Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Jestem z miasta

© Wojciech Druszcz © Wojciech Druszcz
Powiedzmy to sobie szczerze: prawdziwe kobiety bywają dziś ciekawsze niż polska literatura popularna, która próbuje je opisać.
Zacznijmy od miejsca, w którym toczy się akcja powieści naszych popularnych autorek. Ich bohaterki nie mieszkają ani byle gdzie, ani byle jak: mężatki żyją zazwyczaj w pięknych domach. Kobiety niezamężne w luksusowych apartamentach. Najskromniejszy żywot wiodą studentki, które na spółkę z kilkoma osobami wynajmują mieszkania. Warunki pozostają jednak godziwe, każda ma swój własny pokój, który w tempie ekspresowym urządza zgodnie z własnym gustem i charakterem.

Poza wielkością i urodą domu równie ważne jest to, gdzie on się znajduje, ponieważ kobiety lubią żyć tam, gdzie można zażyć kultury, ale też pójść do wykwintnej restauracji czy do klubu. Na przykład w „Ich dwojgu i Julii” Zofii Mossakowskiej pewna nieźle wykształcona żona zażywa metropolitarnej kultury, uczęszczając z mężem do opery, w której ma wykupiony abonament. (Kiedy w ich związku zaczynają się kłopoty, abonament wykorzystuje inna pani). W „Czarodziejce Małgorzaty Wardy bohaterowie są tak wrażliwi na sztukę, że sami tworzą awangardową bohemę artystyczną, słuchającą zapamiętale… zespołu Kult.

Syndrom blondynki

Zdając sobie sprawę z licznych możliwości, jakie daje mieszkanie w mieście, trzeba pamiętać o tym, że ma ono również wady, a jedną z nich jest ruch drogowy. Daje się on we znaki między innymi redaktor naczelnej brukowca w „Syndromie starszej siostry” Malwiny Chojnackiej, która w porze szczytu zalicza samochodową stłuczkę, spiesząc się naturalnie na ważne spotkanie. Podobne przeżycia ma Judyta w najnowszej powieści Katarzyny Grocholi „A nie mówiłam!”, z tym że ta pod względem pecha bije resztę o kilka długości, wjeżdżając przez nieuwagę w samochód swojego eksmęża, któremu akurat wtedy towarzyszy najnowsza flama.

Wymienione przypadki stanowią niezbity dowód, że kobiety z dużych aglomeracji mają problemy odpowiednie do miejsca zamieszkania.

Nie należy jednak zapominać, że na życie na poziomie trzeba zarobić. Nowoczesne kobiety pracy się nie boją i zazwyczaj ją lubią, choć nie hańbią się byle czym. Piastują stanowiska dziennikarek, marketingowców, lekarek, jak też asystentek szefowych, łudząco przypominających tę z bestsellera Lauren Weisberger „Diabeł ubiera się u Prady. A kiedy pracy nie mają, wzorem bohaterki „Motyla na szpilce Beaty Wawryniuk przeistaczają się w modelki oraz muzy lub wchodzą szturmem do show-biznesu, który – jak można się dowiedzieć z „Syndromu starszej siostry – jest w stanie wchłonąć każdego, kto ma odpowiednie parcie na szkło.

Wśród współczesnych bohaterek trudno o panie zajmujące się wyłącznie domem, chyba że poszuka się gdzieś z dala od tętniącego życiem świata, na przykład wśród rodziny na wsi. Są to jednak odosobnione przypadki i zdecydowanie ze starszego pokolenia. Młode kobiety nie dają się tak łatwo zamknąć w domu.

Zakochane księżniczki

Niezależnie jednak od zawodowych ambicji, wszystkie bohaterki chcą jednego – choć w wersji nowoczesnej, bez zbędnych sentymentalizmów. Jeżeli są młode, co sprowadza się do tego, że nie są jeszcze rozwódkami, upragnionej miłości dopiero szukają. Aczkolwiek można odnieść wrażenie, że poszukiwania te są często wymuszone przez rodzinę lub przez otoczenie, w którym bycie singielką jest może i trendy, ale lepiej wygląda się z obrączką.

W dodatku status żony wydaje się na tyle atrakcyjny, że niemal całkowicie deklasuje ideał romantycznej miłości, co było rzeczą nie do pomyślenia w zamierzchłych czasach harlequinów. Wzorcowa pod tym względem bohaterka „Motyla na szpilce” już na jednej z pierwszych stron pyta retorycznie: „Dlaczego wszystkim się układa, wszyscy kogoś mają, pobierają się i rodzą dzieci?” – po czym postanawia wyjść za mąż i w tym celu udaje się do agencji matrymonialnej.

Kiedy wreszcie cudownym zrządzeniem losu lub dzięki chłodnej kalkulacji kobiecie uda się trafić na odpowiedniego mężczyznę, okazuje się on nie mniej zajęty pracą od niej i zupełnie nie kwapi się do robót domowych, które zmuszona jest wykonywać sama pani domu lub pani specjalnie do tego wynajęta. (Chyba że – za bohaterką Chojnackiej – wkroczy się w świat najnowszych trendów, w którym gosposią może być jedynie odpowiednio wyszkolony mężczyzna). Żona z „Ich dwojga i Julii” podsumowuje filozoficznie swoje małżeństwo: „Nowy model mitu to księżniczka wybaczająca, w mądrości swojej rozumiejąca mężczyznę bez słów. Księżniczka zbyt daleka, by mogły dosięgnąć ją egoizm mężczyzny oraz jego bezgraniczna, bezdenna i bezlitosna głupota”. Księżniczką jest, oczywiście, ona sama. I ma do pomocy gosposię.

Nie wszystko gra

Związek partnerski, niestety, zazwyczaj się nie sprawdza – wszyscy mężczyźni zdradzają, ale legalnym mężom częściej zdarza się wracać z powrotem ze skruszoną miną. Natomiast panowie niezaobrączkowani zawsze prędzej czy później okazują się draniami, którzy uganiają się za młodszymi i ładniejszymi, wykorzystując do tego swoją pozycję i pieniądze. Ten typ sprawnie demaskuje Agnieszka Szygenda we „Wszystko gra. Jej modni, atrakcyjni i bogaci bohaterowie kobiet potrzebują wyłącznie w charakterze rozrywki. Na swoje usprawiedliwienie mają bezgranicznie zakochane w nich matki.

Nic więc dziwnego, że w trudnych sytuacjach nie umieją stanąć na wysokości zadania. Potwierdza to choćby stały weekendowy kochanek z „Chichotu losu” Hanki Lemańskiej. Na wieść, że jego partnerka postanowiła zająć się dziećmi nagle zmarłej przyjaciółki, powiada: „Twoja decyzja dotycząca tymczasowej opieki nad dziećmi (...) komplikuje życie nie tylko tobie, ale i mnie. Co więcej, sprawia, że w moich oczach stajesz się osobą nieprzewidywalną. A to godzi w podstawy naszego związku”. W tym przypadku łapanie mężczyzny „na dziecko” nie zdaje egzaminu. Niewiele lepiej zresztą radzi sobie z tym problemem córka pani redaktor z „Syndromu starszej siostry”. Kiedy zachodzi w ciążę, przyszły ojciec dziecka szybko wraca do żony, z którą miał się lada dzień rozwodzić. Dla porządku trzeba przyznać, że mimo wykazywania braku jakiejkolwiek odpowiedzialności, tacy panowie również bywają obiektem polowań zdesperowanych pań. Obserwacja z niedzielnego pikniku w książce Chojnackiej: „Kilka babek, które przyszły, to singielki albo z odzysku. Po czym je poznać? Są kompletnie umalowane: oczy, usta, lakier na włosach!”.

Nie należy zapominać, iż także wyzwolonym kobietom zdarza się czasem rozbić cudze małżeństwo, lecz tu miłość schodzi na dalszy plan. Bohaterka „Dżungli nienawiści” Agnieszki Głowackiej uwodzi pewnego finansistę, ale wyłącznie po to, by odegrać się na ludziach, którzy skrzywdzili jej rodzinę. W tle gdzieś daje się wyczuć klimat rodem z „Dynastii”, ale jakże się od niego opędzić, jeżeli pisze się o niewyobrażalnych pieniądzach, wspaniałych stadninach i to wszystko w USA? Julia z książki Mossakowskiej wykazuje w tej mierze znacznie mniejsze ambicje, ograniczając się jedynie do uwiedzenia męża pani od opery, a i to chyba wyłącznie z ciekawości. No, ale ta historia rozgrywa się w Polsce, więc rozmach mniejszy.

Złe kobiety dobrymi matkami

Książkowe złe kobiety bywają na pocieszenie dobrymi matkami, mimo że dorastanie swoich dzieci postrzegają jako bezpowrotnie przemijanie własnej młodości. W zrozumieniu nowych czasów niewiele pomaga im powszechna pochwała macierzyństwa czy ideał matki-Polki. Okazują się bezradne, kiedy w „A nie mówiłam!” znajomy nastolatek opowiada o zabawie u kolegi: „U małego ostra sieka. Jedna mała czarna była niechuda, ale pozostałe to octówy”. Jak i wtedy, gdy w książce Chojnackiej bywała w świecie show-biznesu córka objaśnia matce nowe czasy: „E tam! Teraz wszystko jest na sprzedaż”, przy okazji tłumacząc się z artykułu w brukowcu na temat swej ciąży.

Koniec końców, życie rodzinne bohaterek nie przedstawia się najlepiej. Najczęściej obrót akcji zamienia ich wymarzone nuklearne gniazdko typu 2+1 w samotne rodzicielstwo (1+1), a jeżeli pociecha postanowi założyć własny dom, biedna przebojowa matka zostaje w domu zupełnie sama. Stosunki z dalszą rodziną, jeżeli ta w ogóle istnieje, są najczęściej chłodne.

Na otarcie łez zostają stare przyjaźnie, pod warunkiem, że najlepszym przyjacielem nie jest eks (przypadek z „Ich dwojga i Julii”) lub, że przyjaciółka akurat nie zmarła, osierocając przy tym dwójkę dzieci („Chichot losu”). Ich ojca, oczywiście, brak.

Jak radzić sobie z samotnością

W sytuacjach, w których kobieta już naprawdę nie ma się do kogo odezwać, radzi sobie z samotnością za pomocą ukochanych zwierząt domowych. Te zazwyczaj przyjmują postać kota lub psa, choć zdarzają się też okazy egzotyczne, między innymi iguany. W warunkach postępującego braku zaufania i zaniku więzi międzyludzkich są to jedyne stworzenia, którym można się wyżalić bez obawy, że następnego dnia będą o tym pisały wszystkie brukowce.

Innym sposobem radzenia sobie z nieprzyjemną sytuacją braku mężczyzny jest, wzorem bohaterki Wawryniuk, odwiedzenie salonu odnowy biologicznej w celu chwilowego poprawienia nastroju. Salon taki jawi się przy okazji jako dowód rozeznania się w trendach przez klientki, ponieważ jego personel składa się wyłącznie z Tajek o stosownie niezrozumiałym akcencie. („Pani siama chciala zieby egziotyćnie”.) A jak wiadomo, tam gdzie wieloetnicznie, tam i światowo, chociaż czasem trudniej się porozumieć. Co, biorąc pod uwagę już wymienione problemy, tylko potwierdza, że niełatwo jest być kobietą w wielkim mieście. O ile oczywiście wierzyć autorkom.

Czytelnikom, którzy dobrną do ostatniej kartki powieści, pozostaje jeszcze – również interesująca – lektura zamieszczonych zwykle na okładce not o autorkach. Jak się okazuje, większość z nich to szczęśliwe żony, matki, posiadaczki psów, a także wymarzonej pracy w roli dziennikarek, marketingowców i lekarek. Rozwijają się i planują podróże. Sądząc po tych opisach, ich życie jest jak z bajki lub z serialu. Albo z krajowej literatury dla kobiet.




WIĘCEJ

  • "Kobiety górą": Fielding, Rowling, Grochola, Ligocka, Chmielewska, Gretkowska – to tylko niektóre nazwiska pisarek, które od wielu miesięcy zajmują czołowe miejsca na listach książkowych przebojów. To polska specyfika czy coś więcej?
  • "Polski romans. Soczek marchewkowy jednodniowy", Zdzisław Pietrasik (11.02.2006): W komedii romantycznej wszystko jest piękne: ludzie, plenery, psy. Najpiękniejsza zaś jest miłość, która mimo niegroźnych przeszkód tryumfuje w obowiązkowym happy endzie. Nic dziwnego, iż polski widz pokochał je od pierwszego wejrzenia. Właśnie mamy na ekranie dwie nowe.
  • "Co ja tu robię?": Katarzyna Grochola, pisarka, o własnym wydawnictwie.
  • "Nie za wszelką cenę": Rozmowa z Danutą Stenką, laureatką Paszportu „Polityki”
  • "Proza domowa": Recenzja książki Katarzyny Grocholi "Serce na temblaku"
  • "Judyta ze słonecznej strony ulicy": Recenzja książki Katarzyny Grocholi "Nigdy w życiu!"

Polityka 10.2007 (2595) z dnia 10.03.2007; Kultura; s. 64
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną