Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

„Ucho prezesa”: Minister (ochrony?) środowiska największą ozdobą odcinka

„Ucho prezesa” „Ucho prezesa” mat. pr.
Nowy odcinek, nowy członek rządu – tym razem widzowie „Ucha…” poznają kabaretową reinkarnację Jana Szyszki. Będzie miał również miejsce zamach na życie… kota.

Sylwester Maciejewski w roli ministra (ochrony?) środowiska to zdecydowanie największa ozdoba dziesiątego już odcinka serialu kabaretowego „Ucho prezesa”. Miał zresztą wdzięczną postać do odegrania, bo przywar mnóstwo, a scenarzyści bardzo udanie stworzyli swoją wersję Szyszki – ich Pierwszy Myśliwy RP delektuje się zapachem krwi, uśmiecha na widok padających drzew, nie może przejść obok rośliny bez jej ścięcia, a gdy widzi żywe zwierzę, odruchowo sięga po sztucer i strzela.

Do Prezesa wpada zaś, obdarowując panią Basię martwym bażantem, a samego dyktatorka głową żubra. (Rzecz jasna zwierzę było chore, na gruźlicę, zdrowego by przecież minister nie zastrzelił).

Serialowy Prezes ministra Szyszki nie wyrzuci

Tak jak w poprzednim epizodzie widzieliśmy hierarchię władzy w państwie, w „Ludzkich panach” Robert Górski i współpracownicy pokazują nam znowu jej mechanizmy, a więc próbują w jakiś sposób zrozumieć, co też kieruje PiS i Prezesem. Odwołują się przy tym do niechęci Prezesa do Szyszki i jego pomysłów na wycinkę drzew, tu podkreślając, że to minister ma swoje manie, a szef PiS nie jest w stanie go powstrzymać, mimo że i mu przeszkadza smog, za oknem ścina mu się stuletnie drzewo, no i życie kota było zagrożone. Dlaczego więc nie reaguje? Dlaczego nie wyrzuci z rządu człowieka, który partii wyraźnie szkodzi?

Powody są dwa. Pierwszym jest pewien mieszkaniec Torunia, który kojarzyć się może z grzybobraniem, a którego Szyszko jest „pupilem”. Drugim jest jednak obrana przez Prezesa taktyka, opisywana już w jednym z poprzednich odcinków, w myśl której do błędów przyznawać się nie wolno, nie można zrobić ani kroku w tył, i nawet gdy palnęło się gafę, trzeba w nią niestrudzenie brnąć.

W skrócie: żądza władzy i mania siły Prezesa nie pozwalają mu racjonalnie zarządzać tym, co ma, a ponieważ otaczają go nasłani przez różne środowiska dziwacy, efektem jest choćby ogólnopolska drzewokalipsa.

W „Uchu prezesa” działo się aż za dużo

Tyle Szyszki, choć w odcinku działo się więcej. Nawet sporo więcej. Aż za dużo wręcz – miały „Ludzkie pany” spore problemy z tempem, bo z jednej strony pokazywano nam świetnie wykreowaną postać ministra (ochrony?) środowiska, z drugiej zaś co chwila raczono nas przerywnikami w postaci scen z korytarza, z dziećmi pani Basi, co wybijało widzów z rytmu. Bo te drugie były często zbytnio przeciągnięte, na pewno natomiast odstawały od ekscesów Szyszki. Gdy więc kamera pokazywała na przykład panią Basię i jej córkę, my niecierpliwiliśmy się, kiedy wróci do wnętrz gabinetu Prezesa.

Musi to obniżyć ogólną ocenę dziesiątego odcinka, na pewno odstającego choćby od najlepszego dotychczas epizodu z wizytą Angeli Merkel. Maciejewski jednak wykonał na tyle dobrą robotę, że ogólnie można mówić o udanej odsłonie „Ucha…”.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną