Niewiele brakowało, żeby w spisie szkolnych lektur spełnił się scenariusz jak z piosenki – Mickiewicz co prawda ocalał, ale nie byłoby Miłosza. Chodziło o przygotowywaną przez resort edukacji podstawę programową do lekcji języka polskiego dla szkół ponadpodstawowych (zmiany zaczną obowiązywać za dwa lata, w roku szkolnym 2019/2020) i niektórych zaniepokoiły na etapie prac i konsultacji. W sierpniu jeden ze słuchaczy Radia TOK FM zauważył na przykład, że w przygotowywanym przez MEN spisie lektur brakuje wspomnianego Miłosza, i to zarówno na poziomie podstawowym, jak i rozszerzonym. Ministerstwo prostowało te doniesienia: „Nie wyobrażamy sobie nowej podstawy programowej do szkół ponadpodstawowych bez twórczości Czesława Miłosza!”. Dodając, że jako polski poeta i noblista ma w kanonie miejsce zagwarantowane.
Zwykłe przeoczenie? Raczej spryt. Dopóki żaden dokument oficjalnie nie obowiązuje, resort może testować opinię publiczną, gdy wychodzą na jaw kulisy pracy nad nową podstawą programową. Ale jeśli zechce – i jeśli środowisko nie zbuntuje się tak głośno jak w sprawie Miłosza – to wytnie niewygodne lektury z taką łatwością, z jaką wyciął gimnazja. Opinii publicznej umknęło np., że ze spisu wypadł „Pan Tadeusz” (pobieżnie omawiany w gimnazjach) – młodzi w zamian dostaną „Konrada Wallenroda”.
Projekt tej podstawy zatrważa także dlatego, że w spisie lektur dokonano wymownych przetasowań. Część pozycji z programu wypadła, niektóre awansowały (obowiązywały na poziomie rozszerzonym, a będą obowiązywać już na podstawowym), inne spadły do rangi „uzupełniających”. Doszły też nowe książki (albo fragmenty), choć trudno odnosić ten przymiotnik np. do dzieł staropolskich, których znacząco przybyło.