Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Ziemia opowiedziana

„Ziemia Obiecana” wciąż zachwyca

„Ziemia obiecana” „Ziemia obiecana” materiały prasowe
„Ziemia obiecana”, najwybitniejszy polski film, wpisuje się – jak większość dzieł Andrzeja Wajdy – w wielkie narodowe dyskusje. I do dziś zdumiewa bezwzględną oceną początków naszego kapitalizmu.
„Kanał”Jerzy Lipman/EAST NEWS „Kanał”
„Popioły”Jerzy Lipman/EAST NEWS „Popioły”
„Popiół i diament”EAST NEWS „Popiół i diament”
„Człowiek z marmuru”Renata Pajchel/EAST NEWS „Człowiek z marmuru”

W ogłoszonym w końcówce ubiegłego roku rankingu „12 filmów na 120 lat kina” „Ziemia obiecana” w reż. Andrzeja Wajdy została głosami środowiska filmowego uznana za najwybitniejszy polski film. Pokonała m.in. dopełniające pierwszą trójkę „Rękopis znaleziony w Saragossie” Wojciecha Jerzego Hasa i „Popiół i diament” Wajdy. Nie było to wielkim zaskoczeniem. „Ziemia obiecana” zachwyca widzów, krytyków i filmowców od swojej premiery w lutym 1975 r., wygrywała festiwale, plebiscyty popularności, była nominowana do Oscara.

„Co stanowi triumf kina: podnosi ono do rangi wizji, zarazem tęczowej i szokującej, ów rezerwat monotonii szarej, przyziemnej, jaką była, jaką być musiała Łódź z końca ubiegłego [XIX – red.] wieku” – pisał w POLITYCE 41 lat temu Zygmunt Kałużyński. „Andrzej Wajda stworzył fascynujące, przenikliwie krytyczne, utrzymane w ciemnych tonacjach widowisko filmowe. (...) Wajdowska Łódź odwraca się od historyczno-literackiego podtekstu, lewituje w przestworza kinowej magiczności, nadznaczeniowości, nie zatracając przecież cech filmu stawiającego konkretne problemy” – oceniał Konrad Eberhardt. „Film Andrzeja Wajdy – spójny i rozdarty, jednolity i wielostylowy, piękny i dosadny. Mistrzowsko przeczuty i niekonsekwentny. Styl, w którym z »grzechów« wybucha żywiołowość. Łączy urodę ze złym smakiem, rozum z uczuciem, intuicję z doświadczeniem, poezję z prozą. Film wybitny” – wtórował Aleksander Ledóchowski w „Filmie”.

Zachwyty krytyków podzielała ówczesna władza, choć nie bez zastrzeżeń. Edward Gierek, wówczas I sekretarz KC PZPR, po pokazie zorganizowanym dla członków Biura Politycznego i ich żon zadeklarował, że pogratulowałby natychmiast twórcy, gdyby wyciął z niego dwie, zdaniem jego żony, pornograficzne sceny. Chodziło o słynne sceny erotyczne w powozie i pociągu między Karolem Borowieckim i Lucy Zucker. Gdy Wajda ostatecznie wyciął je w 2000 r., przemontowując film i skracając o pół godziny, nie brakowało komentarzy, że spełnia życzenie Gierkowej. Reżyser wyjaśniał: „One kiedyś były sensacyjne, a dzisiaj, kiedy wszyscy robią takie same sceny, pomyślałem, że akurat ich mogę się pozbyć łatwiej niż czegokolwiek”.

Rewizja narodowych mitów

Oglądany dziś film wciąż wywołuje ciarki. Zachwyca bogactwem wizualnym i dynamiką obrazów, co częściowo jest efektem przeplatania trzech różnych łódzkich sfer: świata żydowskiego – z kantorami kupców w jedwabnych chałatach, szlacheckiego – z dworkami, psami, portretami przodków oraz starym ojcem Borowieckiego w stroju powstańca z obrazów Grottgera. A także pejzażu przemysłowego, na który składały się dymiące kominy fabryk, hale fabryczne pełne maszyn tkackich, masy wiejskiej biedoty ciągnące do kapitalistycznego raju i bogactwo pałaców fabrykantów.

Te ostatnie – pokazane w filmie oświatowym „Pałace ziemi obiecanej” Leszka Skrzydły, na który uwagę Wajdy zwrócił zmarły właśnie Andrzej Żuławski – były pierwszym impulsem, jaki skierował Wajdę w stronę powieści Reymonta. Gdy „Ziemia obiecana” dostała nominację do Oscara, najbardziej zawzięte spory wśród Amerykanów budziło pytanie: ile to wszystko, co widać na ekranie, musiało kosztować. Mało kogo przekonywało tłumaczenie, że niczego nie budowano na potrzeby filmu, wszystko to w Łodzi stało.

Oglądana po latach „Ziemia obiecana” zdumiewa stopniem bezwzględności, z jakim pokazuje początki polskiego kapitalizmu. To wizja znacznie bardziej okrutna i pozbawiona nadziei na odnowę moralną niż zawarta w powieści Władysława Reymonta z końcówki XIX w., na której film został oparty. Reymont, sympatyk obozu narodowego, odmalował upadek polskiego szlachcica Karola Borowieckiego, który budując fabrykę, zamierza podnieść i ulepszyć profil łódzkiego przemysłu włókienniczego, opartego na produkcji tandety i wyzysku pracowników. Spotyka się z oporem żydowskich fabrykantów, którzy zawiązują spisek, ostatecznie nóż w plecy wbija mu żydowski przyjaciel i wspólnik Moryc Welt. W filmie Borowiecki (w świetnej kreacji Daniela Olbrychskiego) jest nawet bardziej bezwzględny niż inni bohaterowie, Moryc Welt (genialny Wojciech Pszoniak) nie tylko nie zdradza przyjaciela, ale stoi przy nim do końca, a nawet – dziś powiedzielibyśmy – jest w nim zakochany, nosi jego zdjęcie w portfelu, podziwia, adoruje.

Dla Zygmunta Kałużyńskiego postać Borowieckiego u Wajdy i jego ostateczna klęska moralna to dalszy ciąg tematu, który pojawia się w wielu filmach reżysera: „rewizji spadku szlachetczyzny polskiej. Jej ideologowie w wieku XIX nieraz narzekali na chimeryczny brak poczucia interesu. Otóż w »Ziemi obiecanej« mamy szlachcica, który nabrał zrozumienia dla biznesu i usiłuje go uprawiać z taką samą zaciekłością jak robią inne nacje. Proszę patrzeć na jego klęskę: okazuje się, że i to również nie była droga. Rezygnacja z chimery była nadal chimeryczna, bo wciąż nie pozbyto się owej centralnej, zasadniczej, decydującej chimery, błędu przez największe B” – pisał w POLITYCE.

Historyk kina Tadeusz Lubelski widział w „Ziemi obiecanej” kontynuację zapoczątkowanej w połowie lat 50., m.in. przez obrazy Wajdy „Kanał” i „Popiół i diament”, polskiej szkoły filmowej: „Mimo całej monumentalnej demoniczności (...) brzmiała aktualnie. I w niczym nie wyłamywała się z tradycji szkoły polskiej: zbiorowej psychoterapii”. Tak jak w innych dziełach Wajdy kostium historyczny skrywa refleksje nad rolą i znaczeniem polskiej inteligencji, rewizję narodowych mitów i głęboki wgląd w dusze współczesnych.

Sceny realistyczne pozwalają w sposób niemal fizyczny odczuć energię, jaką pulsuje miasto przemysłowe. Po 40 latach zbliżył się tu do ideału Wajdy Steven Soderbergh, podkładając w serialu „The Knick” pod obrazy Nowego Jorku z początków XX w. współczesną muzykę elektroniczną. W „Ziemi obiecanej” mieszają się ze scenami rodem z kina gore, wielu nie powstydziliby się dziś Quentin Tarantino i Robert Rodriguez. Ekran przecinają odcięte przez maszyny ludzkie kończyny, krew zmiażdżonego robotnika tryska na świeżo utkane płachty białej bawełny, orgie seksualne i jedzenia w pałacu fabrykanta Kesslera oglądamy niczym w krzywym zwierciadle. Zygmunt Kałużyński pisał o estetyce filmu „splatającej w jeden ciąg sugestywny okropność i piękno, liryzm i szok, karykaturę i poezję”. Widział w nim echa wcześniejszych prac Wajdy: wizyjnego, barwnego i muzycznego „Wesela” oraz „Biesów” – „stamtąd pochodzi mroczność, desperacja, i kłębowisko żmij w charakterach, i zarazem szyderstwo wyzywające, jakby widmo Stawrogina z »Biesów« nawiedziło miasto Łódź”.

„Dwuznaczność powieści zawiera się w napięciu między obrazem ludzkiej energii, który nie może nie być pociągający, a tym, co Reymont określa jako »głód duszy«. Dwuznaczność cechuje także film Wajdy – i ona nadawała »Ziemi obiecanej« w latach 70. dziwną aktualność, zapowiadając wręcz przyszłe wypadki” – napisze po latach w „Gazecie Wyborczej” Tadeusz Sobolewski. Wajdowska krytyka kapitalizmu i chciwości mocno rezonowała w epoce Gierka – czasie, w którym Polacy zanurzyli się w konsumpcji, której przez wiele lat postnej PRL im brakowało. Zamykająca film demonstracja robotnicza i strzały carskiej policji na znak dany przez Borowieckiego, kilka lat po strzałach do robotników na Wybrzeżu i kilka lat przed stanem wojennym, miały współczesną temperaturę. „I z tą myślą było to robione, w kontekście niedawnych wydarzeń 1970 r. na Wybrzeżu. To Polak powiedział przecież wtedy: – Strzelać!” – tłumaczył w 2000 r. w POLITYCE Andrzej Wajda.

Pocztówka z lepszych czasów

Film pokazywał degrengoladę, upadek moralny trójki głównych bohaterów, a samą Łódź jako zaprzeczenie tytułowej ziemi obiecanej, jednak emanująca z filmu energia i sugestywność wizji Wajdy spowodowały, że z czasem wielu widzów zaczęło film widzieć przez pryzmat najgłośniejszej sceny, w której trzech młodych, pięknych marzycieli, przyjaciół mówi: „Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic, to razem właśnie mamy tyle, w sam raz tyle, żeby założyć wielką fabrykę”. Transformacja ustrojowa lat 90. i jej efekt – zamknięte łódzkie fabryki, upadek przemysłu włókienniczego i samej Łodzi – dodatkowo powodowały, że arcydzieło Wajdy traciło pazur krytyki kapitalizmu, a zyskiwało wymiar nostalgii za czymś pięknym, czego nigdy nie było – stawało się pocztówką z lepszych czasów, gdy wymarła Łódź tętniła życiem.

Przed czterema laty furorę w sieci zrobił filmik internauty o pseudonimie Julian Król pod wymownym tytułem „Ziemia Obiecana 2 – czyli dlaczego w Łodzi nie odbędzie się Euro 2012?”. Muzyka Wojciecha Kilara z filmu Wajdy jest w nim ironiczną ścieżką dźwiękową towarzyszącą wycieczce po ówczesnej Łodzi – mieście dziurawych ulic, straszących zawaleniem pustostanów, ruin pofabrycznych i chaszczów porastających podwórka w centrum miasta.

Sam Wajda powrócił do Łodzi w ubiegłym roku przy okazji zdjęć do filmu „Powidoki” o Władysławie Strzemińskim. Świetne stosunki między ekipą a mieszkańcami zmieniły się o 180 stopni po wywiadzie, którego grający Strzemińskiego Bogusław Linda udzielił Radiu Łódź: „Łódź Filmowa umarła, nie ma co się oszukiwać. Kiedyś była tu wytwórnia, a wytwórnia to ludzie, których zatrudniała, czyli montażyści, dźwiękowcy, oświetleniowcy, statyści i wiele innych osób. Teraz to już jest nie do odtworzenia. Łódź popełniła straszny błąd, zamykając tę wytwórnię, bo straciła kulturę. Dzisiaj to miasto jest umarłe, to miasto meneli”. Ostatnie słowa wywołały burzę, film kończono w atmosferze bojkotu. Premiera w tym roku.

Wajda i nasze narodowe dyskusje

„Kanał”, 1957 r. Jako pierwszy poodwilżowy film o powstaniu warszawskim wywołał szok z powodu skrajnie pesymistycznej wymowy. Rodziny opłakujące bliskich i ocalali uczestnicy powstania oczekiwali obrazu moralnego i duchowego zwycięstwa. Zobaczyli śmierć w kanałach.

„Popiół i diament”, 1958 r. Władza spodziewała się wiernej ekranizacji propagandowej książki Jerzego Andrzejewskiego, potępiającej żołnierzy wyklętych. Cybulski w roli budzącego sympatię chłopca zabijającego komunistycznego działacza stworzył przejmujący portret przegranego pokolenia AK.

„Popioły”, 1965 r. Dyskusję wywołał krytyczny stosunek filmu do patriotyzmu. Moczar i jego środowisko spodziewało się wizji zdrowego narodu w duchu Sienkiewicza. Wajda demaskował mit legionistów i pokazywał walkę Polaków poprzez symbol niemocy i paraliżu woli.

„Krajobraz po bitwie”, 1970 r. Urząd Bezpieczeństwa zatrzymał część nakręconego materiału, gdyż w rolach statystów występowali Adam Michnik i Barbara Toruńczyk – dysydenci ’68 roku zwolnieni z więzienia. Krytyka przedwojennej Polski znów nie spodobała się moczarowcom, którzy komentowali zjadliwie: „Polacy tańczą – »Jeszcze Polska nie zginęła« jak im Żyd (Bardini) zagra”.

„Wesele”, 1973 r. Burzę wywołało „antypolskie” przesłanie, powtarzające za Wyspiańskim, że nasza inteligencja nie jest jeszcze dojrzała do wolności, kręci się w zaklętym tańcu stagnacji i marazmu. Towarzyszom z KC nie w smak były sceny z Kozakami strzelającymi do każdego, kto się do nich zbliży, które musiały z filmu wypaść.

„Człowiek z marmuru”, 1977 r. Władza nie chciała przyjąć do wiadomości, że robotnicy byli ofiarami robotniczej partii. Oburzenie cenzury wywołało zakończenie filmu dziejące się na grobie Mateusza Birkuta – ofiary masakry z grudnia 1970 r. Wycięta scena otwiera „Człowieka z żelaza”.

„Człowiek z żelaza”, 1981 r. Film o narodzinach Solidarności i nadziei na prawdziwe zmiany w Polsce władza w całości potępiała, ale musiała zezwolić na jego rozpowszechnianie. Największych optymistów raziło natomiast sceptyczne zakończenie, które sugerowało rychły koniec karnawału wolności.

„Wałęsa. Człowiek z nadziei”, 2013 r. Wzbudził protesty samego Lecha Wałęsy, który nie utożsamił się z ekranowym wizerunkiem. Lada moment należy spodziewać się ataków prawicy za brak krytycyzmu i budowanie legendy człowiekowi, który na to rzekomo nie zasłużył.

Janusz Wróblewski

Polityka 10.2016 (3049) z dnia 01.03.2016; Kultura; s. 78
Oryginalny tytuł tekstu: "Ziemia opowiedziana"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną