Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Na cztery ręce

Pomysł naszego wspólnego pisania narodził się z miłości – do boksu i bicia.

Pewnego majowego południa siedziałyśmy na Chmielnej w kwiatowym ogródku i omawiałyśmy tematy kobieco-pisarskie. Była też z nami zawsze elegancka Joanna Bator. I nie wiadomo, jak to się stało, ale nagle siedziałyśmy z Sylwią już nie na wytwornych krzesłach, a na kamiennych odrapanych schodkach wyjścia dla personelu i z wypiekami na twarzy omawiałyśmy technikę sierpa i podbródkowego oraz kopnięcia w splot słoneczny. Nie zająknęłyśmy się słowem o kwestii strojów, bólu czy kontuzji. No, może było coś na temat skutecznych ochraniaczy na zęby. Joanna Bator przysłuchiwała się naszej gorączkowej wymianie zdań i niczemu się nie dziwiła, bo część pisarek tak ma – gdyby nie ta zbawienna cecha, daleko byśmy w naszym fachu nie zaszły. Zresztą, Joanna biega codziennie miliony kilometrów, więc wie, co to znaczy być zmęczoną i szczęśliwą. Zrobiłyśmy sobie z tego spotkania eleganckie zdjęcie, Joanna odpłynęła w cudownej sukience, a my znów na schody, żeby o boksie. Zlitowała się nad nami płomiennoruda wydawczyni polska: jak mamy w ogóle iść tego dnia do domu, to musimy napisać o boksie tekst. Inaczej się nie rozstaniemy.

Tak też zrobiłyśmy – dwa lata później. Dlaczego tak długo nam to zajęło? Bo życie pisarki takie właśnie jest. Jakie? Grażyna notuje właśnie swoją część tego felietonu w zeszycie w linie, robiąc tłuste plamy na kartkach, bo jednocześnie przypala rybę na patelni. Do drzwi dzwoni dziecko sąsiadki – nie mają znów prądu, czy mogą się podłączyć do naszego? Czemu nie mają? Bo nie zapłacili. Podłącza ich wtyczkę do swojego gniazdka i leci zapisać w kalendarzu: „Pamiętać, żeby zapłacić za prąd!”. Coś cuchnie – to ryba doszła.

Polityka 50.2016 (3089) z dnia 06.12.2016; Felietony; s. 111
Reklama