Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Jak coś po sobie zostawić

Odwiedziłem niedawno Muzeum Witolda Gombrowicza we Wsoli.

Samo miejsce nasuwa skojarzenia z dworkiem Hurleckich z „Ferdydurke”. Pośrodku niewielkiego parku stoi sobie białe gmaszysko otoczone przez ceglane budyneczki, częściowo zagrzebane w kosmatej ziemi, jakby mościły się do wiecznego snu. Przybyłem na spotkanie autorskie z sobą samym, do tego dość późno i nie miałem śmiałości męczyć pracowników prośbami o oprowadzenie. Puszczony samopas, wsadziłem nos tu i tam. Mają księgi za szkłem, płachty zdjęć z cytatami i fotografiami zwisające z sufitu, salę koncertową oraz wiele innych fajnych rzeczy, które przeleciały bez śladu przez moją pamięć, podziurawioną i chwierutną.

Gdy mieszkałem w Kopenhadze, wybrałem się na poszukiwanie śladów po Kierkegaardzie. Znalazłem okazały nagrobek i salę pamięci jego imienia w jakimś muzeum historycznym. Pomieszczenie miało rozmiar i urok cieciowego kantorka w poprawczaku. Trzymali tam wszystkie rzeczy, których Kierkegaard potrzebował w swoim krótkim życiu, a mianowicie pulpit, parę pożółkłych świstków, ze dwa pióra, parę książek, rękawiczki oraz coś, co równie dobrze mogło być wyjątkowo zniszczonym paltem, jak i wylinką zrzuconą przez morskiego potwora. Nic więcej nie zostało po wielkim pisarzu i filozofie, który zresztą za życia miał opinię pociesznego idioty. Kopenhażanie ciskali weń kałem dla czystej radości.

Te wizyty skłaniają do wniosku, że zbudowanie muzeum poświęconego jakiemuś pisarzowi jest zadaniem trudnym, jeśli nie niemożliwym. Projektanci od Gombrowicza wykonali świetną robotę, musieli jednak kombinować z tymi zdjęciami na płachtach i tym podobnym. Materialną spuściznę po Sokratesie z Kopenhagi można by (nie licząc pulpitu) spokojnie załadować do bagażu podręcznego.

Po malarzach zostają farbki, pędzelki, ciężko usuwalny zapach terpentyny (dorastałem wśród twórców, to wiem), a przede wszystkim dzieła, z których w najgorszym razie można sklecić jakąś wystawę retrospektywną.

Polityka 23.2016 (3062) z dnia 31.05.2016; Kultura; s. 85
Reklama