Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

W filmach Grzegorza Królikiewicza widz także był reżyserem

Grzegorz Królikiewicz Grzegorz Królikiewicz Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta
Jego filmy opowiadają o ludziach skrzywdzonych i poniżonych, wyjętych z piwnicy.

W czwartek, 21 września, w wieku 78 lat zmarł Grzegorz Królikiewicz, reżyser i scenarzysta filmowy, pedagog i teoretyk kina.

Królikiewicz urodził się w 1939 roku w Aleksandrowie Kujawskim, natomiast całą karierę związany był z Łodzią, gdzie najpierw ukończył studia prawnicze, a następnie – w 1967 roku – reżyserię w tamtejszej szkole filmowej. Jako przedstawiciel kina Młodej Kultury i nowej zmiany, które o codzienności doby Polski Ludowej mówiły wprost, realizował dokumenty, by wspomnieć choćby „Mężczyzn” (1969), „Wierność” (1969) i „Nie płacz” (1971).

W owym czasie, w trakcie Ogólnopolskiego Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w Krakowie, zasłynął jako jeden z buntowników przeciwko konformistycznemu stylowi realizowania filmów przez jego starszych kolegów i nauczycieli, w czym wyrażała się również niechęć wobec ówczesnej rzeczywistości społeczno-politycznej. W 1972 roku napisał i wyreżyserował swój fabularny debiut, a mianowicie „Na wylot”, który do dziś należy do najważniejszych utworów w historii polskiej kinematografii, głównie z uwagi na innowatorską i eksperymentalną formę.

W filmie tym Królikiewicz przeniósł swój system teoretyczny, oparty na demokratycznej i kreacyjnej idei przestrzeni pozakadrowej, na grunt praktyczny. Jego zdaniem realizm sprzyja usypianiu widza, zaś w filmie chodzi o to, by uruchomić wyobraźnię. „Na wylot” jest opowieścią o małżeństwie, które dokonuje brutalnego morderstwa z premedytacją, a wszystko to dzieje się poza zasięgiem wzroku widza – kamera najpierw pokazuje zamknięte drzwi, czemu towarzyszą wyłącznie dźwięki makabry, a następnie subiektywizuje zbrodniczy akt z perspektywy oprawców. W wywiadzie rzece, udzielonym Piotrowi Kletowskiemu i Piotrowi Mareckiemu, Królikiewicz tłumaczył swoją refleksję chęcią zaangażowania widza do współautorstwa poprzez sugerowanie, a nie pokazywanie na ekranie.

Jak słusznie zauważył, postrzeganie świata ma model ostrosłupa i w ten sam sposób buduje się kadr, tymczasem jego zamiarem było przekształcenie tego modelu w kulę i umieszczenie nieruchomej kamery w samym jej środku. Wyjaśniał to na przykładzie bieżni, po której porusza się biegacz, raz po raz pojawiający się i znikający przed oczami. „Nie tylko ja jestem wtedy reżyserem, ale też widz” – mówił Królikiewicz.

Widz też jest reżyserem

Wspomniana demokratyczność wynika w tym przypadku z faktu, iż publiczności pozostawia się pole do domysłów. Twórca daleki był od klasycznych rozwiązań inscenizacyjnych – na jego filmy składają się przedziwne, niemal ekspresjonistyczne ruchy kamery, sceny pozbawione dialogów lub oparte na dialogu spoza kadru, zmiękczenia, nieostrości, deformacje czy nagłe przyspieszenia, przywodzące na myśl francuski impresjonizm. Często to, co zupełnie nieistotne, stanowi znaczną część kompozycji, przysłaniając rzeczy ważne, usytuowane gdzieś na dalszym planie.

Jak zauważył Łukasz Maciejewski, w przypadku Królikiewicza forma zawsze ma uzasadnienie psychologiczne. Jego filmy są bowiem o ludziach skrzywdzonych i poniżonych, wyjętych z piwnicy, jak ich określił sam reżyser, a sposób ich realizacji pozwala dotrzeć do najgłębszych stanów bohaterów. Tak było w „Tańczącym jastrzębiu” (1977), w którym syn chłopa dzięki uporowi zasiada na dyrektorskim stołku, a wspinając się po społecznej drabinie, traci po drodze wszystkich, by ostatecznie samemu zginąć w tragiczny sposób. Tak było w „Zabiciu ciotki” (1984), w którym w niepokojący sposób mieszają się porządki jawy i snu protagonisty rozważającego morderstwo członka własnej rodziny. Tak też było w końcu w „Przypadku Pekosińskiego” (1993), filmie nagrodzonym Złotymi Lwami na festiwalu w Gdyni, opowiadającym historię upokorzonego człowieka bez przeszłości, który nie pamięta daty, miejsca urodzenia ani choćby nazwiska – wszystko to zostało mu sztucznie narzucone przez komunistyczne władze.

Królikiewicz miał się pojawić na tegorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, gdzie przewidziano specjalny pokaz jego fabularnego debiutu. Nie zdążył, a jego pamięć widownia uczciła minutą ciszy. Był wykładowcą na Uniwersytecie Łódzkim i w Szkole Filmowej, a także autorem wielu filmoznawczych analiz poświęconych wybitnym dziełom światowej kinematografii, jak choćby „Obywatel Kane” (1941) Orsona Wellesa. Filmografię reżysera zamykają „Sąsiady” z 2014 roku.

Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną