Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Dom zły Michaela Jacksona

Michael Jackson i James Safechuck Michael Jackson i James Safechuck mat. pr.
„Leaving Neverland” ma niebezpieczną siłę czegoś więcej niż tylko opowieść o dwóch chłopakach, którzy po latach zdecydowali się zmienić swoje wyznania na temat Michaela Jacksona.

W pierwszej części czterogodzinnego, potężnego dokumentu „Leaving Neverland” piosenka „Bad” wraca jak refren. Każdy pewnie pamięta tekst tego przeboju: „You know I’m bad, I’m bad, really, really bad”. „Jestem zły”. Tu brzmi to, jak gdyby przedstawiał nam się czarny charakter z bajki dla niegrzecznych dzieci. Reżyser Dan Reed gra koncertowo na emocjach, wydłubując z archiwów kilka różnych koncertów (na którymś z nich debiutuje jeden z dwójki bohaterów filmu) Michaela Jacksona, podczas których właśnie „Bad” jest tłem do układów tanecznych wykonywanych przez artystę z zapraszanymi na scenę dziećmi. Dokument, który od dziś można obejrzeć w polskiej wersji na HBO GO, to kawał bardzo precyzyjnej filmowej roboty. Kto wyjdzie z seansu bez żadnych wątpliwości co do samych stawianych Jacksonowi zarzutów, ten nie rozumie, jaką siłę perswazji ma sam film. Ale kto z broniących Jacksona wyjdzie bez cienia zastrzeżeń w stosunku do swojego idola, ten okaże się naiwny albo zignoruje istotę filmu.

Posłuchaj: Czy wypada jeszcze słuchać Michaela Jacksona? [Polifonia na fonii]

„Leaving Neverland” jak terapia rodzinna

Wiemy od dawna, że rzecz zawiera wyznania dotyczące seksualnego molestowania przez Michaela Jacksona na przełomie lat 80. i 90. dwóch młodych chłopców, Wade’a Robsona i Jamesa Safechucka. Do Neverlandu po raz pierwszy przyjeżdżali w wieku 7–10 lat, a dziś są dorośli, mają własne rodziny i czterdziestkę lub prawie czterdziestkę na karku. Zbliżenia są opisane w szczegółach, co samo w sobie może być szokujące, albo odwrotnie – może wywoływać oskarżenia o wykalkulowane aktorstwo i próbę zniszczenia wizerunku Jacksona. W połączeniu z nostalgicznym powrotem do epoki największych sukcesów Króla Popu – z jego nieskończoną potęgą finansową i wyjątkowym kultem – robi to wszystko oczywiste wrażenie. Bez dodatkowych fajerwerków – montaż archiwalnych materiałów, także ujęć pochodzących z rodzinnych archiwów Robsonów i Safechucków, wystarczy. Prawie całkowity (choć doczekamy się mocnego akcentu!) brak drugiej strony razi, wywołuje wątpliwości, ale ostatecznie uchodzi Reedowi na sucho dzięki bardzo spokojnej narracji i jednemu ważnemu pomysłowi, o którym poniżej.

W istocie bowiem film w znacznej części niejako przechodzi do porządku dziennego nad samymi zarzutami, koncentrując się na najbliższym otoczeniu domniemanych ofiar i sposobie, w jaki Jackson wpływał na całe ich rodziny. Po pierwsze, Safechuck i Robson muszą się tu przyznać do czegoś więcej niż bycia ofiarami molestowania – do życia w miłosnej relacji z artystą, który ich uwiódł połączoną mocą swojej gwiazdorskiej charyzmy, bezpośredniości i przyjacielskiego otwarcia, delikatnie (albo sprytnie i perfidnie, jak kto woli) wykorzystywanej chwili inicjacji seksualnej. Rodziny muszą się przyznać do zaczadzenia stylem życia w pobliżu Jacksona, dostępem do niego, który czynił z nich wyjątkowych. I jedni, i drudzy są przy tym otoczeni przyjaźnią, pomocą, Jackson rozdaje pieniądze, pomaga rozwijać talenty chłopców – Safechuck, dziecięcy aktor reklamowy, rozwija się dzięki niemu jako filmowiec, Robson, młodociany tancerz, zostaje choreografem, wkrótce rozchwytywanym. Gdzieś w tle mamy problemy rodzin naznaczonych regularnymi spotkaniami z gwiazdą – kłótnie małżeńskie, całkowity rozpad rodziny Robsonów, gdy ojciec Wade’a zostaje w Australii, a matka chce zapewnić synowi karierę w Kalifornii, u boku jego mentora. Na tym planie „Leaving Neverland”, jak w tytule, staje się opowieścią o zbiorowej, rodzinnej terapii wychodzenia z Neverlandu.

Czytaj także: Teraz #MeToo w muzyce

Dlaczego ofiary Michaela Jacksona zmieniły wyznania sprzed lat

Zarzuty przeciwników filmu są oczywiste: dlaczego swoje historie ofiary opowiadają dopiero teraz? Dlaczego wcześniej (Robson w pełni, Safechuck w mniejszym stopniu) ratowali reputację Jacksona w kilku momentach podczas śledztw prowadzonych przeciwko niemu, gdy stawiano zarzuty pedofilii? Czy nie chcą aby tylko wyciągnąć kolejnych pieniędzy z majątku zmarłej 10 lat temu gwiazdy?

Ale można przecież całość odwrócić: dlaczego wtedy zeznawali, że nic im się nie stało? Może bali się stracić uczucia najważniejszego człowieka, patronat ich dzieciństwa? Może bali się utracić pieniądze, które się z tymi wiązały? Wstydzili się przed całym otoczeniem? A może po prostu długo w ogóle nie mieli świadomości, że byli molestowani?

Bezwzględnie na niekorzyść Jacksona działa cała, oparta już na betonowych podstawach, historia o nawiązywaniu relacji z młodymi chłopcami – to w dużej mierze kwestia perspektywy czasowej i zmieniającej się świadomości na temat pedofilii czy zachowań niestosownych, ale cały czas zastanawiamy się: czy dziś do czegoś takiego mogłoby w ogóle dojść? Czy wolno wchodzić w taką relację z dziećmi, nawet na czysto platonicznym poziomie? Temu służy ta część filmu, która relacjonuje współczesne życie chłopaków, opowiada o założonych przez nich rodzinach. Wprowadza dzisiejsze pytania do sprawy sprzed 30 lat.

Czytaj także: Być jak Michael Jackson

Dokument Reeda może zmienić wspomnienia całych pokoleń

Same opowieści o molestowaniu snute są zaskakująco spokojnie, emocje wybuchają dopiero na końcu, gdy bohaterowie opowiadają o relacjach we własnych rodzinach. To pewnie dobry materiał dla psychologów, którzy mogą na tej podstawie oceniać zachowanie bohaterów po przejściach, po terapii, ale też – jednak – decydujących się na wyjście z bardzo intymnymi wyznaniami do masowej publiki. Wszystko to, włącznie z kliniczną konwencją filmu Reeda, wydaje się bardzo ryzykowne. Mamy świadomość zabawy bombą, która zmienia nie tylko wspomnienia dwóch rodzin z białej klasy średniej (i to układa się w pewien wzór w wypadku Jacksona), ale może wstrząsnąć wspomnieniami całego pokolenia. Obejrzeć to z jednej strony trzeba, z drugiej – ostrzegam, że tylko na własną odpowiedzialność.

„Leaving Neverland”, reż. Dan Reed, HBO GO

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną