Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Nina i kler

Kawiarnia literacka: Renata Lis

Kadr z filmu „Nina” Kadr z filmu „Nina” mat. pr.
Nie liczyłam, że dożyję takiego kina made in Poland.

Największym przekleństwem polskiej kultury jest hierarchia wartości, w której Bóg, honor i ojczyzna zajmują całe podium. A gdzie egzystencja? Gdzie jednostka? Gdzie nasze nieukościółkowane życia, nieunarodowione ciała i uczucia? Pojedynczy człowiek ze swoim życiem wewnętrznym, bezużyteczny dla obrony terytorialnej, Legionu Maryi i organizacji politycznych, jest w Polsce zerem wobec bytów prawdziwie istniejących: Ojczyzny, Narodu i Historii.

Niech nas nie zmyli gadanie o szlacheckiej wolności i samczo-warcholski kult sarmatyzmu: nawet jeśli w Polsce ceni się wolność, to wyłącznie wolność polityczną, a wolność polityczna to tylko część wolności, w dodatku najmniej indywidualna. Los zbiorowy stawiamy ponad jednostkowym, cele opartej na micie krwi i wiary wspólnoty symbolicznej dostają wyższy priorytet niż indywidualne potrzeby i pragnienia, a poświęcenie życia „dla ojczyzny” to rutynowe oczekiwanie wobec każdego. „Święta miłość kochanej ojczyzny” odbiera wartość miłościom prawdziwym: uczuciom do konkretnych żywych istot, bo przecież tylko takie można kochać, we wszystkich innych przypadkach słowo „miłość” to nadużycie lub metafora.

Nie wierzę w „miłość ojczyzny” – to wyjątkowo podejrzana ściema. Ojczyznę można szanować, cenić, być wobec niej lojalnym i czuć do niej przywiązanie z takiego czy innego powodu, ale kochać się jej nie da, tak jak nie da się kochać „ludzkości” albo „Pana Jezusa”. Miłość powstaje wyłącznie w relacji dwóch osób z krwi i kości. Tak jak w filmie Olgi Chajdas – między Niną a Magdą.

„Nina” weszła do kin razem z „Klerem” Wojtka Smarzowskiego i to sąsiedztwo trochę ją zagłuszyło – zgodnie z polską hierarchią wartości sprawy ludzi w sutannach zdominowały intymną opowieść o miłości kobiet. „Kler” – i kler – skupił na sobie niemal całą uwagę. Nie słyszałam, żeby na „Ninę” chodziły osoby stroniące wcześniej od kina albo żeby nawoływano do oglądania jej w czynie patriotycznym. Tymczasem zasługuje na to nie mniej niż „Kler” – w swojej wymowie jest tak samo epokowa, a do tego znacznie staranniej zrobiona i pod względem artystycznym bije Smarzowskiego na głowę. Niestety, miała „nieszczęście” skupić się na tematach, których w Polsce się nie ceni: na prywatnych uczuciach, na doświadczającym miłości ciele, na egzystencjalnych wyborach, których dokonuje się tylko we własnym imieniu. No i jeszcze jeden „problem”: niespodziewana miłość, z którą konfrontuje się bohaterka, to miłość do kobiety, a część scen rozgrywa się w środowisku lesbijek (olaboga!), co sprawia, że film natychmiast ląduje na marginesie jako „kino LGBT”, czyli – no jasne! – nie dla wszystkich, poboczne, tylko względnie ważne. Jakby knajpa dla lesbijek była miejscem bardziej ekstrawaganckim niż krakowska kuria! Polsko, litości! Film Chajdas to kino z tej samej półki co „Życie Adeli” Kechiche’a i „Carol” Haynesa – równie dobry jak tamte, z tą jednak niebagatelną różnicą, że „Ninę” zrobiła kobieta (z pomocą innych kobiet i paru mężczyzn). W polskim filmie, inaczej niż u Kechiche’a i Haynesa, to kobieta opowiada o miłości do innej kobiety, to ona nam tę miłość pokazuje, od niej zależy każdy szczegół obrazu i każde słowo. W Gdyni „Nina” otrzymała nagrodę w kategorii Inne Spojrzenie, ale przecież nie tam jej miejsce – to film, który powinien grać o najwyższą stawkę w konkursie głównym. Chcecie innego spojrzenia? Proszę bardzo: widzę Olgę Chajdas, jak odbiera Złote Lwy.

Materia, z której powstała „Nina”, to kultura uczuć – towar w polskiej sztuce deficytowy jak mięso w stanie wojennym. Nie przypadkiem nie powstał u nas film na miarę „Serca jak lód” Sauteta (oprócz ekranizacji Iwaszkiewicza przez Wajdę) – w polskim kinie oglądamy przeważnie ludzi uwięzionych w rolach, którzy zamiast uczuć przeżywają stereotypy i schematy, posługując się przy tym językiem tak sztucznym, że aż bolą zęby. Na tym tle „Nina” to cud – zjawisko, które otwiera zawrotne perspektywy, przełamuje niemoc egzystencjalną polskiej kultury, ofiarowuje język, którym można mówić o sprawach wcześniej niewyrażalnych. O zgodzie na życie, które jest ryzykiem. O wolności, która nie jest wolnością polityczną. O sytuacji, w której płeć nie wyznacza granicy miłości.

Zwłaszcza to ostatnie jest mi bliskie. Olga Chajdas z Martą Konarzewską (współautorką scenariusza) śmieją się w filmie z etykiet „lesbijka” i „biseksualistka”, którymi rodzina próbuje zneutralizować wybór Niny. „Nie zakochałam się w kobiecie, zakochałam się w osobie – mówi Nina siostrze. – Nie jestem homoseksualna, jestem magdoseksualna”. Podkreślę: to nie jest film o mężatce z klasy średniej, która odkrywa, że jest lesbijką. To film o Ninie, której przydarza się miłość do Magdy, tak jak Adeli przydarzyła się miłość do Emmy albo Teresie miłość do Carol. Nic ostatecznego z tego nie wynika, żadna nowa tożsamość. Chajdas nie pyta, kim Nina jest, tylko czego doświadcza i jak to przeżywa. Miłość nie przenosi Niny z jednej szuflady do drugiej, tylko otwiera na nieskończoność możliwości. Uwalnia. Z bezpiecznej przystani, w której prawie obumarła, Nina wypływa na otwarte morze. Na dobre i na złe.

Nie wiadomo, co w „Ninie” chwalić najpierw: scenariusz, zdjęcia Tomasza Naumiuka, muzykę Smolika, montaż Kasi Adamik czy kreacje Julii Kijowskiej, Elizy Rycembel i Andrzeja Konopki. W tym bliskim ciała filmie są też sceny seksu, naturalne i zarazem oryginalne – jeden z rzadkich przypadków, kiedy kamera patrzy na seks oczami kobiety.

Nie liczyłam, że dożyję takiego kina made in Poland. W zderzeniu z „Niną” kler traci znaczenie. Znika.

***

Renata Lis – wydała dwie parabiografie pisarzy: „Ręka Flauberta” i „W lodach Prowansji. Bunin na wygnaniu”, obie nominowane m.in. do Nagrody Literackiej Nike. Przetłumaczyła też z rosyjskiego książkę Leonida Bieżyna o wyprawie Czechowa na Sachalin pt. „Droga na wyspę katorżników”. W 2017 r. ukazała się jej książka eseistyczna „Lesbos”.

Polityka 42.2018 (3182) z dnia 16.10.2018; Kultura; s. 92
Oryginalny tytuł tekstu: "Nina i kler"
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną