Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Fabryka pamięci

Festiwal filmowców niepokornych w Gdyni

Norbert „Smoła” Smoliński, lider zespołu Contra Mundum, wystąpił w finałowym koncercie festiwalu. Norbert „Smoła” Smoliński, lider zespołu Contra Mundum, wystąpił w finałowym koncercie festiwalu. Karol Makurat / Reporter
Zakończony właśnie IX Festiwal Niepokorni Niezłomni Wyklęci pokazuje nową wizję historii Polski. Prowadzi ona od męczeńskiej śmierci z rąk niemieckich lub ubeckich wprost do zmartwychwstania Narodu Polskiego.
Płk Jerzy Stawki „Lubicz” uhonorowany podczas gali festiwalu jako weteran walki o wolnośćRoman Jocher/PAP Płk Jerzy Stawki „Lubicz” uhonorowany podczas gali festiwalu jako weteran walki o wolność
Wystawa towarzysząca gdyńskiemu festiwalowiKarol Makurat/Reporter Wystawa towarzysząca gdyńskiemu festiwalowi
Nagrodę Złotego Opornika zdobyła Krystyna Krauze za dokument „Braciszek Karel” o czeskim bardzie Karelu Krylu.Roman Jocher/PAP Nagrodę Złotego Opornika zdobyła Krystyna Krauze za dokument „Braciszek Karel” o czeskim bardzie Karelu Krylu.

Dzień budzi się nad lasem. Słychać stukanie dzięcioła i widać, jak parująca rosa tworzy mgłę. Pozorną ciszę przerywa salwa karabinu. Wiele salw. Żołnierze, do tej pory przykryci kępkami trawy i listowiem, rzucają się do walki, a kamera skacze w konwulsyjnych podrygach. Cięcie, ujęcie obejmuje Tatry. Narrator recytuje z offu: żelazem trzciną/wolnym ogniem/określa się granice jego ciała, a dyskretny napis w dołu ekranu informuje, że to wiersz Zbigniewa Herberta „Przesłuchanie anioła”. Jeszcze czarna plansza z cytatem „Lepiej umrzeć, stojąc dumnie wyprostowanym, niż żyć na kolanach”, nie wiedzieć czemu przypisanym Jerzemu Narbuttowi, bo przecież to z Che Guevary. Przebitka na eksperta IPN zaczynającego opowieść o zgrupowaniu XYZ Żołnierzy Wyklętych. I tak przez cztery dni.

To oczywiście uproszczony i uśredniony opis filmu dokumentalnego prezentowanego na Festiwalu Niepokorni Niezłomni Wyklęci. Festiwalu, dodajmy, bardzo dobrze zorganizowanego. Cztery dni pokazów filmów dokumentalnych, paneli dyskusyjnych, koncertów, kiermaszów książek, a nawet pokaz mody, będący wbrew pozorom jednym z niewielu elementów budujących pozytywny obraz historii wśród młodzieży.

Patriotyzm Jutra zawieszony wczoraj

Dyrektorem i spiritus movens festiwalu jest od lat Arkadiusz Gołębiewski, operator i reżyser filmowy. Tematyką Żołnierzy Wyklętych zainteresował się 15 lat temu, czytał głównie o walkach toczących się na jego rodzinnym Mazowszu, w tym o spopularyzowanym przez film „Historia Roja”, a wtedy praktycznie nieznanym, Mieczysławie Dziemieszkiewiczu. W historiach Wyklętych widział gotowe scenariusze filmowe. To popchnęło go do zrealizowania własnego dokumentu – właściwie nie tyle o samym podziemiu niepodległościowym, ile o jego trudnej i wielowątkowej historii. Film nosił tytuł „Rozbity kamień”.

Gołębiewski zaaranżował i sfilmował spotkanie oficera Armii Krajowej i oficera Armii Berlinga, którzy w 1945 r. stanęli naprzeciw siebie. Wówczas dwudziestokilkulatkowie nie byli gotowi na przelewanie polskiej krwi, dlatego zdecydowali się zminimalizować straty i wzajemnie informowali się o swoich posunięciach. Po 60 latach bez wahania rzucili się sobie w ramiona.

Gołębiewski wspomina, że film spotkał się z niemal zerowym zainteresowaniem. Środowisko prawicowe zarzucało mu relatywizowanie historii, inne środowiska nie były zainteresowane nim wcale. Pokazy odbywały się rzadko i nie wszędzie, gdzie reżyser by sobie tego życzył, bo jak mówi: „Kraków ma swoich dokumentalistów”. Realizacja „Rozbitego kamienia” pozwoliła mu jednak poznać innych filmowców miłośników historii Polski. Zaczęli wymieniać się opiniami, rozmawiać, raz do roku spotykać się na pokazach swoich filmów. Powstawał zalążek festiwalu.

Od tamtego czasu Arkadiusz Gołębiewski wraz ze swoim projektem przeszedł niemal tak długą drogę jak… Szczepan Twardoch. Bo, jak mało kto pamięta, w 2008 r. ten młody wówczas fantasta wydał zbiór opowiadań zatytułowany „Prawem wilka” – w którym znalazła się między innymi historia o walce ubeków z magicznymi mocami broniącymi relikwii świętego Felicjana (sic!). O ile jednak Twardoch zmienił tematykę utworów, styl pisania i życia, to Gołębiewski stopniowo przekonywał się, że obrał dobry kierunek.

Przekonywali go do tego starzy i nowi znajomi, a także wspierały okoliczności. Festiwal Niepokorni Niezłomni Wyklęci na początku swojej działalności napotykał trudności. Rząd Platformy Obywatelskiej zlikwidował ogólnopolski program grantowy Patriotyzm Jutra, który mógłby zapewnić wsparcie festiwalowi, a projekt Muzeum Historii Polski został zdjęty z listy priorytetów oczekujących na unijne dofinansowanie. Gołębiewski wspomina użeranie się z różnymi instytucjami, choćby z Narodowym Centrum Kultury, które za poprzedniej dyrekcji kręciło nosem na dostarczenie festiwalowi kilkudziesięciu długopisów. Tymczasem rosło grono nowych, żywo zainteresowanych historią znajomych.

W tym roku, przechadzając się po terenie festiwalu, można było spotkać braci Karnowskich, Piotra Semkę, Jana Żaryna, Kornela Morawieckiego, a nawet ministra Piotra Glińskiego. Patronatem festiwal objął prezydent Andrzej Duda, a dobrych słów nie szczędził Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni, który od lat udowadnia, że potrafi kochać wszystkich tak jak nikt inny (co procentuje niemal 80-proc. poparciem mieszkańców miasta). Wsparcia festiwalowi udzielili PKO Bank Polski, Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych, PZU, a nawet PGNiG, chcące chyba doszusować do PGE, która patriotyczne zaangażowanie udowodniła w rocznicę wybuchu powstania warszawskiego (spółka opublikowała wtedy reklamę z małym powstańcem i podpisem „poświęcenie to wielka energia”). Płynące nowymi strumieniami pieniądze pozwalają finansować festiwalowe atrakcje.

Wykluczanie leczą wykluczaniem

Filmowy entourage festiwalu rzucał się w oczy na każdym kroku, choćby poprzez czerwony dywan położony przed wejściem do Gdyńskiego Centrum Filmowego. Za nim ścianka z logo festiwalu, która posłużyła za przestrzeń do fotografowania się – ale nie z gwiazdami kina, to nie ten festiwal – tylko z kombatantami. O tych bardzo zadbano – cały czas byli zaczepiani, media robiły z nimi wywiady, a młodzież prosiła o autografy.

Zgodnie z nazwą festiwalu to historia militarna (i żadna inna) miała wybrzmieć najgłośniej. Szeroki wybór filmów dokumentalnych, walczących o nagrodę Złotego Opornika, obejmował takie produkcje, jak „Bitwa pod Rząbcem”, „Podwójnie wyklęty” czy „Droga wodna niestrzeżona, czyli skok przez płot w jednym bucie”. Każdy z nich wzbudza kontrowersje, żaden nie powinien zostać puszczony bez solidnego komentarza czy panelu dyskusyjnego po filmie.

Bitwa pod Rząbcem była starciem między żołnierzami Narodowych Sił Zbrojnych i Armii Ludowej, wspieranej przez grupę radzieckich spadochroniarzy, oczywiście zwycięskim dla NSZ. O ewentualnym wsparciu, które żołnierze tej formacji mieli otrzymać od strony niemieckiej, z filmu się nie dowiemy, z kolei rozstrzelanie radzieckich jeńców po bitwie jest relatywizowane – zrzucane na ich rzekomą ucieczkę. Trudno żeby było inaczej, jeśli jednym z ekspertów wypowiadających się w filmie jest Leszek Żebrowski – negacjonista polskiego udziału w zbrodni w Jedwabnem.

O ile można dyskutować, czy rozstrzelanie radzieckich jeńców przez polskich żołnierzy było podyktowane świadomością tego, co się stało z polskimi oficerami w Katyniu i było jedynym możliwym wyjściem dla dalszego funkcjonowania oddziału w warunkach polowych, o tyle podnoszenie po raz kolejny tematu Romualda Rajsa „Burego” w filmie „Podwójnie wyklęty” trudno odczytać inaczej niż jako bezczelną prowokację. Nie sposób wyjaśnić, czy twórcy filmu robią z widzów idiotów (kiedy widz ma 13 lat, wciskanie mu wszystkiego jest znacznie łatwiejsze), czy palenie prawosławnych wsi po prostu im się podoba? Tłumaczenie, że była to kara za współpracę z Sowietami, jest tak samo dobre jak nazistowska retoryka mówiąca, że Polaków trzeba karać za ukrywanie Żydów.

No i wreszcie słynny skok Wałęsy przez płot i dyskusja o tym, czy płot był, czy go nie było. Na ekranie widać Sławomira Cenckiewicza, który dyskutuje sam ze sobą, co jakiś czas asystują mu bohaterowie sierpniowych wydarzeń. O ile filmu o Burym nie sposób zaakceptować w całości, to trudno odbierać głos Annie Walentynowicz (nagranie pochodzi z 2006 r.). Tylko dlaczego zarówno film, jak i festiwal wykluczyły jakąkolwiek dyskusję? Dlaczego nie zaproszono historyków z innych środowisk? Na pytanie, czy na festiwalu mógłby pojawić się film o Jacku Kuroniu, Arkadiusz Gołębiewski odpowiedział bez chwili wahania, że tak, tylko że takie filmy nie powstają. Powstał trochę inny, doskonały „Morgenrot” Michała Korchowca, opowiadający o trudnych losach Mazurów i odkrywaniu rodzinnych historii, a formalnie bijący na głowę wszystko, co można było zobaczyć na festiwalu. Tyle że „Morgenrot” nie opowiada „historii Polski zwycięskiej”.

Łącznie w konkursie Niepokornych wzięło udział 30 filmów, a zwycięzcą okazał się czesko-polski film „Braciszek Karel” – opowieść o Karelu Krylu, czeskim bardzie, który musiał wyemigrować z kraju po praskiej wiośnie.

Nakręć dziadka komórką

Obok filmów zrealizowanych przez profesjonalnych filmowców miejsce miały również pokazy produkcji przygotowanych przez młodzież walczącą o statuetkę Anioła Wolności. Te siłą rzeczy były znacznie bardziej naiwne i prostsze od dzieł zawodowców. Pełne amatorskich inscenizacji i rozmów z kombatantami, którym często na myśl o minionych latach załamywał się głos. Wpisuje się to w jeden z flagowych projektów Arkadiusza Gołębiewskiego: „nakręć dziadka komórką” – pomysł w swej istocie sensowny, aczkolwiek mogący nieść różne konsekwencje. Opowieść „świadka historii” może uświadomić słuchaczowi, że nie minęło wiele czasu, od kiedy Europa ulegała wojennym wstrząsom, ale na pewno nie zbuduje spójnej, wielowątkowej narracji o złożoności konfliktu, której Festiwal NNW w żaden sposób zresztą nie proponuje.

Po zmierzeniu się z rówieśnikami w konkursie filmowym młodzież mogła udać się na lekcję historii organizowaną przez youtubera – Wojciecha Drewniaka, znanego z kanału „Historia bez cenzury”. Drewniak przygotował się do dwóch tematów-hagiografii: generała Tadeusza Rozwadowskiego i rotmistrza Witolda Pileckiego. Youtuber za nic ma niuanse i konteksty, skacze od faktu do faktu, żeby odpowiedzieć roześmianej sali na nurtujące wszystkich pytanie: „Dlaczego Rozwadowski ożenił się z brzydką babą?”. Efekt? Piorunujący. Kolejka uczniów ustawiająca się po autografy. Kiedy nieprzejęty swoją sławą Drewniak wychodził z Gdyńskiego Centrum Filmowego, dopadła go grupa kilkunastu nastolatek (klasa humanistyczna jednego z gdyńskich liceów), przytulając go i domagając się zrobienia serii zdjęć. Stojący kilkanaście metrów dalej zawodowi historycy przecierali oczy ze zdumienia.

Zarówno „nagrywanie historii komórką”, jak i spotkanie z wyluzowanym youtuberem ma nas doprowadzić do narracji historycznej rodem zza oceanu. Twórcy festiwalu podkreślali swoją fascynację dumną amerykańską historią i majestatycznie powiewającymi gwieździstymi sztandarami na każdym amerykańskim domu. Dlatego też zaprosili do Gdyni dr Cathy Gorn związaną ze stowarzyszeniem National History Day. Na pytanie kierowników festiwalu, czy takie imprezy zbliżają nas do amerykańskich standardów, dr Gorn odpowiedziała, że festiwal jest fantastyczny i chciałaby zobaczyć coś takiego w Stanach.

Żołnierze Wyklęci to termin szalenie pojemny. Obejmuje zarówno tych żołnierzy Armii Krajowej, którzy nie zamierzali łamać raz danej przysięgi wojskowej i do których nie trafiły słowa profesora Tadeusza Manteuffla, że „teraz nie będziemy robić żadnej partyzantki, tylko uniwersytet”, jak i pospolitych bandytów, którzy znaleźli ujście dla swoich antysemickich fantazji. Polaryzacja polskiej sceny politycznej sprawia, że na skomplikowaną i tragiczną narrację nie ma dziś miejsca. Jest się albo po tej stronie co chłopcy z ONR organizujący marsz pamięci Burego w Hajnówce, albo po tej, co aktorka Teatru Powszechnego w Warszawie Klara Bielawka, która deklaruje w spektaklu „Mefisto” (choć ironicznie – recenzja spektaklu na s. 81), że nigdy nie zagra Inki.

Festiwal NNW stawia rok 1945 w centrum polskiej historii, zostawiając na marginesie wielowątkową społeczną, ale też zapomnianą ludową historię Polski. Dzięki temu można zarówno realizować bieżące cele polityczne: bo przecież kazamaty ubeckich oprawców prowadzą nas wprost ku „zdradzie Okrągłego Stołu”, jak i powracać do starych dobrych duchów romantyzmu.

Wyjdźmy z tego lasu, zanim się kompletnie pogubimy.

Polityka 41.2017 (3131) z dnia 10.10.2017; Kultura; s. 82
Oryginalny tytuł tekstu: "Fabryka pamięci"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną