Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Raper Donguralesko: Ten kraj nie jest taki zły

Piotr Górny – ur. w 1980 r. w Poznaniu raper i producent muzyczny, znany przede wszystkim jako Gural i Donguralesko. Piotr Górny – ur. w 1980 r. w Poznaniu raper i producent muzyczny, znany przede wszystkim jako Gural i Donguralesko. materiały prasowe
Rozmowa z raperem Piotrem Górnym, znanym jako Donguralesko, o tym, że hip-hop powinien bronić uchodźców i poszerzać horyzonty.
„Moim zdaniem środowisko hiphopowe jest permanentnie infiltrowane przez różnych partyjnych trolli i to jest obrzydliwe, ale to działa”.materiały prasowe „Moim zdaniem środowisko hiphopowe jest permanentnie infiltrowane przez różnych partyjnych trolli i to jest obrzydliwe, ale to działa”.

Jan Błaszczak: – Właśnie wróciłeś z Francji. To były spóźnione wakacje czy ostatnie przymiarki przed premierą płyty?
Piotr Górny: – Kręciłem teledysk do utworu, który jest inspirowany obrazem Claude’a Moneta „Plaża w Pourville”. On namalował tam zresztą ze 200 obrazów, bo miał wtedy bardzo twórczy okres. Z tym konkretnym dziełem wiąże się ciekawa historia, bo zostało skradzione z Muzeum Narodowego w Poznaniu przez człowieka, który nie był ani profesjonalnym złodziejem, ani znawcą sztuki. To był zwykły gość, który tak bardzo zafascynował się tym obrazem, że postanowił go ukraść. I przepadł jak kamień w wodę. Dopiero po bardzo wielu latach policja go wypatrzyła, bo nie płacił alimentów. Przez cały ten czas trzymał obraz za szafą i wyciągał go tylko czasami, by się nim upajać. Utwór „Na plaży w Pourville” jest właśnie o tym, dlaczego tak bardzo pożądamy konkretnych rzeczy.

Dużo jest artystycznych odniesień w twojej muzyce: Peter Weir, Tomasz Mann, Claude Monet. Na Facebooku wrzucasz ostatnio Breughla, Rothko i zdjęcie z Tate Modern. Dla wielu twoich słuchaczy to inny świat – czy myślisz o swoim rapie jako o pewnej formie edukacji?
Nie czuję, żebym miał misję edukacyjną, po prostu rozwijam się jako artysta i jako człowiek. Na pewno starzejąc się, zadaję sobie coraz więcej pytań i uzyskuję na nie coraz mniej odpowiedzi. O tym jest „Magnum ignotum”. Jeśli w tym świecie, zdominowanym przez nowoczesne technologie, udaje mi się dotrzeć do młodych ludzi i coś im przekazać, to dobrze. Bardzo bym też chciał, żeby sztuka wychodziła na ulice. Jak w Tate Modern, które buzuje energią zwykłych ludzi – także dlatego, że wstęp jest darmowy. Przecież to nie jest wina wielu moich słuchaczy, że mało o tym wiedzą. Oni po prostu nigdy nie mieli styczności ze sztuką. Ja mam to szczęście, że umożliwili mi to rodzice.

Twój ojciec Andrzej Górny jest pisarzem, pracował też w teatrze…
Był kierownikiem literackim Teatru Marcinek w Poznaniu. Z dzieciństwem kojarzy mi się zapach książek. Kolorowe okładki piętrzące się wszędzie dookoła. Ojciec, gdy chciał mi coś sprezentować, zawsze wybierał książki. Jeszcze nie potrafiłem czytać, a już wiedziałem, że to jest coś ważnego. Z kolei mama jako plastyczka zaszczepiła mi fascynację obrazami. Byłem zbuntowanym 17-latkiem, a ona przeciągnęła mnie przez Luwr. Nienawidziłem jej za to. Po trzydziestce zaczęło to jednak we mnie kiełkować i ta wrażliwość na malarstwo wybuchła. Teraz, gdy jeżdżę w trasy, zwiedzam muzea, nadrabiam zaległości ze zbuntowanego życia.

Zaczęło się w Killaz Group, które swoim stylem, zaangażowaniem i wyglądem było szokujące nawet dla środowiska. Podejrzewam, że dla twoich rodziców to też musiało być zaskoczenie.
Powiedzmy, że mieli mieszane uczucia. Pamiętaj, że wtedy nikt w Polsce nie wiedział, co to jest. Jestem z pierwszego pokolenia raperów. Zdziwienie budziło to, jak wyglądaliśmy, porozumiewaliśmy się i zachowywaliśmy. To był wybuch, który wprowadził coś zupełnie nowego do polskiej kultury. Krążyłem wtedy po giełdach i kupowałem od piratów wszystkie kasety, na których był czarny koleś. Tu trzeba było pójść, tam pożyczyć, z tym zagadać – wszystko było kombinowane. Stanowiliśmy dość ekskluzywny krąg.

Czy tamta scena hiphopowa miała w ogóle coś wspólnego z tym wielkim, dobrze poukładanym biznesem, który obserwujemy teraz?
Zacznijmy od tego, że to jest zupełnie inny kraj. Zmienił się język, relacje społeczne, wszystko. Polacy lat 90. to było zupełnie inne plemię. Muzyka rapowa ma na celu stawianie społecznych diagnoz i czasem robi to z dużym wyprzedzeniem. Zauważaliśmy rzeczy, których nie widziały główne media, bo my działaliśmy w drugim obiegu. Dziś rap trochę się skomercjalizował i zaczęły nim rządzić prawa rynku. Inna sprawa, że ta pierwsza fala podtatusiałych dziś raperów świetnie sobie z nim poradziła. A przynajmniej jakaś ich część, bo na każdego rapera, któremu się udało, przypada 50, którzy przepadli. Jak w sporcie. Hip-hop wpadł więc w wygodną, bezpieczną rolę. A poczucie bezpieczeństwa to mało rozwojowa pozycja.

Ponad 700 tys. fanów na Facebooku, miliony odsłon na YouTube, dziesiątki setki tysięcy sprzedanych płyt – czujesz wagę swoich słów?
Na pewno czuję odpowiedzialność. To jest w ogóle pytanie o zaangażowanie sztuki, bo przecież to nie dotyczy tylko rapu. Może z tą różnicą, że ta muzyka jest gdzieś w swojej esencji społeczną działalnością. Czasem musisz więc po prostu zabrać głos. Nie da się uciec. Inaczej za każdym razem, kiedy spojrzysz w lustro, będziesz czuł, że coś jest nie tak. Lepiej nie dopuścić do takiej sytuacji.

Niedawno napisałeś, że w miarę swoich możliwości powinniśmy pomagać uchodźcom. Z miejsca stałeś się wrogiem publicznym, a określeń używanych pod twoim adresem lepiej nie przytaczać. Spodziewałeś się aż tak histerycznej reakcji?
Ja dobrze wiem, jaki klimat panuje wśród ludu. Gram po sto koncertów rocznie, jestem w terenie – wiem, co się dzieje. Owszem, skala tego hejtu trochę mnie zdziwiła, natomiast – odchodząc na chwilę od meritum sprawy – z samym tym mechanizmem spotykam się od samego początku. Nie przepracowaliśmy pewnych rzeczy po komunie i wciąż jesteśmy bardzo hermetyczni. Gdy kilkanaście lat temu nosiłem trochę inne spodnie niż reszta, skini chcieli mnie bić. Dziś okazało się, że to była forpoczta pewnego trendu. Zmieniamy się, ale nad pewnymi rzeczami musimy jeszcze popracować. A zamiast tego wciąż tylko upiększamy i mitologizujemy swoją historię. Lepiej byłoby nie odrzucać tej prostej terapii mierzenia się ze swoimi wadami, przywarami i złą historią. Znam więc ten mechanizm. Gdy pojawił się internet, hejt stał się po prostu bardziej widoczny, ale tak naprawdę niewiele się zmieniło.

A mnie się wydaje, że ta anonimowość oraz dystans pomiędzy rzucającym błotem a odbiorcą zachęciła jednak ludzi do sięgania po mowę nienawiści.
Może to jest drastyczny przykład, ale do anonimowości nie jest wcale potrzebny internet. Ona działała także w przypadku zamieszek czy pogromów. Będąc w grupie, czujemy się inaczej. Rozkłada się odpowiedzialność, a wychodzi ta stadna, drapieżna zwierzęcość.

Co skłoniło cię do napisania o uchodźcach?
Czuję się Europejczykiem. Jestem beneficjentem sytuacji, do której nareszcie przywiały nas bohaterskie czyny naszych przodków. Również pokoleń mojej rodziny zaangażowanej w naszą wyzwoleńczą drogę. Dlatego uważam, że sprawa uchodźców to sprawa nas wszystkich. Ważny test, który musimy zdać. Tacy ludzie jak ja czy ty – artyści, dziennikarze, naukowcy – powinni odczarowywać tę sytuację, spokojnie tłumacząc, że to da się zrobić. Tym bardziej że wielu ludzi, którzy opowiadają te straszne rzeczy, wcale tak nie myśli. Gdzieś to usłyszeli, ktoś im to wdrukował. W internecie działają profesjonalni wyszukiwacze wrogów. Ludzie, którzy naprowadzają tę ciemną energię na tory korzystne dla ich ciemnych interesów. Mamy jednak tę naszą kruchą demokrację, szereg zasad religijnych i świeckich – w tym prawa człowieka – i czasem trzeba o nich po prostu przypominać.

Skąd tak nienawistny język?
Z niewiedzy oraz z działań ludzi, którym zależy na dostarczaniu nam potencjalnych wrogów. Przez to dzieciak dostanie dwóję w szkole i po powrocie do domu jest przekonany, że to wszystko wina muzułmanów. Siada do komputera i się zaczyna.

Spotkałeś się z takim odporem również dlatego, że na hiphopowej scenie większość nabrała wody w usta.
Ubolewam nad tym, że w naszym środowisku bardzo niewiele osób dołączyło do tego głosu. Szkoda, bo wielu raperów ma dobrze poukładane w głowie.

Dlaczego nie reagują?
Bo im się to po prostu nie opłaca. Tutaj, niestety, dochodzi do sytuacji, w której ten ekonomiczny wymiar przeciążył szalę. „Nie opłaca się” okazało się cięższe niż „powinienem”.

Rap w całej swojej historii promował różnorodność. Był muzyką wykluczonej, ubogiej społeczności. Zastanawiam się więc, jak można słuchać takiej muzyki i pisać komentarze o „brudasach”.
Powiedzmy sobie szczerze – to jest szerokie zjawisko, w którym mieszczą się różne frakcje. Natomiast rasizm i hip-hop? No nie ma ch...! Jeżeli mogę użyć swojego autorytetu w tym momencie, to oczywiście stawiam tamę. Moim zdaniem środowisko hiphopowe jest permanentnie infiltrowane przez różnych partyjnych trolli i to jest obrzydliwe, ale to działa. Dzieciaki lubią proste hasła. Odpowiada im taki mocny głos i konkretny przekaz. Trzeba to zwalczać. Przecież rap powstał po to, aby otwierać ludzi na inne kultury i religie. W końcu to jest muzyka imigrantów.

Niestety, rasizm się pojawia. Nie tak dawno temu internauci zmieszali z błotem rapera Sobotę, gdy pokazał zdjęcie ze swoją czarnoskórą żoną i synkiem.
Po tej sprawie byliśmy z żoną w telewizji, bo uznaliśmy, że tym razem trzeba się wynurzyć. Zaatakowano rodzinę mojego kolegi z branży. Czasem nie ma wyjścia. Nie chciałbym jednak angażować w takie sprawy rodziny, tu zrobiliśmy wyjątek ze względu na okoliczności.

Czy fakt, że twoja żona jest czarnoskóra, wpłynął na twoją decyzję w sprawie uchodźców?
Myślę, że nie. Nie chcę też się wypowiadać o mojej rodzinie, choć muszę dodać, że nie ma ona w Poznaniu żadnych problemów. Zarówno moja żona, jak i mój teść, który już od wielu lat mieszka w Polsce. Funkcjonują normalnie w lokalnych społecznościach, są lubiani, szanowani. Ten kraj nie jest taki zły, jak mogłoby się wydawać po poziomie tych komentarzy. Niestety, ci racjonalni, myślący, fajni ludzie nie komentują. Może warto ich zachęcić?

Czy te wszystkie nienawistne historie w internecie przekładają się na życie codzienne? Czy nagle zrobiło się niebezpiecznie?
Wiesz, jestem raperem, więc przeżyłem mnóstwo bardzo różnych sytuacji na koncertach. Prawda jest taka, że ten świat się cywilizuje. Koncerty dziś a dziesięć lat temu to zupełnie coś innego. W tamten weekend graliśmy w Londynie. Pamiętam, że podczas naszych pierwszych występów w Wielkiej Brytanii ludzie cięli się nożami. Były dzikie awantury. Gdy przyjeżdżała irlandzka policja, to po prostu dostawała wpierdol. A teraz jest „hello”, wszyscy ładnie ubrani, pachnący i uśmiechnięci. Ten przykład pokazuje, jak nas zmienia otwarcie na Europę. Jednak wiele osób nie miało okazji zetknąć się z inną kulturą. I oni się tego po prostu boją. To jest ludzka rzecz. Nie ma się co denerwować, tylko trzeba im pomóc. I przede wszystkim odseparowywać ich od oszołomów, debili i po prostu złych ludzi.

Ostatecznie kilku czołowych raperów stanęło po twojej stronie w sprawie uchodźców, pojawiły się reakcje wsparcia w mediach...
Myślę, że oni nie stanęli po mojej stronie, tylko po stronie przyzwoitości. Prawdę mówiąc, mnie to nie dziwi, bo znam Mesa, Łonę, Vienia czy Miuosha i wiem, że oni mają naprawdę poukładane w głowie. To są dobrzy ludzie. Cieszę się, że zdecydowali się zabrać głos. I wiesz co, myślę, że oni dobrze na tym wyjdą.

Na twojej nowej płycie pojawia się utwór, który może stanowić zagadkę dla tych, którzy zdążyli cię ideowo zdefiniować. Mam na myśli „Apartament”, czyli piosenkę nagraną z myślą o filmie o Janie Pawle II. To twój drugi utwór napisany z myślą o kinie w dość krótkim czasie.
Pierwsze zlecenie do filmu dał mi Krzysiek Skonieczny przy okazji filmu „Hardkor Disco”. To mnie wykręciło intelektualnie. Jestem przyzwyczajony do wypluwania z siebie historyjek, a tutaj dostałem film i przez dwa miesiące pracowałem nad numerem. W końcu napisałem go w Egipcie. Patrzyłem na te wielopokoleniowe muzułmańskie rodziny i doszedłem do wniosku, że tej bomby to nie wniosą nam oni, tylko my sami. Bo oni mają większy porządek. Z „Apartamentem” było jeszcze trudniej, bo dostałem tydzień. Po obejrzeniu filmu wiedziałem, że mogę to ugryźć tylko przez góry. Dlatego, że one też są mi bardzo bliskie. Oglądałem zdjęcia z papieskich wędrówek i myślałem o własnych. Dzięki temu udało mi się tego tematu nie strywializować. Umówmy się, że pisanie kawałków o papieżu to jest trochę strzał w stopę, no bo jak to zrobić? To jest już u nas postać z gatunku mitologicznych i nie ma sensu wchodzić tutaj w żadną polemikę. No bo po co? Zresztą uważam, że dzieciaki tracą na tym, że go nie znały. Jednak gdy on rządził w Watykanie, to Kościół w Polsce trochę bardziej uważał na to, co robi.

Z drugiej strony to właśnie biskup poznański opowiedział się – jeszcze przed papieżem Franciszkiem – za pomocą uchodźcom.
Jestem trochę krytyczny wobec tej instytucji, bo uważam, że to jest gra w karty wójta i plebana, ale tutaj Kościół może się wykazać. Nie tylko nasz biskup, ale też proboszcz parafii na Jeżycach (część Poznania – przyp. red.) tych uchodźców podobno przyjął. Pod Wrocławiem też chcieli, ale lokalna społeczność się sprzeciwiła. My to już jednak przerabialiśmy. Jak otwierano pierwsze placówki Monaru, to też ludzie protestowali.

Przy okazji premiery „Magnum ignotum” powiedziałeś, że to już twoja ostatnia płyta.
Jest we mnie ochota zmiany. Radykalnej zmiany. Jednak tych utworów powstało dużo i one układają się w pewną większą całość. Dlatego może się okazać, że to będzie dłuższa opowieść podzielona na części. Ale nie wyobrażam sobie rapowania po pięćdziesiątce. Nie chcę się czegoś kurczowo trzymać w imię strachu przed jutrem.

rozmawiał Jan Błaszczak

***

Piotr Górny – ur. w 1980 r. w Poznaniu raper i producent muzyczny, znany przede wszystkim jako Gural i Donguralesko. Działa na hiphopowej scenie od lat 90., kiedy założył Killaz Group. Od 2002 r. nagrywa albumy solowe, które regularnie znajdują się w czołówce najlepiej sprzedających się płyt w Polsce. Jego mocne opowiedzenie się za pomocą dla uchodźców doczekało się mnóstwa ostrych komentarzy hiphopowej publiczności, wśród których „Spoko, bierz bydło na kwadrat” i „Już do reszty mózg przećpałeś” należały do łagodniejszych.

Polityka 44.2015 (3033) z dnia 27.10.2015; Kultura; s. 81
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną