Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Noc na komendzie

Noc Muzeów w polskim wydaniu to głównie lans. Znowu liczy się ilość, nie jakość

Muzeum Wojska Polskiego (Noc Muzeów 2016) Muzeum Wojska Polskiego (Noc Muzeów 2016) R. Motyl / Facebook
Przed nami Noc Muzeów. Szlachetna w założeniu impreza, którą Polacy łatwo zamienili w ludyczny i chaotyczny festyn.

Zacznijmy od przypomnienia niezbędnych faktów. Pierwszą Noc Muzeów zorganizowano w Berlinie w 1997 roku, z oryginalnym zamysłem udostępnienia zbiorów w godzinach nocnych i za symboliczną opłatą. Pomysł chwycił. W Polsce po raz pierwszy zorganizowało ją muzeum Narodowe w Poznaniu w 2003 r. Dziś idea realizowana jest w około 120 miastach Europy i… ponad 130 w Polsce! Można by zatem z dumą ogłosić, że w nocnym (choć niestety mającym miejsce raz w roku) podziwianiu kolekcji jesteśmy absolutnymi rekordzistami świata. Do tej wielkiej beczki miodu wypada jednak wlać kilka łyżeczek dziegciu.

Otóż Noc Muzeów w krajowym wydaniu przypomina nieco naszą inną narodową ideę: Obrony Terytorialnej. I to w dwojako. Po pierwsze w przekonaniu, że entuzjazm i chęć szczera zrekompensują brak helikopterów, czołgów, systemów łączności i doświadczonych generałów. I po drugie, że nie liczy się jakość, ale ilość.

W Noc Muzeów Polacy się lansują

Obejrzyjmy to sobie na przykładach. Z jednej strony Berlin. Jest jak wzór metra z Sevres. Nie tylko zainicjował Noc Muzeów, ale organizuje ją w sposób perfekcyjny. Cóż składa się na nocny program? Możliwość zwiedzenia 77 muzeów w mieście. Koniec kropka. Wprawdzie niektóre z nich proponują dodatkowe atrakcje, ale tylko w ramach swego profilu; jakiś koncert, spotkanie, dyskusję.

A teraz Warszawa. Jak się chwalą organizatorzy, instytucji biorących udział w Nocy będzie 233, a wydarzeń ponad 300. Czyżbyśmy mieli prawie trzy razy więcej muzeów niż berlińczycy? Ależ skądże. Po prostu u nas Noc Muzeów to nie czas podziwiania zbiorów, kontemplowania wystaw i poznawania kolekcji, ale okazja na podlansowanie się. Owszem, na liście uczestników są muzea i galerie. Ale także jest mnóstwo miejsc, których obecność budzi co najmniej zdziwienie, a niekiedy osłupienie. Solidarnie zapraszają do siebie więc dzielnicowe biblioteki (to jeszcze można zrozumieć, wszak powoli zamieniają się w skanseny), teatry, szkoły wyższe, a nawet licea. Na liście ochoczych uczestników są m.in. ambasada Włoch, fabryka czekolady, a nawet Hala Koszyki i Huta Arcelor Mittal.

Zasada jest prosta: jeżeli mam do pokazania coś, cokolwiek, czego na co dzień nie pokazuję, to jest to już wystarczający powód, by uczestniczyć w Nocy Muzeów. A wszystko to okraszone zgoła niemuzealnymi atrakcjami: degustacjami, paradami, koncertami, potańcówkami, a nawet musztrami (Dowództwo Garnizony Warszawa).

Co ciekawe, szansę na autopromocję zwęszyły też urzędy państwowe i samorządowe. W Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz w Urzędzie Wojewódzkim w programie jest zwiedzanie gabinetów, Ministerstwo Edukacji Narodowej przygotuje na ten wieczór pokazy grup rekonstrukcyjnych (szkoła we Wrześni?). W swoje progi zapraszają też Senat, Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, choć poza stołami i fotelami niewiele tam jest do zobaczenia. Ba, można sobie spędzić część nocy w Komendzie Głównej Policji, gdzie specjaliści bezpłatnie wykonają odcisk twoich linii papilarnych. Proszę, jak można połączyć przyjemne z pożytecznym.

Noc Muzeów jeszcze przed zmierzchem

Ciekawe, że ideę Nocy Muzeów ochoczo podchwyciły też malutkie miasteczka, często nieposiadające żadnego własnego muzeum czy choćby izby pamięci. Sprawdziłem program kilku z nich. Noc w Zdunach zacznie się o 16.30, a skończy o 19.30, a więc w momencie, gdy słoneczko będzie jeszcze nieźle przygrzewało. W programie: film, wspomnienia, biesiada, koncert, prelekcja. W Makowie Mazowieckim zaplanowano koncert i – z braku innych atrakcji – zwiedzanie miejscowego kościoła. Można przypuszczać, że dla lokalsów to gratka nie lada. W Wolborzu skoncentrowano się na pokazie grupy rekonstrukcyjnej miejscowej policji, a impreza potrwa od 17.00 do 22.00, więc przynajmniej skończy się już po zmierzchu. Itd. Itp.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że szlachetna w założeniu idea niesienia kaganka oświaty i edukacji (muzealnej) w naród u nas szybko przerodziła się w kolejną imprezę ludyczną i popkulturową, w której beztroskim przebiegu muzea jakby coraz bardziej uwierają. I niewykluczone, że w końcu dożyjemy radosnej Nocy Muzeów bez tych nudnych muzeów, za to z biesiadami, dyskotekami, degustacjami, koncertami disco-polo i podobnymi bezstresowymi atrakcjami.

Czy są wyjątki? Jeszcze się zdarzają. Na przykład Kraków (cóż, noblesse oblige), którego program obejmuje 50 placówek, ale są to wyłącznie muzea i ich oddziały. Ale przecież każdy rodak wie, że to miasto konserwatystów i smętnych tradycjonalistów, którzy kompletnie nie czują pulsu współczesności.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną