Zmarł Tadeusz Nalepa. O tym gitarzyście i wokaliście zwykło się mówić, że nauczył Polaków grać i słuchać bluesa. Jednak jego wpływ na rodzimą muzykę popularną był o wiele większy. Tadeusz Nalepa (ur. 1943) zaczął swoją muzyczną podróż z zespołem Blackout, jednak największe uznanie przyniosły mu płyty nagrane z kolejną formacją – Breakoutem. To właśnie z tym zespołem nagrał piosenki, które stały się rockową klasyką: „gdybyś kochał, hej!” czy „Poszłabym za tobą”. Otóż właśnie – można powiedzieć, że lider Breakoutu wyprzedził swoją epokę i pod koniec ery Gomułki stał się zwiastunem rockowego boomu, który nadszedł dekadę później – na początku lat 80. Ostre, przesterowane brzmienie gitary, dynamiczne kompozycje zbudowane wokół kilku powtarzanych akordów szokowały słuchaczy, którzy byli przyzwyczajeni do grzecznej bigbitowej formuły, jak i gorszyła tych, którzy w latach 70. podążyli drogą eksperymentu i starali się łączyć muzykę rozrywkową z formułą niemal symfoniczną. Tymczasem Nalepa wiedział, że istotą rocka jest przepływ energii między muzykami, kontakt z publicznością, szczerość i prostota przekazu. Te cechy fani artysty mogli odnaleźć także w jego solowych nagraniach realizowanych od lat 80.
Kłopoty ze zdrowiem sprawiły, że z latami koncertował coraz rzadziej, a przecież to właśnie koncerty, dla gitarzysty czującego bluesową frazę, były muzycznym świętem i spełnieniem. Nalepa – podobnie, jak drugi z wielkich polskiego rocka, Czesław Niemen – nie pasował też do świata współczesnego przemysłu rozgrywkowego, w którym liczy się blichtr, plotka i dobry marketing. Coraz częstsze milczenie Nalepy miało w sobie coś ze sprzeciwu wobec tych nowych reguł, jakże obcych jego podejściu do sztuki. Sztuki, która, na szczęście, pozostanie z nami przez lata.
WIĘCEJ
- "Trzy smutne akordy", Krzysztof Burnetko: Blues i jego fani nie mają w Polsce łatwego życia. To nisza. W ostatnich latach bluesa słychać jednak częściej, i to na światowym poziomie. Tyle że nie jest to zasługą mediów ani przemysłu rozrywkowego.
- "Smutek na wesoło", Mirosław Pęczak: Co roku odbywa się w Polsce kilkadziesiąt imprez cyklicznych, na których gra się bluesa. Co roku przybywa nowych fanów tej muzyki, choć największe rozgłośnie radiowe zupełnie ją ignorują.