Jasna strona gwiazdy
Monografia Jeana-Michela Basquiata w Barbican Centre w Londynie
Jak to się stało, że zaledwie 20-letni i nieposiadający artystycznego wykształcenia Jean-Michel Basquiat tak błyskawicznie i łatwo wdrapał się na szczyt artystycznej popularności? Bez znajomości, praktycznie znikąd, w Nowym Jorku, czyli stolicy światowej sztuki, wyłuskany z tysięcy młodych malarzy marzących o karierze. I jak to się stało, że mimo ledwie niecałej dekady aktywności utrwalił się w pamięci potomnych wyjątkowo mocno?
Przede wszystkim doskonale, choć raczej nieświadomie, trafił w swój czas i oczekiwania rynku sztuki i publiki. Szalone amerykańskie triumfy najpierw ekspresjonizmu abstrakcyjnego, a później popartu z jednej strony niesamowicie rozkręciły koniunkturę na współczesną sztukę, z drugiej – wyzwoliły oczekiwania czegoś ekscytującego i wcześniej nieznanego. Nowości potrzebowała publiczność, handlarze sztuką, ale też rozochoceni kolekcjonerzy, a nawet dyskontujący giełdowy boom maklerzy z Wall Street. I ten 20-latek był dla nich wszystkich doskonałym materiałem na kolejnego bohatera masowej wyobraźni.
Ożywcza bryza znad Karaibów
Proponował nowe otwarcie. Malarstwo dzikie, bezkompromisowe, drapieżne, gdzieś między ekspresjonizmem, sztuką prymitywną i sztuką ulicy. A publika zawsze kocha buntowników, którzy z dezynwolturą i bez kompleksów przyglądają się przeszłości. Dla zblazowanego świata sztuki i bohemy okazał się jak ożywcza, wiejąca znad Karaibów (był pół-Haitańczykiem, pół-Portorykańczykiem) bryza.
Co ciekawe, w swej niepokornej sztuce łączył dwie, wydawałoby się sprzeczne, tradycje malarskie: emocjonalną i intelektualną. Część miłośników sztuki przekonywała spontaniczność i przystępność sztuki, w której posługiwał się Basquiat wyrazistymi symbolami i prostymi odniesieniami. W jego dukcie pędzla też czuło się spontaniczny gest, ale bardziej zrozumiały niż u Pollocka.