypięcie elektrod osobie, którą w pozalaboratoryjnych warunkach opanował ten stan?
O co tu chodzi?
Podręczniki psychologii opisują emocje jako subiektywne stany psychiczne, które uruchamiają program działania – czyli sprawiają, że czujemy się zmuszeni, by robić coś, a inne działanie porzucić. Zwykle towarzyszą temu zmiany w ciele – startują pewne reakcje fizjologiczne, zmienia się mimika, a także ogólny poziom pobudzenia i aktywacji.