Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Przedwojenne Sin City

Przedwojenne Sin City, czyli Warszawa według Twardocha

Dzień targowy w dzielnicy żydowskiej w przedwojennej Warszawie Dzień targowy w dzielnicy żydowskiej w przedwojennej Warszawie Corbis
„Król” Szczepana Twardocha to opowieść o Warszawie końca lat 30. XX w. Brawurowo napisana, uwodząca i zwodząca czytelnika.
„Król” nie tyle opowiada o politycznych zawirowaniach lat 30., ile o złudzeniu wolności, złudzeniu władzy, złudzeniu, że panuje się nad swoim życiem.mat. pr. „Król” nie tyle opowiada o politycznych zawirowaniach lat 30., ile o złudzeniu wolności, złudzeniu władzy, złudzeniu, że panuje się nad swoim życiem.
Szczepan TwardochZuza Krajewska Szczepan Twardoch

Artykuł w wersji audio

„Król” wziął się z „Morfiny” (i – podobno – z namiętności do boksu). Kiedy Twardoch pracował nad nagrodzoną Paszportem POLITYKI powieścią, wpadła mu do ręki książka o słynnym przedwojennym gangsterze Tacie Tasiemce. Był najpierw rewolucjonistą 1905 r. związanym z PPS, a potem został szefem mafii, która wymuszała haracze na Kercelaku i Woli. Twardochowy Kum Kaplica ma wspólną przeszłość z Tatą Tasiemką, ale jego późniejsze, powieściowe losy są inne. Podobnie Radziwiłek, inny bohater „Króla”, jest wzorowany (ale bardzo swobodnie) na Doktorze Łokietku, żydowskim mafiosie, który jednak wolał nazywać się jak Polak.

Nie jesteście u siebie

Tytułowym królem nie jest żadna z tych postaci, tylko Jakub Szapiro, bokser z żydowskiego klubu Makabi, którego uwielbiała warszawska ulica. Był człowiekiem Kuma, zbierał haracze od bogatych i biednych, zabijał kogo trzeba – czasem oenerowskiego antysemitę, czasem ubogiego krawca z Nalewek. Żadna z tych śmierci nie zostawała na dłużej w jego pamięci – oprócz jednej. I wokół tej winy osnuta jest intryga, bardzo misternie skonstruowana. W taki sposób, by kolejne trybiki historii zazębiały się, a jednocześnie żeby umiejętnie zaskakiwać czytelnika. Pierwsza zagadka brzmi: kim jest narrator? To samo pytanie czytelnik zadawał sobie podczas lektury „Morfiny” (odpowiedzi było wiele) i „Dracha”, gdzie narratorem był tytułowy drach, smok. „Królowi” bliżej do „Morfiny” niż do „Dracha”. Poprzednia powieść była, jak sam autor mówił, bolesna, związana z historiami, które w śląskich domach opowiada się szeptem. „Król”, podobnie jak „Morfina”, jest przede wszystkim barwną opowieścią z historycznym tłem. Każda z tych powieści ma inny styl. „Morfina” – transowy i pełen refrenów. W „Drachu” styl był oszczędny, suchy, niemal encyklopedyczny. A w „Królu” pojawia się sporo humoru, zwłaszcza w dialogach – to jest nowość. Napisany jest wartko, bez nadmiernych archaizacji, ale tak, żeby czytelnika wprowadzić w język warszawskiej ulicy.

„Radziwiłek smukły, Jakub barczysty, obaj Żydzi, ale Jakub o urodzie wyraźnie śródziemnomorskiej. Radziwiłek wcale.

– Rzecz polega na tem, że o Kercelak zaopiekować trzeba. – I nikt tego lepiej nie zrobisz, niż pan zrobisz, pan Jakub.

– Ja pracuję dla Kuma.

– Pan Szapiro. Pan wiesz, że czasem zmiana jest. Świata nie zmienia. Był cara, cara niet. Nie było Polski, jest. Był Kum, nie jest. Zmiana jest dobra. Zmiana trzeba kochać. Do zmiana trzeba dostosować się”.

Twardoch pokazuje Warszawę podzieloną tak jak publiczność meczów bokserskich. Warszawę lepszą, polską, elegancką oraz gorszą, żydowską. Między tymi dwoma miastami kursują – król Jakub Szapiro i Kum Kaplica, mają wpływy w jednej i drugiej. Mieli poczucie, że Warszawa nie jest Polaków, tylko Kuma i króla. Była ich – do czasu.

„Dookoła ringu zgromadziły się dwie Warszawy mówiące dwoma językami, żyjące w osobnych światach, czytające inne gazety i darzące się nawzajem w najlepszym razie obojętnością, w najgorszym – nienawiścią, a zwykle po prostu pełną dystansu niechęcią, jakby mieszkały nie ulica w ulicę, tylko rozdzielone oceanem”. Kiedy przez Tłomackie idzie procesja na polskie Boże Ciało, mimo że żaden Polak tu nie mieszka, to idą tak, jakby tu byli u siebie. Idą tędy specjalnie, żeby przypominać warszawskim Żydom: „Nie jesteście u siebie, nawet w waszych dzielnicach, nawet na waszych placach, pod waszymi synagogami. To jest katolicki kraj, to jest wszystko nasze, a wy jesteście tutaj tylko z naszej łaski”.

Życie jak tani romans

Te dwa światy reprezentują też kobiety Jakuba: Ryfka – burdelmama, a wcześniej żydowska utrzymanka Kuma Kaplicy, i z drugiej strony – Anna, nie dość, że Polka, to jeszcze córka faszyzującego prokuratora. Anna pociąga Jakuba swoim zepsuciem. Nie może się też nadziwić, że ktoś taki jak Jakub nie zna Sienkiewicza. „To jakiś wasz pisarz” – mówi Jakub, tym samym podkreślając rozdzielność tych dwóch światów. Jest jeszcze żona Emilia, typ sportsmenki Żydówki. Wszystkie kobiety wydają się Jakubowi szansą jakiejś ucieczki – od zwyczajności z Ryfką ulicznicą, od niepokoju – z Emilią i dziećmi, od siebie samego – z Anną. I z czasem odkrywa, że nic z tego – nie da się nigdzie uciec, nie ma ani szczęścia, ani wolności.

Historie miłosne i sceny seksu trącą nieco tanim romansem, ale co z tego, skoro – jak sama Ryfka zauważa – życie, niestety, przypomina tanie romanse. Patrzy na swój burdel i widzi, jak życie daje nadzieję, a potem jest już spadanie coraz niżej, uzależnienie od miłości. „Życie jak w groszowych powieściach o konsekwencjach moralnego upadku. Potem wystawali na ulicy żałośni frajerzy, a potem im przechodziło, bo to zawsze przechodzi” – Ryfka to wie, ale sama, wbrew wizerunkowi zimnej i twardej, jest wobec miłości bezradna. Postaci kobiece reprezentują tutaj pewne typy, ale pasują do konwencji. W warszawskim przedwojennym Sin City jest brutalnie. Jak w balladzie Grzesiuka, który zresztą śpiewał o Tacie Tasiemce i porachunkach warszawskich chłopaków. U Twardocha więcej znajdziemy salonów niż melin, ale o miłości Ryfki i Jakuba, i ich rękoczynach ulica też śpiewała piosenki. Twardoch korzysta z konwencji sentymentalnej ballady o gangsterach, do tego dodaje elementy politycznego thrillera.

Dużo drutu kolczastego

Jest 1937 r., historia przyspiesza. Przeglądając gazety z tamtego czasu, Twardoch natknął się w antysemickim piśmie „ABC” na list pewnego porucznika, który stał się zalążkiem ważnego wątku w tej historii. Porucznik pisał, jak pozbyć się Żydów z armii, a potem jak ich zmusić do pracy na rzecz państwa. Otóż należałoby ich pozbawić praw obywatelskich, a potem zatrudnić do prac ziemnych. Potrzebne są tylko: „łopaty i kilofy, parę starych kotłów, deski na barak i dużo drutu kolczastego”. Porucznik tłumaczył, jak eksterminować Żydów. W jednej ze scen Jakub Szapiro idzie więc do autora tego listu rozprawić się z nim, zemścić się. Ale zamiast zadufanego Polaka zastaje kalekę i ofiarę losu, i dopiero jego jawny antysemityzm sprawia, że Jakub jest w stanie go uderzyć. W powieści lewa i prawa strona są właściwie równie okrutne, potrafią się też ze sobą dogadywać.

Zaczyna działać getto ławkowe, sanacja układa się z nacjonalistami. Rydz-Śmigły, pojawiający się w tej powieści, zbliża się do kręgów endeckich. Wątek polityczny w powieści dotyczy właśnie zamachu stanu planowanego przez Rydza-Śmigłego razem ze skrajną prawicą. Bojówki PPS biją się na ulicach z ONR. Policja ma układy z chłopakami od Kuma Kaplicy, ale do momentu, kiedy zacznie on przeszkadzać władzy. Obserwujemy kolejne sojusze i upadki, spektakularne upadki – śmierć w torturach za zdradę tajemnic czy zmianę sojuszy. Jednak im dalej, tym wyraźniej widać, że nie jest to powieść polityczna ani historyczna. Już w poprzednich książkach Twardoch wymykał się takim kategoriom. Pisał o tym Ryszard Koziołek: „Karmiąc się historią Śląska, Twardoch jest jej przeciwnikiem. Jego fikcja jest wymierzona w historię, ponieważ historia Śląska nie potrafi nadać sensu losom Ślązaków. Produkuje głównie rozpacz. Dlatego autor »Morfiny« nie pisze historii, ale okrutną fikcję, która służy sobie samej”.

Przy lekturze nowej powieści trudno uwolnić się od skojarzeń: groza lat 30. wraca w dzisiejszej publicystyce, razem ze wzrostem znaczenia ONR, podziałami, sytuacją międzynarodową. Twardoch ucieka od tych skojarzeń: różnica polega na tym – mówił w jednej z rozmów – że wtedy awantury polityczne kończyły się strzelaniną. To było coś zwykłego.

Jakub czuje się królem Warszawy i nie chce wyjeżdżać: „Patrzę. Widzę Tłomackie. Widzę Kercelak. Kreski ulic, Leszno, Chłodna, Miła, nie wiem, która jest która, ale wiem, że tam są, znam każdego, kto chodzi po ich bruku, każdy zna mnie, na tamtych ulicach jestem Jakub Szapiro, policjanci mi się kłaniają, uśmiechają się dziewczęta, pobożni Żydzi odwracają, oburzeni, wzrok, boją się mnie faszyści i straganiarze, jestem Jakub Szapiro”. Nie wiedział, że królem będzie tylko dwa lata, nie wiedział – jak wszyscy – co nadchodzi. Ale widzimy też przyszłość, której bohaterowie nie znają – potworność, która zmiata wszystkich: faszystów wsadza do Auschwitz albo funduje im procesy po wojnie, niszczy tych z lewa i prawa jednakowo. W tej powieści znowu pojawia się znak firmowy prozy Twardocha, czyli stwór z innego porządku – tym razem jest to kaszalot płynący nad miastem: „Kaszaloty nie gryzą ani nie rozszarpują swojej zdobyczy, wsysają ją, wciągają w całości”. Wszystkich nas – bądźmy przygotowani – pożre. „Król” nie tyle opowiada o politycznych zawirowaniach lat 30., ile o złudzeniu wolności, złudzeniu władzy, złudzeniu, że panuje się nad swoim życiem. I wszystko pięknie, ale jest jeszcze coś, co w tej świetnej konstrukcji przeszkadza i ją niespodziewanie psuje.

Nazwałabym to „efektem efektowności”. Otóż można mieć wrażenie, że Twardoch chce jak najmocniej zagrać i w efekcie przekracza granicę kiczu. Spirala morderstw jest tak zakręcona, że efekt goni efekt. I nawet nie chodzi o strzał tylko, przeciwnie – o efektowny brak reakcji, kiedy bohater widzi, jak ktoś zabija jego kochankę. O jeden efekt za dużo. Po nim Warszawa w „Królu” już definitywnie zamienia się w komiksowe Sin City.

Polityka 41.2016 (3080) z dnia 04.10.2016; Kultura; s. 90
Oryginalny tytuł tekstu: "Przedwojenne Sin City"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną