Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Urwani z kotwicy

Kotwica, z koroną czy bez, staje się pustym symbolem.

Cmentarz wojenny w Przysłupie na Magurze Małastowskiej nosi numer 58 i stanowi raptem jeden z kilkuset cmentarzy w zachodniej Galicji, gdzie złożono ciała żołnierzy poległych w Wielkiej Wojnie; ten program projektowy autorstwa wybitnych niekiedy twórców, imponujący jako dzieło spójne i szeroko zakrojone – choć rozproszone po całym regionie – jest jednym z kulturalnych skarbów Beskidów, przez lata zresztą zaniedbywanym. Na szczęście od trzech dekad działa Stowarzyszenie Magurycz, gromadzące profesjonalnych konserwatorów i kamieniarzy, które od 30 lat ratuje cmentarze, nie tylko zresztą wojenne, na Łemkowszczyźnie i Bojkowszczyźnie. W Przysłupie niedawno z kupy gruzu zrekonstruowało zaprojektowaną przez Dušana Jurkoviča kamienną piramidę, stanowiącą podstawę dla wysokiego, drewnianego krzyża. Nie wiedziałem (jak zapewne większość Państwa), że to miejsce istnieje, dopóki nie przeczytałem niedawno, że odnowiony cmentarz został zdewastowany przez grupę jakichś półgłówków, którzy na krzyżach i piramidzie nabazgrali wulgarne napisy, pentagram, swastykę oraz – dwukrotnie – kotwicę Polski Walczącej. W tym raz w koronie, jaką kibole wieńczą nazwy klubów sportowych.

Nic nowego. Kotwica, choć chroniona specjalną ustawą, od dłuższego już czasu jest szargana w paskudny sposób; przyzwyczaiłem się, że najplugawsze homofobiczne i rasistowskie komentarze na Facebooku lecą spod zdjęć profilowych z kotwicą i biało-czerwonym: „Powstanie ’44 Pamiętamy”. Nie tak dawno na okładce „Angory” widać było młodych narodowców z łódzkiego marszu antyimigranckiego, którzy stali na tle symbolu Państwa Podziemnego z ramionami wyciągniętymi w hitlerowskim salucie. Absurd? Tylko z pozoru. I zwiastuje głębsze przemiany.

Kult tego znaku, kiedyś biorący się choćby ze szkolnej lektury „Kamieni na szaniec”, przesunął się ku skoncentrowanemu mniej na oporze, a bardziej na eksplozji przemocy, kultowi powstania warszawskiego. Teraz zamiast przechodzącej do lamusa kotwicy pojawiają się wilki, husarskie skrzydła, maczety (to nie żart, jeden ze sklepów reklamuje bluzę z Piłsudskim naciągniętą na modela: łysego karka z tasakiem w ręku). Wśród miłośników siły, białej rasy i wieszania zamiast liści przyszedł czas nowej symboliki i tzw. żołnierze wyklęci wcale nie są wyborem przypadkowym.

Kotwica bowiem nie jest symbolem dowolnego stosowania przemocy i bezładnej nawalanki w lasach. Jest symbolem Państwa Podziemnego, które – co trzeba powtarzać do znudzenia – było legalną władzą polską. Państwem z urzędami, systemem edukacyjnym, sądowniczym, opiekuńczym itd. Już sama historia tego znaku pokazuje, jak głęboko państwowa i legalna była to władza. Otóż nie jest to wynik inwencji jakiegoś pomysłowego chłopaka z Czerniakowa, który pomyślał, że tak sobie namaluje; Państwo Podziemne przez jeden ze swoich urzędów (Komisję Propagandy Okręgu Warszawskiego ZWZ) ogłosiło regularny, konspiracyjny konkurs na projekt symbolu, który będzie chwytliwy i równocześnie spełni pewne warunki ergonomiczne – w szczególności da się łatwo i prędko malować w warunkach niesprzyjających. Spłynęło 27 prac, z których dwie spełniały warunki, wybrano projekt 22-letniej Anny Smoleńskiej, harcerki Szarych Szeregów (wedle niektórych źródeł dopracowany później przez Jana Michała Sokołowskiego). Ale to nie koniec. Otóż znak był bliźniaczo podobny do jednej z wersji sygnetu Wydawnictwa Polskiego R. Wegnera – i do córki założyciela wydawnictwa wysłano delegata, który poprosił o zgodę na wykorzystanie analogicznego znaku jako symbolu Państwa Podziemnego. I zgodę tę uzyskał, choć wcale pani Rybotyckiej nie przystawiał pistoletu do skroni ani nie groził jej egzekucją w lasku za wsią.

Poeta Radosław Wiśniewski pisze w swoim błyskotliwym tekście „Spocznij, wolno myśleć” o pewnym sklepie z odzieżą patriotyczną: „Jedyną organizacją zbrojnego podziemia z lat 1939–45, która jest reprezentowana, są oczywiście Narodowe Siły Zbrojne. [...] Istnieje jeszcze znaczek P z kotwicą, czyli »Polska Walcząca«, ale w zestawieniu z monopolem NSZ wygląda to, jakby to NSZ miał być główną organizacją [...] walczącą o niepodległość Polski, co jest bzdurą”. Po liczniejszych i ważniejszych, jak AK i Bataliony Chłopskie, nie ma w sklepie ani śladu, podobnie jak po większości formacji walczących na Zachodzie. „Nie ma ich insygniów ani znaków, symboli graficznych na koszulkach, bluzach z kapturem czy bez, spodniach, spodenkach dla niej i dla niego”.

Wszystko to jednak nie dziwi. Niedawna sonda pokazała, że rzekoma ostoja patriotyzmu, czyli kibice, nie ma pojęcia o historii: powstanie warszawskie wybuchło w 1920 r., „całym tym szefem był »Rudy«, »Zośka« to była nasza najbardziej ulubiona pani, natomiast najważniejsza sprawa to zabicie Szucha”.

Skończyły się, mili Państwo, czasy akowców i powstańców. Idealni na idoli są żołnierze wyklęci, ponieważ nie mieli nad sobą naczelnego dowództwa ani państwa, nie odpowiadali przed żadnym kodeksem, byli sobiepankami, watażkami, panami życia i śmierci okolicznych słabych cywilów (popularna bluza „patriotyczna”: „Tylko Bóg może mnie osądzić”). Nie walczyli z Hitlerem, którego armia ładnie hajlowała i „robiła porządek z lewactwem i pedałami”, tylko „z bolszewikiem”, ergo „Eurosodomą”, która sprzedała nas w Jałcie, a teraz przyjmuje uchodźców, oraz z całą resztą „lewactwa”. Kotwica, z koroną czy bez, staje się pustym symbolem. Nadchodzi nowe.

***

Jacek Dehnel – pisarz (m.in. powieści „Saturn”, „Lala”, „Matka Makryna”), poeta, tłumacz (Larkin, Verdins) i malarz. Zajmuje się zbieractwem i łowiectwem (gratów), prowadzi blog poświęcony międzywojennemu tabloidowi kryminalnemu „Tajny Detektyw”, nie prowadzi samochodu. Decyzją Rady Języka Polskiego został Młodym Ambasadorem Polszczyzny. Właśnie ukazała się jego nowa powieść „Krivoklat”.

Polityka 20.2016 (3059) z dnia 10.05.2016; Kultura; s. 87
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną