Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Roztopić się w postaci

FOREST WHITAKER
Urodzony 1961 roku aktor, producent i reżyser amerykański. Przełomowa w jego karierze aktorskiej okazała się rola w biografi Charliego Parkera FOREST WHITAKER Urodzony 1961 roku aktor, producent i reżyser amerykański. Przełomowa w jego karierze aktorskiej okazała się rola w biografi Charliego Parkera "Bird", wyreżyserowanej przez Clinta Eastwooda. Sam również staje za kamerą – ostatnio pod
Zapis spotkania z Forestem Whitakerem, odtwórcą roli dyktatora Idi Amina w filmie "Ostatni król Szkocji"

Wspominał pan w wywiadach, że wcielenie się w postać Idi Amina zmieniło pana jako aktora.
To prawda. Uchwycenie energii tej postaci wymagało ogromnej wewnętrznej pracy. Musiałem kompletnie się przestroić, niemal zniknąć jako osoba, roztopić się w tej postaci, by osiągnąć to, na czym mi zależało. Kiedy znajduje się właściwy gest, ruch czy sposób chodzenia, w pewnym sensie wpływa to także na sposób myślenia. Dla mnie najważniejsze tym razem było chyba dotknięcie tylu nowych miejsc - szczególnie moja pierwsza podróż do Afryki sprawiła, że wyszedłem z tego doświadczenia odmieniony.

Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej w życiu oddałem się całkowicie postaci, byłem nią we dnie i w nocy, nawet w snach. Czasem po zakończeniu pracy nad innymi projektami zdarzało mi się myśleć, że mogłem coś zrobić inaczej, lepiej - a tym razem zszedłem z planu ze świadomością, że to wszystko, na co mnie stać, i że jeśli się udało, to się udało, ale nie potrafię zrobić już nic więcej.

Kiedyś w rozważaniach nad aktorstwem często mówiło się, że np. brytyjski styl aktorstwa jest bardziej fizyczny, a amerykański bazuje na Metodzie, ale ostatecznie oba te podejścia prowadzą do tego samego. Miałem do czynienia z tymi dwiema szkołami, bo najpierw studiowałem na University of Southern California, a potem w Drama Studio w Londynie, ale mimo że miałem znakomitych nauczycieli, uważam, że same studia nie mają wiele wspólnego z aktorstwem. Więcej o graniu nauczyli mnie mój instruktor sztuk walki i medytacja.

Niektórzy twierdzą, że najważniejsza różnica między brytyjskimi i amerykańskimi aktorami polega na tym, że ci pierwsi mają lepszą dykcję, lepiej panują nad językiem. W pana wypadku sposób mówienia wydaje się wyjątkowo istotny jako element odtwarzanej postaci.
To wszystko zależy od sposobu podejścia do granej postaci. Dla mnie bardzo ważne jest to, jak postać mówi - do pewnego stopnia determinuje sposób, w jaki bohater myśli i co się z nim stanie. Kiedy pracowałem nad rolą w "The Crying Game", najbardziej pomógł mi mój kierowca. Upodobniłem swój głos do jego głosu, podchwyciłem słówka, których używał, naśladowałem jego sposób mówienia.

Przygotowując się do roli Idi Amina starałem się przeprogramować się tak, jakby suahili, a nie angielski, był moim ojczystym językiem. Zacząłem nad tym pracować jeszcze w Los Angeles, długie miesiące przed wyjazdem do Ugandy. Szczególnie ważne było dla mnie, żeby zrozumieć kulturę Afryki niejako od środka - poczuć ją, dotknąć. Dopiero tam na miejscu byłem w stanie nauczyć się nie tylko słownikowego znaczenia słów w suahili, ale ich kontekstu i ładunku emocjonalnego.

Czy proces pracy nad rolą jest inny, kiedy gra pan postać historyczną, jak Idi Amin czy Charlie Parker, a inny, gdy wciela w fikcyjnego bohatera?
Myślę, że to przede wszystkim inny rodzaj odpowiedzialności. Charlie Parker miał rodzinę i ciągle żyją ludzie, którzy go znali, ale nie ma w zasadzie materiałów filmowych z jego udziałem. Może jeden mały fragment. Prawie wszystko, czego się dowiedziałem o jego fizyczności, pochodziło z fotografii: jak stał, jak trzymał instrument. Najwięcej dało mi zgłębianie jego muzyki, interpretowanie utworów, które grał. Dlaczego zagrał coś tak, a nie inaczej? To było kluczem do wyobrażenia sobie jego myśli, jego emocji. Nuty stały się słowami, a instrument był kluczem do wszystkiego.

Idi Amin miał całą chmarę dzieci, masa ludzi została naznaczona kontaktem z nim. To często pomaga, bo przynajmniej ma się jakieś poczucie kierunku w pracy nad rolą. Nawet jeśli nie zdecyduje się bezpośrednio kopiować Amina na podstawie materiałów archiwalnych, zawsze mogę znaleźć w nich coś, co mi pomoże – na przykład jakiś gest. Miałem nadzieję odnaleźć w historycznej postaci coś, co pozwoli mi odszukać w samym sobie element, który być może już tam istnieje, ukryty.

Kiedy przyjechałem do Ugandy, poznałem braci i siostry Amina, jego żołnierzy, ludzi, którzy byli jego ministrami, przeróżnych, nawet starców, którzy go wychowywali, a także tych, którzy stracili członków rodziny w czasie dyktatury albo w inny sposób ucierpieli z jego winy. To wielka odpowiedzialność wcielać się w tę postać, zwłaszcza jeśli się zrozumie, że był ważną figurą nie tylko dla Ugandy, ale dla Afryki w ogóle, a wydarzenia ukazane w filmie miały miejsce niedawno, w 1979 roku. To bardzo skomplikowane: z kim by się nie rozmawiało, okazuje się, że ktoś z ich krewnych został albo zamordowany, albo wyniesiony na wysokie stanowisko przez Amina. Dotyczy to nawet ugandyjskich aktorów i statystów, którzy pracowali przy filmie. Informacje nieustająco spływają z każdej strony, wszyscy mają do opowiedzenia jakieś historie.

Czy trudno jest panu otrząsnąć się, wyzwolić z postaci, w które tak mocno się pan angażuje?
Czasami tak. Chyba wypracowałem sobie metodę wydobywania się z postaci, coś jak psychiczny prysznic. Jednak chyba zawsze odrobina postaci zostaje ze mną - to trochę jakbym jako aktor podlegał ciągłej reinkarnacji. Coś zawsze zostaje, potem nagle okazuje się, że wiem, jak naprawić coś w samochodzie tylko dlatego, że dwanaście lat wcześniej intensywnie pracowałem nad rolą, w której miałem być mechanikiem i bardzo solidnie się do niej przygotowałem.

Miał pan sporo szczęścia do reżyserów i wydaje się, że bardzo uważnie wybiera pan twórców, z którymi chce pracować.
Szczególnie lubię pracować z niezależnymi filmowcami, choć w moich wyborach najwięcej zależy od scenariusza i od osoby. Nieraz zdarzało mi się działać z debiutantami i muszę powiedzieć, że filmy, które z nimi zrobiłem, uważam za moje najlepsze. Właśnie skończyłem pracę nad "The Air I Breathe" z młodym reżyserem Jieho Lee. To jego pierwszy film. Uważam, że Jieho jest świetny, ma niesamowitą wizję i wyjątkowy sposób patrzenia na świat. Staram się być maksymalnie otwarty, mam zaufanie do swoich wyborów - jeśli się nie uda, to się nie uda, trudno. Ale zawsze ufam swemu instynktowi.

W spotkaniu z Forestem Whitakerem zorganizowanym przez Film Society of Lincoln Center w Nowym Jorku 19 stycznia 2006 r. brała udział (oraz notowała) Kamila Sławińska.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną