Minister Gliński chce kupić „Damę z łasiczką”. I znowu wizerunkowo strzela sobie w stopę
Zacznijmy od próby zrozumienia. Przede wszystkim mieści się ów pomysł w szeroko rozumianej filozofii obecnego rządu, by to, co się tylko da, nacjonalizować.
Okazuje się, że ofiarą takiego myślenia paść mogą nie tylko banki czy wielkie formy, ale też dzieła sztuki. Wykupienie kolekcji byłoby także mocnym akcentem w lansowanej polityce historycznej władzy, która przez wszystkie przypadki, wręcz z ekstazą, lubi odmieniać takie słowa jak „tożsamość”, „dziedzictwo”, „tradycja”.
Można też zrozumieć lekkie zirytowanie Glińskiego związane z faktem, że właściciel obrazu, czyli Fundacja Czartoryskich, zbyt ostentacyjnie podkreśla fakt, że obraz jest jej, a nie całego narodu, własnością. A co za tym idzie, coraz częściej postępuje wbrew czemuś, co nazywamy interesem publicznym.
Pomysł Glińskiego jest, częściowo, zrozumiały
Zaczęło się od nazbyt częstego (zdaniem zaniepokojonych konserwatorów) wypożyczania dzieła za granicę, za odpowiednim rzecz jasna wynagrodzeniem. Później zaszokowała wiadomość o wycofaniu obrazu wraz z całą kolekcją z wieloletniego depozytu w Muzeum Narodowym w Krakowie. W końcu ruszył, jak na razie niekończący się, remont siedziby Fundacji, a zbiory zostały rozproszone po całym kraju i nie wiadomo, kiedy znów będzie je można razem zobaczyć („Dama” trafiła na Wawel).
W tym sensie zakup kolekcji niewątpliwie pozwoliłby na mądre zarządzanie jej losami, na uspokojenie sytuacji i na znalezienie docelowego domu dla pięknej pani ze zwierzątkiem.