Szumowska wyjątkowo celnie wpisała się w gorącą atmosferę 68. edycji berlińskiej imprezy, próbującej nakreślić mapę największych problemów współczesnego świata. Wystawianie rachunków kolonialnym reżimom za lata zbrodni i prześladowań, strach przed rządami prawicowych populistów, nierówności społeczne, nowy model rodziny – to tylko niektóre z wątków podejmowanych przez filmowców. Na ich tle bezkompromisowa „Twarz” okazała się zdumiewająco świeżym głosem. Mimo że dotyczy prowincji i naszych kompleksów, film został dość ciepło przyjęty – choć pojawiły się zarzuty, że idzie za daleko, przedstawia lokalną społeczność w zbyt czarnych barwach. Szumowska za bardzo kierowała się gniewem, pokazując polską wieś jako małostkowych bigotów i bandę niewykształconych prymitywów – uznał recenzent „Variety”.
Z „Twarzą” spory kłopot będzie miała też nasza prawica. Już w pierwszej prowokacyjnej scenie niesympatyczni rodacy biorą udział w upokarzającym wyścigu golasów po supermarkecie, gdzie rozebrawszy się do majtek, wyrywają sobie z rąk wymarzony telewizor z wyprzedaży. Później poczucie zawstydzenia tylko rośnie. Oglądamy m.in. zagrodę z dziećmi zabawiającymi się obciętą głową świni. Pogrzeb, na którym matka z synem i szwagrem biją się i kłócą o spadek po zmarłym. Księdza ukradkiem wsypującego do kieszeni pieniądze z tacy. Obrazki niczym z Mrożka albo z Barei prowadzą wprost do pytań o wartości, z jakimi chcemy się dzisiaj identyfikować i z czym jako wspólnota mamy największy problem. Nic tu nie zaspokaja narodowej dumy, raczej odsłania żałosne oblicze obłudy „moherowego ciemnogrodu” i poprzez wstrząs gwałtownie próbuje wybudzić z gnuśnego samozadowolenia.
Szumowska nie szkaluje rodaków. Ukazuje Polskę w krzywym zwierciadle.